5. Louis wpada w amok

2.9K 244 39
                                    

Suprajs? 

____________________________

Louis do końca bił się z myślami.

Wiedział, że jego protesty nie zdadzą się na nic. Nawet przysłowiowa góra pieniędzy, którymi dysponował nie zapewniłaby mu opieki nad Norą. Jego rozum kłócił się z sercem, które wprost wyrywało się do szczeniaka, którego pokochał całym sobą. Nie spał całą noc, na zmianę płakał i śmiał się ze zdjęć, które miał dzięki uprzejmości Joni. Do głowy przyszła mu nawet myśl o pojechaniu do szpitala i zabraniu Nory stamtąd i ucieczce w miejsce, gdzie nikt ich nie szukałby. Zaraz ją odrzucił, gdy uświadomił sobie, że nie ma prawa zabierać dziewczynce szans na prawdziwy dom, z obojgiem rodziców. Mimo wszystko nie mógł tego wszystkiego tak po prostu zostawić. Gdy przeglądał się w lustrze {tuż po zimnym prysznicu, który miał go orzeźwić na tyle, że nie zasnąłby za kierownicą)nie umknęły mu przeraźliwe sińce i przekrwione białka. Wyglądał okropnie i wcale się nie dziwił, że do tej pory nie poznał alfy,której przynajmniej spodobałby się zewnętrznie. Zdawał sobie sprawę z tego, że tylko tym mógłby zadowolić swojego potencjalnego partnera, ponieważ jego wnętrze było całkowicie odrzucające. