IV "Ja stawiam!"

107 13 7
                                    

Do naszych uszu dotarł zachrypnięty i pełen złości krzyk jednego z tych bardziej brzuchatych klientów. Natychmiast zaciekawiona zwróciłam spojrzenie w kierunku źródła głosu, podobnie jak cała karczma z wyjątkiem grona żeglarzy przy oknie.

- Ja przepraszam sir! To niechcący, naprawdę, proszę mi dać zaoferować panu swoją pomoc... - Niepozorny chłopiec stojący twarzą w twarz z ów klientem pubu tłumaczył mu się gorączkowo, cofając się przy tym kilka kroków i nieskutecznie próbując stłumić złość zaaferowanego żeglarza. Zdjął moherowy kaszkiet, odsłaniając przy tym brązową czuprynę. Okazało się że ten, omyłkowo popchnął go, co spowodowało, że brzuchaty mężczyzna wylał na siebie rum, który właśnie sączył. Na jego koszuli pojawiła się ogromna plama sięgająca aż do szyi. Zaalarmowana prawdopodobieństwem potencjalnej bójki wychyliłam się zza szynkwasu.

Obok, speszony brunet, cały zestresowany przepraszał poszkodowanego podczas gdy ten, spiął się od stóp do głów i wyglądał, jak gdyby zaraz miał wyładować swoją kipiącą złość na młokosie i zwyczajnie mu przylać. Mało brakowało, a brzuchaczowi para buchałaby z uszu. Nie miałam najmniejszego zamiaru być świadkiem bójki, która lada moment mogłaby się rozegrać przede mną, jeśli nikt by nie zainterweniował. Nie na mojej zmianie! Przelotnie spojrzałam na twarze gapiów, ale żaden nie wyglądał jakby chciał cokolwiek powiedzieć a na domiar złego, Gina zniknęła gdzieś na zapleczu. Masz ci los!

- Przepraszam bardzo, ale proszę się uspokoić sir, nie chcę aby w lokalu doszło do szarpaniny. - Podeszłam na kilka kroków w ich kierunku. Jako pierwsza z tłumu odważyłam się odezwać. W końcu ja tu pracuję, a on jest jedynie gościem. Gapie patrzyli tylko na przebieg wydarzeń.

- Panno, jeszcze chwila to ja rozszarpię tego szczeniaka i dopiero będzie! - Widząc, że mężczyzna nie uspokoił się na tyle, ile byłoby bezpiecznie, i cały czas z pod wąsatego nosa wydobywały się pomruki niezadowolenia, szybko dodałam:

- Zapewne młodzieniec nie chciał pana popchnąć. - Zdziwiony chłopak zmarszczył brwi, i z otwartymi ustami przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, po czym odrzekł:

- Tak, tak było! Ja nie chciałem sir. Przepraszam najmocniej. - Obrażony klient spojrzał raz na mnie, raz na niego i nim ostatnim razem łypnął okiem, dopił trunek i opuścił "Starego Bryga" z wyraźnym grymasem na twarzy. Przechodząc przez próg pubu donośnie trzasnął drzwiami. Na takich to trzeba mieć anielską cierpliwość, doprawdy.

- No już! Rozejść mi się, huh! - W tej chwili wszyscy posłuchali rady Giny, która pojawiła się obok mnie i posłusznie udali się z powrotem do swych zajęć, a ja wróciłam za ladę. Dopiero wtedy zauważyłam, że szanowni wielorybnicy siedzący przy stole nie ruszyli się z miejsc, a jedynie nieznacznie odwrócili głowy, by zobaczyć co się działo.

- Umm... - Dotarł do mnie głos chłopaka, który o mały włos nie nabawił się sińca pod okiem.

- Dziękuję, że jako jedyna coś powiedziałaś...wiesz, mógłbym skończyć nieco gorzej. - Brunet odłożył swoje nakrycie głowy na suchą część blatu i niemrawo uśmiechnął się do mnie. Dopiero teraz miałam okazję przyjrzeć mu się dokładniej, gdyż stał naprzeciwko mnie tak, że dzieliła nas jedynie drewniana lada. Na morzu jego brązowych loków panował sztorm, który mogły okiełznać tylko jego ciemne, łagodne oczy wyczekujące teraz mojej odpowiedzi. Delikatne rysy twarzy chłopaka mówiły mi, że jest mniej więcej w moim wieku, może trochę młodszy. Chcąc czy nie, muszę to przyznać - jest uroczy. Na swój sposób.

- Nie ma sprawy. - Odwzajemniłam jego uśmiech - Z resztą, sam się o to prosił a i tak już był pod wpływem. - Otarłam nos rękawem.

- Napijesz się czegoś? Na koszt firmy. - Uznałam, że powinnam mu postawić jakiś napój. Mimo iż w mojej sytuacji finansowej takie posunięcie było ryzykowne a liczyło się każde pół dolara, uważałam że wypadało. W żadnym wypadku alkoholowy! W naszym lokalu nie podajemy tylko rumu czy piwa, rzecz jasna. Sięgnęłam z kredensu czystą szklankę i nalałam do niej wody z cytryną. Chłopak jednak wyglądał na zmieszanego gdy położyłam przed nim napój.

Nie patrz w oczy wielorybom || EssexWhere stories live. Discover now