X "Fajna ferajna"

70 5 0
                                    

- Thomas Nickerson? - odezwał się Chase, prowadząc młokosa za ramię na rufę statku. Ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń, wyściubiłam nosa z nad nadbudówki. O dziwo, głos pierwszego oficera brzmiał teraz spokojnie i bądź co bądź przyjaźnie. Ze zdziwieniem przysłuchiwałam się rozmowie.

- Tak, sir - potwierdził chłopak, którego nadal porządnie mdliło. Próbował to tłumić, być prawdziwym mężczyzną, lecz nie oszukujmy się - nawet ślepiec dostrzegłby jego chorobę morską.

- Wiesz, niektórych z początku mdli - tutaj Chase przerwał i jednym, pewnym ruchem przerzucił chłopaka za pawęż, trzymając go za kostki. Odjęło mi mowę, a ja sama podskoczyłam zaskoczona. Chłopak wisiał teraz głową w dół przewieszony przez burtę.

Widziałam tylko szamoczące się nogi Thomasa, przerażonego całą sytuacją, a jego krzyki przygłuszał gromki, lecz przyjazny śmiech sir Owena i łoskot spienionych fal z kilwatera. Co on wyprawia?! I jeszcze się śmieje? Rozum kazał mi pozostawać w ukryciu, więc z duszą na ramieniu czekałam, aż chłopak ponownie stanie na pokładzie.

- Nie, nie, nie! Proszę mnie wciągnąć! - szarpał się Nickerson.

- Tak najlepiej zmierzyć się z Neptunem! - zapewnił jasnowłosy Owen.

- Proszę! - Po ostatnich błaganiach młokosa, Owen Chase, silnymi rękoma pomógł mu stanąć ponownie na nogi.

- Teraz lepiej? - zapytał oficer. Lepiej? Oczywiście, jestem przekonana, że Thomas jest teraz w siódmym niebie! Chase chyba nieskutecznie próbował pozbyć się u chłopaka choroby morskiej, gdyż ten spektakularnie puścił pawia na buty pierwszego oficera, który zaklął cicho pod nosem. Od tego wszystkiego, mnie również zakręciło się w głowie. Po kilku kaszlnięciach chłopiec zbladł jeszcze bardziej, po części ze wstydu i gorączkowo zaczął przepraszać za niechciany incydent.

- Teraz masz o czym napisać do matki - Chase obdarzył go krótkim, połowicznym uśmiechem, a raczej kreską z ust, po czym wsadził buta do kubła z wodą.

- Moja matka spoczywa na Smith's Hill - Thomas zaglądnął do bakisty, najwyraźniej szukając jakiejś szmatki - jest tam też nagrobek dla ojca. Zginął na morzu przed moimi narodzinami - Jego głos brzmiał nadzwyczaj spokojnie i naturalnie, prawie nie mogłam uwierzyć, iż mówi o tak przykrej sprawie, jak utrata własnych rodziców. Od razu zrobiło mi się bardzo żal Nickersona i zdałam sobie sprawę, że dopiero teraz będę miała trudności z chłodnym trzymaniem go na dystans. Lico Chase'a nabrało miarki współczucia, a gdy chłopak przykucnął przed nim na kolanie ze szmatą w ręku, by zetrzeć wymiociny z jego buta, oficer powstrzymał go gestem.

- Daj mi to - Mężczyźni wymienili spojrzenia.

- Teraz tu jest twoja rodzina. Na dobre i złe. Głównie na złe - oznajmił oficer, po czym odchodząc jeszcze dodał:

- Zmyj pokład chłopcze.

Gdy tylko zauważyłam, że idzie w moim kierunku, wzdrygnęłam się i na palcach, byle tylko mnie nie zauważył, przeszłam do mesy. Nadal tkwiłam zaskoczona jego, nie wiem jak to określić, uprzejmością czy subtelnym współczuciem. Czymkolwiek by to nie było, Chase zachował się zupełnie inaczej, aniżeli przy dzisiejszym stawianiu żagli.

Jak gdyby nigdy nic przechodziłam sobie przez kubryk, pogwizdując cicho, gdy minął mnie nie kto inny, jak wracający z pokładu Chase. Na moje szczęście niczego nie podejrzewał, jedynie rzucił we mnie słowami:

- Nie gwiżdż. To przynosi pecha - By potem wyminąć mnie i ruszyć do kabin oficerskich. Dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo wyczerpujący, dlatego teraz powieki niemal same mi się zamykały, a ja marzyłam tylko o tym, by położyć się spać. Zaglądnęłam do mesy, w której nie pozostało dużo osób. Większość udała się do koi i tylko garstka załogantów, w tym rozpoznałam panów Chappel'a i Cole'a, dopalała resztki papierosa. Niesiona zmęczeniem, zmierzałam właśnie ciasnymi przejściami do koi, gdy wtem, wpadłam prosto na wchodzącego pod pokład Thomasa. Jego mokra koszula przykleiła się do mnie, a włosy na głowie chłopaka pokrywały małe kropelki morskiej wody i piany.

Nie patrz w oczy wielorybom || EssexWhere stories live. Discover now