"Wróg wroga mym przyjacielem" [FrNyo!Uk - dodatek]

306 26 18
                                    

W szkolnej toalecie rozlegało się żałosne łkanie.
Alice nie pozwoliła sobie wcześniej na taką hańbę, jednak dzisiaj było inaczej. Teraz strumień łez wylewał się spod jej powiek, zostawiając mokry ślad po i tak napuchniętych i zaczerwienionych policzkach. 
Jedynym miejscem, w którym czuła się względnie bezpiecznie, była szkolna kabina, gdzie w metrze kwadratowym otoczona była przez ściany z białymi kafelkami. Dziewczyna siedziała skulona na zamkniętej desce i już nie powstrzymywała łkania, choć zawsze powtarzała sobie, że nigdy się tak nie upokorzy.
Ale teraz nie miała już nic do stracenia. 
Zawsze należała do tych cichych osób, jednak miała cięty język. Starała się być jednak miła dla nowo poznanych osób i właśnie to ją zgubiło. 
Gdy poznała Amandę, Amerykanka wydawała się miła. Ładnie się uśmiechała, miała wesoły głos i zawsze proponowała innym pomoc. Kirkland nigdy nie trzymała się blisko tłumów, dlatego szybko ciemnowłosa zwróciła na nią uwagę (pewnie myślała, że Alice jest samotna). Początkowo wszystko było dobrze. Dziewczyny rozmawiały razem na przerwach, wzajemnie śmiały się ze swoich kawałów. Raz Amanda poprosiła Kirkland o drobną pożyczkę pieniędzy. Nie była to kwota duża, a Alice mogła odmówić sobie kupienia czekolady ten jeden raz. Jones obiecała też, że odda jej pieniądze jak najszybciej. Dodała też coś w stylu, że blondynce wypadałoby przestać kupować kaloryczne przekąski. Zielonooka podniosła tylko wtedy brew, jednak nic nie powiedziała. Kolejne dni były zdecydowanie coraz gorsze. Nie było godziny, aby Alice nie słyszała komentarzy na temat swojego wyglądu z amerykańskich ust, a Amanda pożyczała od niej coraz więcej pieniędzy, o których oddaniu zapominała. Kirkland wiele razy prosiła swoją koleżankę o zwrot pożyczek, ponieważ musiała kupić sobie jedzenie po powrocie ze szkoły, bo jej rodzice pracowali do późna, a starsze rodzeństwo chodziło na praktyki lub wolało spędzać czas poza domem. Amanda uśmiechała się tylko wtedy i z udawaną troską odpowiadała jej: "Jak raz nie zjesz obiadu, to wyjdzie ci to na dobre". 
Alice dobrze wiedziała, że nie była wybitnie piękną niewiastą, jednak nie uważała się też za brzydką. Jasne, jak każdy miała swoje kompleksy, ale wolała skupić swoją uwagę na swoich pięknych i długich blond włosach i na nieproblematycznej cerze. To, że miała szerokie ramiona i zbyt duże brwi jakoś ją nie obchodziło. Z każdym komentarzem Amandy wszystko zaczęło się zmieniać. Alice powoli sądziła, że to coś z nią jest nie tak. 
Raz zielonooka odmówiła Jones pożyczenia pieniędzy. Wyższa dziewczyna nie zniosła tego zbyt dobrze. Popchnęła biedną Kirkland na szafki i powiedziała, że nie potrzebuje żadnego pozwolenia, po czym wyrwała Alice portfel i wzięła pewną (dużą) kwotę. Każdego dnia było coraz gorzej. Amanda przestała rozmawiać z zielonooką, chyba że dodawała komentarze na temat jej wyglądu czy charakteru. Później zaczęła się pojawiać obok Alice ze swoją świtą, która była po prostu zgrają żmij. 
Teraz wspólnie naśmiewały się z Alice, która zupełnie nie wiedziała jak dała się wplątać w tę toksyczną znajomość. 
Zawsze powtarzała do siebie przed lustrem, że, gdy spotka osoby, które zapragną się na niej wyżywać, urwie z nimi całkowity kontakt i nie będzie zwracać na nich uwagi.
Rzeczywistość była jednak brutalna.
Alice zobaczyła dopiero teraz jak trudno jest zerwać tak szkodliwe znajomości. I to nawet nie tak, że Kirkland chciała się zadawać z Amandą - to sama Amerykanka przyczepiła się do niej jak rzep do psiego ogona. 
Angielka tak bardzo chciała, aby skończyło się to jedynie na uszczypliwych komentarzach i drobnych kradzieżach. 
Pewnego dnia Jones kazała jej napisać dla niej wypracowanie. Alice nie uśmiechała się wizja pisania dwóch prac, więc postanowiła dać Amandzie nauczkę. W pracy dla niej napisała stek bzdur. Gdy Amerykanka dostała jedynkę, chciało jej się śmiać. Jej humor diametralnie się zmienił, gdy na długiej przerwie Amerykanka kopała ją po żebrach za szkołą, dając jej do zrozumienia, że, gdy się to powtórzy, to może wybierać sobie już trumnę. 
Alice już nigdy nie chciała podpaść Amandzie. Tylko że wyższa dziewczyna zaczęła czuć satysfakcję, widząc przerażenie na angielskiej twarzy. Blondynka zauważyła też, że Jones nie kradła, bo chciała kupić sobie coś dodatkowego - przecież pochodziła z bardzo bogatej rodziny. Dla Amerykanki było to po prostu hobby.
