"Kawa bezkofeinowa, pracoholizm i brak snu"

370 49 1
                                    

Ten dzień zupełnie nie był jak inne.
Nie chodziło nawet o śnieg, który w Norwegii rozgościł się na dobre, czy o to, że poranne wiadomości puszczone zostały o dziesięć minut później niż zazwyczaj.
Mathias gdy tylko zobaczył tego poranka Lukasa, też zauważył, że coś jest nie tak.
Bondevik w dłoni trzymał pokrowiec od laptopa.
Sam Norweg przyszedł do kawiarnii o wiele wcześniej niż zazwyczaj.
W poprzednie dnia odwiedzał zakład, zawsze pod koniec zmiany Mathiasa.
Dzisiaj zaś Duńczyk ledwo zdążył go obsłużyć, ponieważ dopiero co rozpoczął swoją zmianę.
Niebieskooki musiał przyznać, że Lukas nie wygladał za dobrze.
Pod oczami widniały prawie czarne cienie przez zaniedbanie potrzeby snu, a kilka niesfornych pasem włosów zasłaniało mu, i tak trochę ograniczone przez grzywkę, pole widzenia.
Mathias przymrużył lekko oczy i zmarszczył brwi, gdy usłyszał, że Norweg zamówił małą, czarną kawę.
Było to dla niego dziwne.
Oczywiście, doskonale pamiętał jak jeszcze za czasów liceum, Lukas uwielbiał pić hektokitry zwykłego naparu kofeinowego bez żadnego cukru lub mleka, ale sądził, że mu to już przeszło.
Nie mógł się bardziej mylić.
Duńczyk znany ze swej ciekawości, chciał dopytać się Bondevika o to, czy coś się stało, ale Norweg zaraz po tym jak powiedział swoje zamówienie, popędził szybko do stolika.
Mathias zmuszony był przygotować napój, więc nie miał okazji, aby sprawdzić samopoczucie swojego przyjaciela.
Dodatkowo do kawiarnii zaczęło schodzić się coraz więcej osób - interes kwitł w najlepsze. Mimo, że Duńczyk nie pracował wtedy sam - do pomocy miał swojego kolegę z pracy Gilberta - i tak miał ręcę pełne roboty.
A to ktoś stłukł talerz, a ktoś inny wylał swój napar.
Zamieszanie było tak wielkie, że Mathias nie miał nawet czasu, aby zwyczajnie przywitać się z Lukasem.
Czasami tylko, gdy przechodził pomiędzy stolikami, widział jak Norweg, popijając kawę, z prędkością światła naciskał przyciski na klawuaturze laptopa.
Widział również jak białowłosy podchodzi do stolika Bondevika.
Po ciężkiej dwóch godzinach i czterdziestu, ruch w kawiarnii się zmiejszył, a Mathias odetchnął z ulą.
Jego zmiana chyliła się ku końcowi i nie długo będzie mógł porozmawiać z Lukasem. W pewnym sensie to powstrzymywało go od powiedzienia do nowych klientów "Błagam, idźcie sobie" zamiast pełnego energii "Dzień dobry! Co podać?".
Blondyn siedział już na zapleczu i, patrząc na zawieszony na ścianie zegar, oczekiwał końca swej pracy w kawiarnii.
Nagle do pomieszczenia wpadł Gilbert, który nie wyglądał na zadowolonego. Duńczyk nie mógł określić czy spowodowane to było przez intensywną pracą czy zwykłym złym samopoczuciem.
Białowłosy cicho jęknął, gdy usłyszał dzwonek swojego telefonu. Wygladał na jeszcze bardziej zirytowanego, gdy na wyświetlaczu zobaczył osobę, która tak nachalnie próbowała z nim porozmawiać.
Rzekoma Elizabeth bardzo chciała wymienić z nim kilka zdań. A najlepiej to w tym momencie.
- Stary, - mruknął Gilbert - zastąpisz mnie chwilę? - poprosił. - Wiem, że zaraz kończysz, ale... - Nie dane było mu dokończyć.
- Nie ma sprawy - odparł z uśmiechem na ustach. - Kilka minut definitywnie mnie nie zbawi.
- Życie mi ratujesz - powiedział, sięgając po telefon.
Blondyn skierował się w stronę drzwi.
- Hej kochanie - mruknął czerwonooki, gdy odebrał połączenie, a irytująca melodyjka przestała grać.
Dalszej rozmowy Mathias już nie usłyszał.
Ludzi było o wiele mniej niż kilka minut temu.
Wszystkich klientów mógł policzyć na palcach jednej ręki.
