"Cisza przed burzą"

374 47 8
                                    

Lukas zawistnie spojrzał na Tino. Zbliżył się do niego i wyszeptał mu do ucha:
- Czemu go wziąłeś?
Niższy spojrzał na niego zaskoczony. Dobrze wiedzial, że jego przyjacielowi chodzi o Matthasa, ale zupełnie nie rozumiał, jakie pochodzenie ma rozdrażnienie granatowookiego.
- Myślałem, że się lubicie - odpowiedział szybko.
- Skąd to wiesz? - spytał Norweg.
Przecież Finlandycz nie znał Duńczyna oraz Bondevika za czasów liceum.
Podobno za szkolnych lat Barwald już chodził z Tino, ale, biorąc pod uwagę to, że po rozpoczęciu wspólniej pracy, chłopak nie rozpoznał znajomego ukochanego, Szwed nie mówił zbyt dużo na temat swoich przyjaciół.
- Cóż... - zaczął fioletowooki - zdarzało mi się wychodzić czasami z Barwaldem i Matthiasem. Z jego opowiadań wynikało to, że się lubicie - odpowiedział.
Lukas poczuł lekki dyskomfort. Nie za bardzo podobało mu się to, że niebieskooki opowiadał innym o Norwegu zwłaszcza, że nie miał żadnej wiedzy, jakie były słowa Duńczyka.
- Dziwne - odparł jakby do siebie. - Dopiero ostatnio zaczeliśmy rozmawiać. - Chyba nawet nie był świadomy, że mówi to na głos.
- Na prawdę? - zdziwił się Tino. - Z jego zachowania wynikało, że przyjaźnicie się od dawna.
Norweg otworzył usta, aby coś odpowiedzieć, ale ktoś brutalnie mu przerwał.
- Idziecie?! - krzyknął Matthias, do Lukasa i Finlandczyka.
- Tak! - odparł fioletowooki, przyśpiejszając kroku.
Norweg zatrzymał się w miejscu.
Kiedy zaczął rozmawiać z Tino, zmierzali właśnie na koncert, bo jak się okazało - osoby z biletem bez kolejki, wchodziły przez inną bramkę oddaloną o jakieś pięćdziesiąt metrów.
Podczas swej krótkiej wymiany zdań, nawet nie zauważył, że, wraz z przyjacielem, zatrzymał się w miejscu, a pozostała dwójka, wciąż dumnie maszerowała przez siebie.
Skończyło się na tym, że Matthias i Barwald byli dziesięć metrów przed nimi.
Lukas widział, jak Tino chwyta dłoń Szweda. Cała trójka znów zaczęła się oddalać.
A Bondevik wciąż stał jak w transie.
Ze swej konwersacji z niższym wywnioskował, że Duńczyk czy okulatnik nawet nie wspomnieli o separacji Norwega.
Ale dlaczego mieliby to zrobić?
Barwalda Bondevik jeszcze mógł rozumieć. Prawdopodobnie był on świadomy planu Lukasa pod nazwą "Nowe życie".
Tylko co skłoniło Matthiasa do takiego zachowania?
Przecież on go jawnie olewał!
Wszystkie wątpliwości Køhlera mogła rozwiązać pamiętna rozmowa o zerwaniu kontaktu przez Norwega, ale co było wcześniej?
- Lukas! - usłyszał krzyk. - A ty co?
Bondevik zmarszczył brwi.
Wrzask Matthiasa rozpozna chyba z każdej strony świata.
- Nie gorączkuj się tak - odpowiedział, choć nie miał pojęcia, czy przez te metry rozłąki, Duńczyk go usłyszy. - Już idę.
Szedł normalnym krokiem, tak jakby nie widział, że jego przyjaciele są duży odcinek przed nim.
Delikatnie przymrużył oczy. Nawet stąd słyszał śmiech Køhlera.
"Muszę z tym skończyć" - pomyślał. Oczywiście, chodziło mu o jego zbyt głębokie przemyślenia, rozpamiętywanie przeszłości i planowanie przyszłości.
Teraz to teraz.
A teraz miał iść na koncert z przyjaciółmi i świetnie się z nimi bawić, słuchając swojej ulubionej muzyki.
Nic ani nikt nie przeszkodzi mu teraz cieszyć się chwilą.

Mężczyźni właśnie wchodził na scenę. Wszystkie refrektory oświetlały ich twarze oraz instumenty.
Matthias trochę dziwił się tym, że muzycy nie przymykają oczu przez mocne światło.
Lider zespołu zwiąż mikrofon w swoje ręcę.
- Dobry wieczór wszystkim! - krzyknął.
Nie musiał długo czekać na odzew publiczności, ponieważ już po chwili, gdy do fanów dotarło, że naprawdę tu są, zaczęli momentalnie wrzeszczeć ze szczęścia.
A Matthias żałował, że nie wziął żadnych zatyczek do uszu.
Spojrzał na Barwalda. Wyglądał on na nie wzruszonego. Może był o wiele mądrzejrzy od swego duńskiego przyjaciela i zainwestował w zatyczni do uszu? Albo doszczętnie ogłuchł? Obie wersje były prawdopodobne, ponieważ nie był to jego pierwszy koncert, na który poszedł z Tino.
Co za menda, że nie uprzedził Køhlera o możliwych urazach zmysłu słuchu.
Nawet nie zaczeli śpiewać pierwszej piosenki, a Matthas już wiedział, że w najbliższym czasie będzie musiał odwiedzić laryngologa.
Nagle usłyszał straszliwie głośny dźwięk gitary. Trochę się przestraszył, ale nie okazał tego. Po chwili do basu dołączyła perkusja. Muzyk mocno uderzał pałeczkami w bębny. Po kilku sekundach głos zabrał wokaliska zespołu. Głos miał ciężki. Zupełnie nie przypominał tego samego, którym witał się z publicznością.
Matthias chętnie wsłuchałby się w przekaz piosenki, jednak tłum fanów i głośna muzyka mu to uniemożliwiała.
Większość zgromadzonych znała na pamięć cały tekst i postaniowili przyłączyć się do śpiewu. Niestety, duża ich ilość nie miała zbytniego talentu wokalnego.
Nawet Finlandczyk starał się powtarzać tekst piosenki i krzyczał Barwaldowi go do ucha. Fioletowooki nie należał do osób uzdolnionych piosenkarsko, a mimo to, Szwed stał niewzruszony.
Matthiasowi nigdy nie podobała się muzyka z takiego gatunku. Nawet teraz pytał się siebie, dlaczego zgodził się na propozycję Tino przyjścia tutaj.
Myśl ta należała do tych głębokich, zaraz obok rozmyśleń nad sensem życia czy pytań co zjeść na kolację.
Bo co mogło go skłonić, aby zrobić coś wbrew jego woli?
Na sto procent nie była to przekonująca mowa Tino, który nawet nie groził naszemu biednemu Duńczykowi.
W takim razie co to mogło być?
Za żadne skarby, Køhler nie potrafił sobie przypomnieć co takiego powiedział mu fioletowooki, że bez żadnych pytań zgodził się przyjść na ten koncert muzyki, która nigdy mu się nie podobała? A może to Tino użył jakiejś zagrywki psychologicznej?
Teraz nawet blondyn nie mógł skupić się na myśleniu przez szum muzyki w uszach.
Finlandczyk wciąż popisywywał się swoimi zdolnościami wokalnymi, ale tym razem dołączył go niego jeszcze Lukas. Może i nie nadawał na takiej samej głośności co jego niższy kolega, ale i tak dobrze go było słychać.
Tekst powtarzał dość nieśmiało, ale robił to co mógł.
Za czasów szkolnych Matthias chyba nigdy nie słyszał śpiewu Bondevika, ale teraz mógł uznać, że jest piękny.
Granatowooki zawsze mu powtarzał, że nigdy ukaże swojego wokalu, ponieważ nigdy nie ćwiczył niczego związanego z muzyką. Mimo to, zdarzało się, że Norweg cicho nucił soundtrack z gier na konsolę, ktore zawsze zdobywały ogromną popularność kiedy do Duńczyka przychodzili jego przyjaciele.
I wtedy też przypomniał sobie jedną wypowiedź chłopaka Barwalda: "Będzie Lukas".
To właśnie to zdanie przyćmiło zdrowy rozsądek Matthiasa, który i tak był już znikomej ilości.
Spojrzał na granatowookiego.
Wyglądał na o wiele szczęśliwszego niż zazwyczaj. Usta miał wykrzywione w lekkim luku, który tworzył uśmiech. Policzki wydawały się bardziej różowawe. Cała twarz Lukasa zdobyła bardziej ludzkie kolory niż zwykle. Nawet jego ciemne, głębokie oczy zdawały bardziej niebieskawe niż fioletowe.
Matthias mimowolnie się uśmiechnął.

- Najlepszy koncert na świecie! - krzyczał entuzjastycznie Tino.
- Było - zaczął Lukas - dobrze.
- Ha! - krzyknął niższy. - Mówiłem, że taki wypad będzie świetny!
- To co? - Do ich rozmowy włączył się Matthias. - Noc jeszcze młoda, a nie sądzę, że kolejnym razem Lukasa tak łatwo z domu nie wyrwiemy, więc może trochę zaszelejemy?
Słysząc te słowa Norweg tylko syknął coś pod nosem i chętnie zemściłby się na Duńczuku, uderzając go łokciem pod żebra, gdyby nie to, że dwójke tą dzieliła bezpieczna odległość jednego metra.
- Nie ma mowy - odparł zdrowy głos rozsądku, zwany również Barwaldem.
- Niby czemu? - spytał zaczepliwie Matthias.
- Jest prawie północ - odpowiedział spokojnie. - A ty przypadkiem nie masz jutro pracy?
Chłopak tylko się zaśmiał.
- Chyba żartujesz - rzekł Køhler.
- Powinniśmy wracać do domu - powtórzył Barwald.
- Przybył niszczyciel dobrej zabawy - mruknął Duńczyk, patrząc w oczy Szwedowi. - Chętnie zabija dziecięce marzenia i wmawia innym nieistnienie Świętego Mikołaja.
- Nie zachowuj się jak małe dziecko - poprosił Barwald.
- A ty przestań zachowywać się jakbyś pozjadał wszystkie rozmowy - odparł. - Nie jesteś tu najmądrzejszy.
Każde kolejne słowa były wypowiadane agresywniej i bardziej zaborczo.
Matthias, jak i Barwald, był straszliwie uparty, więc żaden z nich nie uchylił swej dumy, aby zakończyć tą kłótnię bez sensu.
Takie zachowanie nie było niczym nowym dla Lukasa.
Nawet w liceum Køhler i Szwed potrafili na jednej przerwie śmiertelnie się na siebie obrazić, zaś już na kolejnej zachowywali się tak, jakby nic się nie stało.
- Znów się kłócą - zauważył Tino, który nie miał nerwów ze stali tak, jak Lukas.
Aktualnie pochłonięci sprzeczką Barwald i Matthias znajdowali się kilka metrów za nimi.
- Załatwię to - mruknął Lukas i podszedł do przyjaciół. - Możecie przestać się kłócić? - spytał kulturalnie.
Nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- Chciałem to zrobić pacyfistycznie - wyszeptał pod nosem, a potem uderzył ich w żebra.
Usłyszał ciche syknięcie spowodowane bólem.
- Możecie przestać się kłócić? - powtórzył bardziej stanowczym tonem.
- Bo? - odpowiedzieli wspólnie.
Cierpliwość Norwega była na wyczerpaniu.
- Może i specjalizuję się w pisaniu kryminałów, ale umiem też napisać powieści z innych gatunków - mówił. - Jak się zaraz nie uspokoicie to napiszę przepiękny romans z waszą dwójką w rolach głównych.
Rozległ się cichy śmiech Tino, a Barwald i Matthias spojrzeli przerażeni na Bondevika.
- Nie zrobisz tego - stwierdził Duńczyk.
- Jesteś pewien?
Odpiwiedziała mu cisza.
- Skoro już jest cisza, to zarządzam przejście się do baru, bo noc jeszcze młoda - powiedział fioletowooki, a Norweg poparł jego zdanie.
Nikt się nie sprzeciwił.
Po załatwieniu tej kryzysowej sytuacji, Lukas wyciągnął z kieszeni telefon, w celu upewnienia się czy wszystko dobrze u Emila. Nawet nie zwrócił uwagi, że pozostali zaczeli już się oddalać.
Jeśli teraz odpisałby mu, to oznaczałoby to, że młodszy miał w planach zarwanie nocki pod nieobecność swojego starszego brata.
Taki chytry był Bondevik.
Po napisaniu wiadomości, spostrzegł coś dziwnego.
Ktoś, kogo nie miał w znajomych, wysłał mu wiadomość.
Uważnie przyjrzał się zdjęciu profilowemu. Była to widocznie kobieta. Fotografia została wykonana z lekkiego profilu.
Jej jasne, prawie białe, włosy sięgały do obojczyków i lekko falowały się pod koniec. Na zdjęciu ubraną miała zwykłą fioletową bluzkę z kołnierzykiem. Oczy miała w kolorze wyblakłych wrzosów, a rzesy były długie.
Z każdą chwilą oddech Norwega stawał się coraz bardziej niespokojny.
- Ingri Stelisson - przeczytał szeptem pod nosem.
Pamiętał zarówno imię, jak i wygląd oraz nazwisko.
I to go przerażało najbardziej.
Kobieta napisała zwykłe "Dzień dobry" do Lukasa, jednak on uznawał to za zły omen.
Zaczęła w nim gotować się złość.
Przecież nie widział jej kilkanaście lat. Jakim cholernym prawem odzywa się teraz, gdy wszystko zaczęło się układać?
Jakim, kurwa, cudem znalazła profil Bondevika i dlaczego nie zrobiła tego wcześniej?
Czemu jego rodzicielka odezwała się do niego po ponad jedynastu latach nieobecności?
Z całego tego szoku, granatowooki rzucił komórką o chodnik.
- Coś się stało Lukas? - spytał Matthias, zaskoczony nagłym hukiem telefonu blondyna o ziemię.
Tino i Barwald również się odwrócili.
Chłopak podniósł smartfona z posadzki i schował go do kieszeni.
- Wszystko dobrze - odpowiedział. - Wręcz wyśmienicie.

Kryminał i gorąca kawa || DennorWhere stories live. Discover now