"Postępy"

403 51 10
                                    

Od pewnego czasu śniegu ani nie przybywało, ani nie ubywało.
Śnieżny puch został już dawno zepchnięty na brzegi chodnika, aby nie utrudaniać podróży pieszym.
Norweg dzisiaj również należał do tego grona.
Dzielnie przemierzał kolejne metry ścieżki, niosąc w ręku pokrowiec od laptopa. Pod pachą trzymał również teczkę, w której znajdowała się masa zapisanych kartek.
Normalnie o tej godzinie, Lukas siedziałby w kawiarnii, popijając gorącą kawę i podjadając sernik lub szarlotkę.
Niestety, praca pisarza powieści kryminałów do czegoś zaobowiązywała.
Szedł właśnie do wydawnictwa, aby ukazać szefowi końcową fazę książki.
Był z siebie dumny.
Skończył wszystkie rozdziały, a teraz pozostało mu przedstawić wszystkie jego zapiski przed zarządem. Liczył się z tym, że tekst przejdzie jeszcze przez drobną korektę, aby upewnić się, że nie będzie w niej żadnych błędów ortograficznych, interpunkcyjnych czy słownych, ale niebieskooki juz oczami wyobraźni widział, jak trzma pierwszy wydrukowany egzemplarz, który dumnie wyladuje na półce zaraz obok innych powieści.
Wszystko to udało mu się osiągnąć jeszcze przed świętami, a mimo to starał się spać co najmniej cztery godziny dziennie.
Na samym początku oczekiwał od siebie, że skończy ostatni rozdział tuż przed wigilią, ale wena udarzyła go jak informacje o końcu świata na mediach społecznościowych, czyli szybko, niespodziewanie i bez rzadnego uzasadnionego powodu.
Wtedy stał się wręcz maszyną do pisania. Nie odrywał rąk od klawiatury aż palce zaczęły go bolec i pojawiły się na nich pęcherze. Dopiero po zobaczeniu odniesionych ran, postanowił zrobić sobie chwile przerwy.
Odszedł również od komputera, gdy zbliżał się czas powrotu Emila ze szkoły.
Norweg nie powiedział tego Mathiasowi, ale tego pamiętnego dnia, gdy prawie przedawkował w kawiarnii kofeinę, to właśnie jego młodszy brat wywalił go z domu.
Nastolatka strasznie denerwował fakt, że jego opiekun całe dnie siedzi przed komputerem.
Martwił się o Lukasa, ale nigdy nie powiedziałby mu tego wprost.
Tego feralnego ranka miarka się przebrała, gdy Emil dowiedział się, że od kilku dni blondyn zaniedbuje potrzebę snu. Wybuchło wtedy do małej awantury pomiędzy rodzeństwem, podczas której Emil zakazał Norwegowi wynosić się z mieszkania, chyba że postanowi się choć trochę przespać. Bondevik nie przystał na tę propozycję - miał jeszcze jednego asa w rękawie.
Bez słowa wziął laptopa w swoje ręce i udał się do swojej ulubionej kawiarenki. "Stamtąd mnie przecież nie wyrzucą" - myślał, wchodząc przez drzwi.
Wszystko byłoby wtedy idealne gdyby nie Mathias, który stał się wtedy okropnie irytujący.
Norweg prawdopodobnie nie myślił wtedy trzeźwo i z łatwością zgodził się na odprowadzenie siebie do domu przez Duńczyka.
Teraz był przerażony swoją głupotą.
Matt nie należał do osób przewidywalnych i teraz Lukas spodziewał się, że znając adres Norwega, blondyn postanowi pewnego dnia odwiedzić go bez zapowiedzi albo jeszcze gorzej.
Bondevik nawet nie chciał myśleć o tych najgorszych scenariuszach.
Mimo nadopiekuńczości wszystkich dookoła, zdąrzył osiągnąć swój cel z czego był bardziej niż zadowolony.
Nawet jego pewność siebie nieco wzrosła.
Do wytwórni miał jeszcze kilkanaście metów.
Minął bilbord reklamujący prezenty świąteczne.
Lukas skrzywił się momentalnie.
To nie tak, że nie przepadał za Bożym Narodzeniem.
Po prostu już robiło mu się niedobrze od tych wszystkich reklam z Mikołajami w czerwonych garniturkach, udekorowanych choinek czy "Last Christmas" puszczanego w sklepach i na stacjach w radiu na okrągło.
Nie miałby nic przeciwko, gdyby celebrowanie tego święta zaczynało się w grudniu czy nawet pod koniec listopada.
Problem był taki, że Lukas widział już ten bilbord od początku paźniernika.
Nigdy nie zrozumie ludzi, którzy, gdy już skończą się wakacje, dumnie wyjmują z odmentów szafy babciny sweter z wizerunkiem Mikołaja lub reniferów.
Głęboko westchnął.
Wszystko to nasiliło się ostatnio, wszak do Bożego Narodzenia został zaledwie tydzień.
Na każdym rogu ulicy widział reklamy prezentów dla dzieci, wszechobecnych pierniczków i targów, gdzie zakupić można było prawdziwą choinkę.
Chyba takie są uroki zimy i świąt, prawda?
W końcu stanął przed drzwiamy wydawnictwa.
Sprawnie otworzył drzwi.
- Dzień dobry Lukas - przywitała go z uśmiechem na ustach recepcjonistka.
- Dzień dobry pani Lindo - odpwiedział Norweg.
Była ona poczciwą starszą kobietą, która potrafiła zrobić najlepszą herbatę na świecie.
Nie zawracając sobie uwagii dalszą rozmową, Lukas poszedł prosto w stronę gabinetu szefa.
Mimo że był on fajnym i miłym kolesiem, który pomógł Norwegowi nie raz, Bondevik czuł lekki niepokój. Może to właśnie przez to, że wiele zawdzięcza temu człowiekowi?
Zapukał w drzwi i po chwili usłyszał ciche "Proszę".
Wziął głęboki wdech i pewnym krokiem wszedł do pomieszczenia.

Kryminał i gorąca kawa || DennorWhere stories live. Discover now