Jedna młodo wyglądająca kobieta siedziała przy stoliku wraz ze swoim sześcioletnim synem. Chłopiec ubraną miał koszulkę ze Spider-Manem i gorliwie dyskutował ze swoją mamą o tym, że od zamówienia pucharka lodów w grudniu i zjedzenia go całego, na sto procent nie zachoruje.
Troszkę dalej, przy kanapie swój napój sączyła studentka. Zaczytana była w jedną z księżek, która dumnie leżała na półce zawieszonej na ścianie obok. Tak bardzo zainteresowała się lekturą, że nie zauważyła, że w kubku wciąż znajduje się łyżka. Przez swą nieuwagę włożyła sobie sztuciec w oko, oblewając sobie przy tym brodę kawą.
Zawstydzona wytarła twarz i rozejrzała się czy ktoś zauważył jej niezdarne zachowanie.
Aby dziewczyna nie poczuła się jeszcze bardziej skrępowana, Mathias szybko odwrócił od niej wzrok.
Duńczyk wciąż pamiętał jak tuż przed otwarciem kawiarnii, szefowa wysłała do do sklepu, aby pokupował kilka książek, żeby zachować w lokalu domowy klimat.
Śmiało mógł powiedzieć, że pracę tu dostał z przypadku.
Pod koniec liceum zapoznał się z Gilbertem.
Przy jednym z ich spotkań, białowłosy wyżalił się Mathiasowi, że jego dziewczyna Elizabeth, ta sama z którą teraz białowłosy rozmawiał na zapleczu, ma chore ambicje, aby rozpocząć własny biznes.
Niemiec poprosił wtedy Duńczyka, aby zatrudnił się w przyszłości w zakładzie szatynki, ponieważ on sam z tą babą nie wytrzyma.
Niebieskooki się zgodził.
Obaj nie brali tej romowy na poważnie - wszak byli już po kilku butelkach mocniejszego trunku.
Jakie więc musiało być jego zdziwienie, gdy pewnego poranka, zadzowniła do niego Elizabeth, mówiąc mu godziny jego pracy.
Ale Mathias miał już swoją posadę.
Może i była popołudniowa i nie raz trwała aż do dwudziestej drugiej, ale była też dobrze płatna.
Słysząc to, dziewczyna wspaniałomyślnie uznała, że w takim razie Duńczyk będzie pracować w jej kawiarmii w godzinach porannych.
A przynajmniej do tego czasu, gdy nie znajdzie większej ilości pracowników.
Mathias nie mógł nie zgodzić na taki układ. I wcale nie było to spowodowane tym, że Eliz miała już przygotowaną swoją patelnię.
Tak naprawdę Duńczyk nie żałował, że zatrudnił się w kawiarnii.
Można rzec, że to dzięki temu lokalowi, ponownie spotkał Lukasa.
No właśnie!
Mathias przypomiał sobie o swoim przyjacielu, który wciąż siedział przy stoliku.
Nikt nie wchodził przez główne drzwi, więc Duńczyk uznał, że ma czas, aby przywitać się z Norwegiem.
Powolnym krokiem podszedł do stolika.
- Dzień dobry! - powiedział zaraz obok Bondevika.
Chłopak nie zareagował. Wciąż wpatrywał się w ekran laptopa.
- Halo? - Duńczyk dotknął jego ramienia, na co Lukas momentalnie podskoczył.
- Hej Matt - mruknął, pocierając oczy. - Byłbyś tak miły i przyniósł mi czarną kawę? Nie małą. Najwiekszą jaką macie najlepiej. - Wrócił do pisania.
Duńczyk z niepokojnem spojrza najpierw na chłopaka, a później na stolik.
Oprócz laptopa znajdowało się tam kilkanaście kubków po napojach kofeinowych.
- Lukas... - zaczął nieśmiało. - Jeśli mogę spytać. Ile kaw już wypiłeś?
Norweg spojrzał na niego zdziwiony.
- Mało - odparł. - Może z trzy.
Mathias zmarszczył brwi.
Teraz były dwa wyjścia: albo Bondevik nie umiał liczyć, albo te dodatkowe dziesięć szklanek Duńczyk sobie wyobraził.
Z tego co jednak wiedział, w szkole Lukas może i miał delikatne problemy z przedmiotami ścisłymi, ale zawsze z matematyki wychodził na trzy lub cztery, a Mathias omamów wzrokowych nie miał.
Norweg chyba wyczuł, że blondyn nie zamierza wypełnić jego prośby, więc odparł:
- To zamówienie.
Z tym Duńczyk nie mógł walczyć.