Ale dzisiaj wszystkie te wydarzenia zdawały się być nieważne.
Alice słyszała, że niedawno brat Amandy został pobity. Nie kryła się z tym, że wywołało to na jej twarzy uśmiech, bo chciała, aby jego siostra była kolejna. Amanda była jednak zdenerwowana z tego powodu. 
Przez buzujące emocje Alice już nie pamiętała co zrobiła. Może potknęła się o własne nogi przed Amerykanką? Może palnęła jakąś głupotę? A może Amanda miała po prostu taki kaprys? 
Jednak co się stało to się nie odstanie. 
Alice bardzo dbała o sobie piękne blond włosy. Kupowała mnóstwo odżywek, masek i spędzała ogrom czasu pielęgnując je. Jasne i zadbane pasma dodawały jej pewności siebie. 
Dlatego też zrobiło jej się słabo i pobladła, widząc jak Amerykanka wkłada w jej włosy blisko twarzy na wysokości nosa gumę do żucia. 
Alice nie chciała płakać przed całą szkołą, więc zamknęła się w kabinie. Nawet nie poszła na ostatnią lekcję. Nie pamiętała już nawet, gdzie zostawiła swój plecak. 
Ale to już się nie liczyło. 
Teraz żałośnie łkała.
Pewnie ktoś mógłby powiedzieć jej: "Dziewczyno, nie przesadzaj, to tylko włosy", jednak Alice zabolała ta strata. Uważała swoje pasma za coś co dawało jej osiemdziesiąt procent jej urody. 
Nagle zamilkła, słysząc otwierane drzwi.
- Alice, wiem, że tutaj jesteś - powiedział ktoś.
To nie była Amanda, ponieważ głos był męski i nie było słychać w nim jadu.
Kirkland z całych sił pragnęła uspokoić swój oddech, aby nie zdradzić swojej kryjówki. Jednak na nic były jej starania, gdy usłyszała pukanie do środkowej kabiny, w której się ukrywała.
- Alice, wiem, że tam jesteś i płaczesz. 
- Nie płaczę - wymsknęło się z jej ust, a, gdy doszło do niej co zrobiła, powiedziała jedynie: - Fuck. 
- Wyjdziesz czy mam wyważyć drzwi? - spytał. 
Z każdym zdaniem Kirkland coraz bardziej wiedziała z kim miała do czynienia. Ten francuski akcent poznałaby wszędzie. 
- Francis, nie chcę ci nic mówić, ale to damska toaleta - odparła twardo. 
No cóż. Nie mogła powiedzieć, że nienawidziła Francuza, jednak ich relacja opierała się na kłótniach i dogryzaniu. Wszystko zaczęło się rok temu, gdy zostali zmuszeni do przygotowania projektu. Ich wspólna praca okazała się klapą, a za tę porażkę obwiniali się wzajemnie. Ironiczne było to, że po projekcie zaczęli ze sobą więcej "rozmawiać" niż w poprzednich latach. 
Nie zmieniało to jednak faktu, że Francis Bonnefoy był irytujący. 
- Sądzisz, że tego nie wiem? - odparł za drzwiami. - Wiesz z iloma twoimi koleżankami się tu całowałem? 
- Ta, ta, każdy i tak wie, że jesteś prawiczkiem - odparła z przekąsem Alice. 
Bonnefoy westchnął. 
- Możesz wyjść? - powtórzył się.
- Daj mi jeden sensowny argument.
- Mam twój plecak - dodał Francis. 
Angielka już widziała jego złośliwy uśmiech i to jak trzyma jej szary plecach w swoich dłoniach. Cieszyła się jednak tym, że znalazł go ten Francuz, a nie jakaś psiapsi Amandy. 
Alice wstała i przekręciła blokadę drzwi. 
Słysząc charakterystyczny dźwięk, na francuskiej twarzy zagościł grymas zwycięstwa. 
Dziewczyna nacisnęła klamkę i lekko uchyliła drzwi, wystawiając swoją rękę.
- Oddaj - rozkazała. 
Na nic były jej prośby, ponieważ dzięki swojej sile Francis otworzył drzwi na oścież. 
Alice wciąż miała mokre ślady na policzkach i zaczerwienione oczy i definitywnie nie chciała, aby ktoś widział ją w takim stanie, zwłaszcza jej wróg. 
Francis dokładnie się jej przyjrzał. Alice wydawało się, że w jego oczach widać kpinę i wyższość. Zdziwiła się jednak, gdy usłyszała co powiedział Bonnefoy. 
- Widziałem jak uciekłaś od Amandy - westchnął, po czym jego wzrok zawiesił się na przylepionej gumie do żucia. - Mogę ci pomóc, więc jeśli chcesz oczywiście, to choć ze mną - dodał.
- To porwanie? - dopytała, unosząc jedną brew.
- Możesz wysłać mój adres swoim rodzicom z moim zdjęciem, jakbym chciał cię porwać, ale, o dziwo, nie chcę. 
Alice zawahała się chwilę, po czym wstała i wyszła z kabiny. 
- I tak nie mam nic do stracenia. - Wzruszyła ramionami. 
Miała już wychodzić z toalety, jednak Bonnefoy położył jej coś na głowie. 
- Mieszkam dość daleko, a nie sądzę, abyś czuła się komfortowo paradując przez pół miasta z gumą do żucia we włosach - powiedział Francis, przepuszczając ją w drzwiach. 
Alice poprawiła czarny kapelusz i zabrała swój plecak z dłoni blondyna.
- Idziesz? - odparła gniewnie, będąc pięć metrów przed chłopakiem.

Kryminał i gorąca kawa || DennorWhere stories live. Discover now