"Dzień idealny"

411 53 5
                                    

Ten dzień Lukas mógł opisać dwoma słowami: wszechobecny spokój.
Od samego ranka wszystko szło po jego myśli.
Udałomu się bezproblemowo posłać Emila do szkoły i dodatkowo już o tej wczesnej porze zdąrzył dokończyć jeden z ostatnich rozdziałów książki.
Wtedy też zauważył, że ten dzień przygotował dla niego multum szczęścia.
Po zapisaniu ostatnich słów, odchylił się lekko na krześle, aby rozciągnąć obolałe kości, ale stracił równowagę.
Fotel zaczął bujać się na boki, a wszystkie mięśnie Lukasa spieły się, czekając na upadek.
Mimo wszystkich praw fizyki, które nakazywały siedzeniu przewrócić się z Norwegiem, krzesło wróciło do swej wcześniejszej pozycji.
Blondyn zawsze miał też problemy ze znalezieniem kluczy przed wyjściem z domu.
Często znajdywał je w najmniej oczekiwanych miejscach.
Raz zdarzyło się nawet, że znalazł poszukiwany przedmiot na najwyższej szafce w kuchni. Sam nie miał bladego pojęcia skąd one się tam wzieły - osobiście bez pomocy taboretu nie mógł tam nawet dosięgnąć.
Więc mógł poczuć sie lekko zdziwiony, gdy, ubierając buty, napotkał kluczę na białej komodzie w przedpokoju, zaraz przy lustrze.
Wtedy też już wiedział, że ten dzień będzie zaliczać się do tych dobrych.
Z wyjściem z domu również nie miał większych problemów: zamek się nie zaciął, nie spotkał na klatce żadnych wkurzających sąsiadek, które zawsze chciały z nim poplotkować o nowych lokatorach lub po prostu mówiły kąśliwe uwagi na temat Lukasa. Nie wiedzieć czemu, kobiety te zawsze potrafiły określić kiedy Lukas wychodzi z domu oraz się śpieszy i dokładnie wtedy stawały na jego drodzę w celu przedyskutowania nowych osiedlowych smaczków, a niebieskookiego naprawdę nie interesowało to co w wolnym czasie robi trzydziestoletni sąsiad z klatki obok czy jaki samochód ma ten dziwnie wyglądająca kobieta, opiekująca się dziećmi z bloku na przeciwko. Lukas miał własne problemy i nie widział sensu interesowaniem się sprawami innych.
Pogoda również dopisywała. Co prawda nie było ciepło, a słońce zupełnie nie przypominało tego samego z lata, ale temperatura jak na połowę listopada i tak była dość wysoko.
Przez ostatnie kilka dni również nie było żadynych mocnejszych opadów deszczu, zdarzały się tylko delikatne mżawki. Z tego też powodu Lukas nie musiał obawiać się tego, że gdy będzie szedł na brzegu chodnika, zostanie ochlapany brudną wodą z kałuży, przez nadjeżdżacący samochód.
Nawet samo wejście do jego ulubionej kawiarni było idealne.
Ludzi nie było wtedy zbyt wiele, więc Lukas czuł się swobodniej.
Pewnym krokiem podszedł do lady, gdzie już czekał zawsze wesoły Mathias.
- Co podać? - spytał.
Teraz nawet nie raził Norwega jego głupkowaty uśmieszek.
- Daję ci wolną rękę - stwierdził, nie mogąc zdecydować się na napój. - Zaskocz mnie.
Wtedy też Duńczyk zrozumiał, że Lukas ma wybitnie dobry humor.
Bondevik podszedł do stolika, który zwykle zajmował i cierpliwie czekał na pojawienie się Mathiasa.
Dobrze wiedział, że blondyn nie zepsuje jego zamówienia. Duńczyk zbyt długo pracował na uzyskanie choć minimalnego zaufania niebieskookiego, więc Norweg spodziewał się, że nie będzie chciał go stracić przez coś tak głupiego jak dorzucanie czegoś do kawy.
- Coś ty dzisiaj taki wesoły? - został zapytany przez Duńczyka, a przed nim pojawił się kubek Cafe Latte wraz z ciepłą szarlotką z bitą śmietaną i gałką lodów waniliowych.
Lukas szybko stwierdził, że danie Mathiasowi wolnej ręki było doskonałym pomysłem.
- Tak po prostu - odparł Norweg, chwytając w dłoń widelczyk, w celu ukrojenia pierwszego kawałka ciasta.
Uniósł wzrok i od razu rzucił mu się w oczy, siedzący na przeciwko Duńczyk.
Nie zbyt zdziwił się, widząc jego roztrzepane blond włosy, a tym bardziej dostrzegając radość w niebieskich oczach.
Zarzuconą miał na siebie czerwoną koszulę w czarną kratę, z pod której dostrzec można było białą bluzkę z logiem klocków lego, wydawało się Norwegowi trochę dziecinne.
- Smakuje? - zaśmiał się Mathias, widząc jak jego przyjaciel ochoczo pochlania kolejne kawałki ciasta.
Lukas spojrzał na niego złowrogo i wytarł dłonią twarz z bitej śmietany.
- A żebyś wiedział, że tak - powiedział tonem pełnym powagi, jednak Duńczyk i tak wybuchnął śmiechem.
- Co cię tak bawi? - spytał podejrzliwie.
- Nie mogę brać cię na poważnie, kiedy całą twarz masz w bitej śmietanie - stwierdził, opanowując śmiech.
Faktycznie, cały prawy polik i kawałek nosa Norwega były pokryte słodką substancją.
- Fajny z ciebie kolega, wiesz - mruknął pod nosem, biorąc w dłoń kilka serwetek. - Mogłeś mi wcześniej powiedzieć. Nie musiałbym wtedy robić z siebie takiego idioty, jakim ty jesteś.
- Ale i tak dobrze, że powiadomiłem cię o tym, przed twoim wyjściem z kawiarnii - wyszczerzył się głupio.
Lukas nie mógł temu zaprzeczyć, jednak nawet to nie pochamowało go przed posłaniem w stronę Mathiasa kolejnego spojrzenia pełnego gniewu i chęci mordu.
Po tej chwiliowej wymianie zdań, zagłuszyła ich cisza.
Lukas już wcześniej zauważył coś nietypowego w zachowaniu swego przyjaciela, ale dopiero teraz mógł dokładnie się mu przyjrzeć.
Jego niebieskie oczy były tak samo szczęśliwe jak zawsze, jednak, mimo to, wyglądały, jakby nad czymś gorliwie się zastanawiały.
Jego dłonie położone na stole były spiętę i Lukas mógł to określić przez jedno spojrzenie. Palce nerwowo stukały w drewno, jakby próbowały stworzyć nową, szybką melodię.
Przez tyle lat wspólej egzystencji w szkole, Norweg doskonale wiedział, że te symptomy to dowód na poważne rozmyślania Mathiasa.
Dodatkowo majestatycznie wpatrywał się w okno.
- Możesz powiecież nad czym tak gorliwie się zastanawiasz? - spytał.
Mathias spojrzal naniego, jakby wybudził się z jakiegoś transu.
- Nad niczym ważnym - odparł wesoło, odchylając się trochę do tyłu.
- A tak na serio?
Duńczyk westchnął, wiedząc, że jego wygodne kłamstwa na nic się mają.
- Myślałem sobie ostatnio... - zaczął, a po jego tonie głosu mozna było wyczuć, że temat był dla niego delikatny. - Dobra, nie ważne. Nie chcę ci psuć dnia.
- Teraz to już mnie zainteresowałeś - powiedział Lukas.
Duńczyk wyglądał na zrezygnowanego.
- Dlaczego zerwałeś ze mną kontakt? - spytał prosto z mostu, głęboko patrząc Norwegowi w oczy.
Bondevik wybrał definitywnie zły moment, aby napić sie swojego Cafe Latte, ponieważ słysząc to zdanie, zakrztusił się.
Kaszlnął kilka razy.
- Co? - powiedział po chwili.
- Wiesz... - Mathias oparł swohą głowę na ręcę. - Czemu nie odzywałeś się po liceum i te sprawy - mruknął. - Nie powiniem pytać.
Norweg był blady jak ściana, ale, mimo to, zdobył w sobie odwagę i postanowił odpowiedzieć przyjacielowi.
- Nie przepraszaj - poprosił. - A co do pytania... - Unikał kontaktu wzrokowego z Duńczykiem. - Wiesz, po liceum - Zacisnął usta w wąską kreskę i zastawiał się czy dobrą decyzją będzie powiedzenie mu o wszystkim. - Znałeś moją sytuację, prawda? - Mathias przytaknął. - Więc... - Głos Norwega stał się o wiele cichszy niż zazwyczaj. - Chciałem po prostu zacząć swoje życie od nowa, dobra? - mówił. - Już za czasów szkolnych irytowały mnie spojrzenia typu "Ojeju, on jest sierotą. Jaki on biedy". Dodatkowo wiele osób twierdziło, że to dzięki temu miałem dobre oceny w szkole, bo wiesz: "niech ma coś z życia". To serio irytowało. - Lukas stawał się pewniejszy. - W ogóle liceum to był dla mnie istny horror. Po prostu chciałem żyć normalnie. Bez żadnych ulg przez to, że nie mam rodziców. Więc dla mojego nastoletniego mózgu jasne było to, że muszę spalić za sobą wszystkie mosty. - Spojrzał mu w oczy. - Jeśli to cię uspokoi, to dopowiem, ze ze wszystkimi zerwałem kontakt - zaśmiał się gorzko.
- Łał - mruknął Mathias. - Chyba nigdy nie byłeś ze mną aż tak szczery - zauważył.
- Pierwszy i ostatni raz - Lukas zachował się jak prawdziwe dziecko i pokazał mu język.
Norweg zupełnie nie poczuł się speszony pytaniem Mathiasa. Oczywiście, bał się na nie odpowiedzieć, ale z niebieskich oczu chłopaka widział, że nie ważne co powie, Duńczyk go zrozumie albo chociaż spróbuje rozgryść co zmisiło Bondevika do takiego postępowania.
Nie pomylił się.
- A jak u ciebie? - spytał Norweg.
Wtedy też z ust Mathiasa wyrwał się potok słów, w których opisywał swoje minione dni, nie zapominając o tym, aby ponarzekać trochę na swoją szefową. Z tego co zrozumiał Norweg, ostatnimi tygodniami stała się ona tak drażliwa i zdenerwowana, jakby miała okres każdego dnia w miesiącu.
Mimo wszystko, lubił tu pracować, nawet jeśli była ona tylko dodatkowa.
- Mam pytanie - przerwał mu Norweg, dostrzegając, że przez wypowiadane przez siebie zdania, Mathias nie był w stanie złapać oddechu. - Czy sprzedajecie tu kawę bezkofeinową?
- Pff - zaśmiał się Duńczyk. - Serwujemy kawy z każdego krańca świata, a ty się pytasz o bezkofeinową?
- Czyli tak czy nie?
- Tak.
- W takim razie - zaczął Lukas śmiertelnie poważnym tonem - jeśli pewnego dnia przyjdzie tu Emil, to nieważne co zamówi, zawsze daj mu kawę bezkofeinową. Zawsze. Możesz to potraktować jak rozkaz, za którego złamanie będzie cię czekać bolesna śmierć.
Duńczyk zaczął się śmiać w niebogłosy.
- Ty na serio zupełnie się nie zmieniłeś - mówił Mathias.
- Powiedziało dorosłe dziecko - mruknął od nosem, uśmiechając się delikatnie.
Nigdy się do tego nie przyzna, ale właśnie tego mu brakowało, aby ten dzień był idealny.

Kryminał i gorąca kawa || DennorWhere stories live. Discover now