Westchnął, odchodząc od Lukasa.
Teraz musiał przyrządzić napój, ale zupełnie nie podobało mu się to, że Norweg lada moment może przedwakować kofeinę.
Nagle, do głowy przyszedl mu genialny pomysł.
A może tak podarować Bondevikowi wywar tylko bez substancji energetyzującej?
Taka kawa ma prawie taki sam smak!
Rozwiązanie to wydawało mu się lepsze niż znakomite.
Po dosławnie kilku minutach Mathias ponownie podszedł z powrotem do Lukasa.
- Oto twoja kawa - powiedział, kładąc kubek na brzegu stolika.
- Dzięki - odparł, biorąc napój w swoje rękę.
Upił kilka łyków, po czym skrzywił się momentalnie.
- Czemu bezkofeinowa? - spytał z nieukrywanym wyrzutem.
- Ty już kofeiny nie dostaniesz - stwierdził Duńczyk, siadając na przeciwko niego. - A teraz mów jak na spowiedzi: co cię podkusiło, aby popadać w pracoholizm, co?
Norweg pomasował dwoma palcami grzbiet swojego nosa.
- Nie mów jak Emil - powiedział. - Nie popadam w żaden pracoholizm.
- W takim razie co robisz na laptopie?
- Piszę - odpowiedział szybko. - Chcę dokończyć książkę przed świętami, aby mieć spokój.
- Teraz spytam z ciekawości - mruknął Mathias. - Kiedy ostatnio spałeś?
Norweg zastanowił się chwilę.
- Chyba wczoraj - odparł. - Albo trzy dni temu.
- Czyli przez te wszystkie dni żyłeś na kawie?! - Duńczyk prawie krzyczał.
- Raczej tak - powiedział spokojnie niebieskooki. - Chyba, że mruganie liczy się jako sen.
- Tak się nie bawimy - mówił surowo. - W tej chwili wracasz do domu i masz przespać przepisowe osiem godzin, rozumiemy się?
- Nie jesteś moją matką, aby mi rozkazywać - zadrwił.
Duńczykowi została ostatnia karta.
- W takim razie co się stanie z Emilem, gdy tobie coś się wydarzy, co?
- To cios po niżej pasa - mruknął i odwrócił wzrok od swojego rozmówcy. - Ale masz rację - westchnął głęboko. - Niewiarygodne.
- Więc pójdziesz teraz na spokojnie do domu i się prześpisz? - dopytał.
- Tak. - Zamknął laptopa.
Wstał chwiejnie od stołu. Prawie przewrócił się o swoje własne nogi.
- Wiesz co? - powiedział po chwili Mathias i również wstał. - Chyba jednak cię odprowadzę. - Kątem oka spostrzegł, że Gilbert wyszedł z zaplecza. - Daj chwilę, muszę się tylko przebrać.
- Nie jestem małym dzieckiem - mruknął zdegustwowany Norweg.
Ale Duńczyk już go nie słyszał.
Po paru chwilach powrócił Mathias w żółtej bluzie do Lukasa.
- Idziemy? - spytał łagodnie, widząc, że niższy praktycznie zasypia na stojąco.
Bondevik przytaknął.
Dopiero teraz z zaskoczenia uderzyła go fala zmęczenia. Zdawało mu się, że nie da rady przejść nawet kroku, ponieważ wywróci się i zaśnie na chodniku. Może jednak zerwanie trzech nocek to nie był taki genialny pomysł?
Mimo swych obaw, nic złego mu się nie stało.
Mathias podczas wspólnej drogi wciąż go doglądał, aby Lukasaowi nie stanęła się żadna krzywda.
Norweg, głęboko w sercu, doceniał to.
Duńczyk wszedł nawet z nim po schodach, asekurując Bondevika, aby przez swe zmęczenie nie spad z wysokości.
Nawet cierpliwie poczekał, aż niższy znajdzie klucze do mieszkania i otworzy drzwi.
- Dobranoc - powiedział z uśmiechem na ustach Mathias, gdy Lukas wchodził do domu.
- Dzięki - odparł.
Ospale zdjął z siebie buty, a później kurtkę. Laptopa w pokrowcu odłożył na stół w kuchni, a kluczę rzucił na komodę w przedpokoju.
Skierował się do swojej sypialni i niewiele myśląc, położył się na łóżku.
Przykrył się kocem, a głowę oparł na poduszce.
"Czasem miło jak ktoś martwi się o ciebie" - przeszło mu przez myśl, zanim udał się do krainy Morfeusza.

Kryminał i gorąca kawa || DennorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz