"Burza"

464 41 24
                                    

Matthias nerwowo zerkał na swój telefon. Na jego ekranie było kilka zarysowań, ale Duńczykowi nie śpieszyło się, aby wymienić szybkę.
Był to zimny sobotni wieczór. Blondyn ubrany miał zimowy płaszcz i ciepłe buty. Ten dzień był dla niego aż tak specjalny, że próbował jakkolwiek ułożyć swoje wiecznie rozczochrane włosy. Po mimo dwóch godzin spędzonych przed lustrem wraz z grzebieniem, jego fryzura prawie się nie zmieniła. Przynajmniej próbował.
Stał kilka metrów przed wejściem do kina, wpatrując się intensywnie na wiadomości od Lukasa z bananem na twarzy.
Wciąż nie wierzył, że właśnie to się dzieje.
Nie potrafił zrozumieć jakim cudem znalazł w sobie odwagę na to, aby go zaprosić, a jeszcze bardziej nie mógł pojąć jakim cudem Norweg zgodził się na wyjście z nim do kina. Granatowooki zawsze stroił od większych zgromadzeń, nawet na koncert jego ulubionego zespołu trzeba go było namawiać, dlatego też coraz bardziej nieprawdopodobne, że właśnie niedługo Lukas z własnej, nie nieprzymuszonej woli, przyjdzie się z nim spotkać.
Matthias chyba setny raz przeczytał wiadomości wymienione z Bondevikiem, a jego uśmiech stawał się coraz większy.
Był spięty, a w gardle utkwiła mu kula, przez którą nie mógł nic powiedzieć, ale nawet to nie zatrzymywało siły jego szczęścia.
Czym było dla niego to spotkanie?
Randką. Tak po prostu.
Miał ogromną nadzieję, że Lukas też to tak odbierze, ale po Norwegu nigdy nic nie wiadomo. Mimo wszystko, Duńczyk nawet tym się zbytnio nie przejmował. Jeśli okaże się, że Bondevik odbierze to wyjście do kina tylko jako przyjacielski wypad, Køher nie będzie zły, po prostu będzie się cieszyć jego towarzystwem. Kolejnym razem najzwyklej w świecie krzyknie mu prosto w twarz "Chodź ze mną na randkę!".
Ale teraz postanowił radować się chwilą. Chciał myślec tylko o tym, że ruszył się z mieszkania specjalnie dla niego, a Lukas tylko i wyłącznie dla niego zaraz tu przyjdzie.
Wszystko wydawało się zbyt idealne.
Spojrzał na zegarek w telefonie.
Było już dziesięć minut po osiemnastej, a oni przecież umówili się o równej godzinie. W naturze Lukasa nie leżało spóźnianie się. Praktykował zasadę, że lepiej być trzy godziny za wcześnie niż minutę za późno. Wszystko wskazywało więc na to, że Norwegowi coś się stało. Albo wystawił Matthiasa, ale Duńczyk szybko odrzucił tę teorię - Bondevik nigdy nie zrobiłby czegoś tak okrutnego. Czyli, podsumowując, coś musiało mu się stać. Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent coś złego. Co jeśli idąc tu, wpadł pod samochód? Albo jeszcze gorzej: co jeśli ktoś go porwał? Również mógł się gdzieś zgubić. Wszak było już ciemno, a w blasku księżyca świat wygląda inaczej niż za dnia. Nie wytrzymywał już z tego niepokoju. Zaczął szukać w swoich kontaktach numeru Norwega, gdy nagle ktoś dotknął go od tyłu w ramię.
- Hej - powiedziała osoba za nim.
Trochę przestraszony Matthias szybko jak nigdy się odwrócił i spojrzał na człowieka za sobą.
- Dobrze cię widzieć Lukas - uśmiechnął się, gdy zobaczył Bondevika.
- Ciebie też - odpowiedział szybko. - Przepraszam za spóźnienie.
- Nic się nie stało - pocieszył go Matthias. - Jeszcze spokojnie zdąrzymy na seans - obiecał.
Norweg tylko przytaknął i wspólnie ruszyli do kina.
To chyba będzie niezapomniany wieczór dla ich obu.

°~•●•~°

Według Matthiasa film był bardzo ciekawy. Z kilkoma głównymi boharemi nawet sympatyzował. Jednak wciąż przez jego myśl przechodziła jedna, konkretna osoba, siedząca zaraz obok niego, z oczami wpatrzonymi prosto w kinowy ekran. Lukas co jakiś czas sięgał garstkę popcornu i chętnie go zjadał. Wraz z Duńczykiem, uznał, że najlepiej będzie jak zakupią w budynku duże opakowanie prażonej kukurydzy i dwie butelki coli. Duńczyk nie śmiał się sprzeciwić. I tak już wlazł Lukasowi za skórę tym, że wręcz zakazał mu płacić za jeden bilet na seans, mówiąc, że on go zaprosił i on wszystko funduje. Nie trzeba mówić chyba jak bardzo zirytowało to Bondevika? Na szczęście skończyło się tylko na kilku drobnych obrazach skierowanych na osobę Matthiasa. Coś takiego Duńczyk był w stanie przeżyć.
Køher spojrzał ukradkiem na swojego towarzysza.
Norweg wyglądał na zadowolonego, a nawet na szczęśliwego. Matthias również się uśmiechnął. Lubił widzieć wesołego Lukasa, a najlepiej jakby to on był powodem uśmiechu na jego twarzy.
Można śmiało powiedzieć, że wpadł jak śliwka w kompot. Wszystko zaczęło sie tak niewinnie.
Ich pierwsze spotkanie w liceum, kiedy Matthias próbowal wyjąć drzwi z żeńskiej szatni, bójka z Allanem w obronie Lukasa, zerwanie kontaktu, nowa kawiarnia, bitwa na śnieżki a na samym końcu koncert. Wtedy właśnie zaczęło robić się ciekawie. Tamtego wieczoru pierwszy raz w życiu Matthias miał ochotę skakać ze szczęścia, kiedy zobaczył uśmiech Norwega. Później nie mógł wytrzymać bez Lukasa nawet jednego dnia. To wszystko było dla niego dźwne, ale uczucie motylków w brzuchu było przyjemne, pozawlało przenosić góry. W końcu zrozumiał, że Lukas jest dla niego kimś więcej niż tylko przyjacielem z czasów szkoły. Wtedy też postanowił zaprosić Bondevika do kina. Liczył się z możliwością, że Norweg się nie zgodzi lub uzna to za głupi żart, ale i tak zaryzykował. Jak widać nie miał czym się martwić - najwidoczniej granatowooki dobrze się bawił. Widział lekki zarys uśmiechu na bladej twarzy. Zrobiłby naprawdę wszystko, aby widzieć go codziennie.
Dopiero po chwili zrozumiał, że już przez dłuższą chwilę wpatruje się w Norwega.
Speszony odwrócił wzrok. Miał skrytą nadzieję, że Lukas tego niezauważył, bo inaczej spaliłby się ze wstydu.
Nie pozostało mu nic innego niż ćwiczenie swojej silnej woli w formie oglądania filmu zamiast obserwowania swojego ósmego cudu świata.

Kryminał i gorąca kawa || DennorМесто, где живут истории. Откройте их для себя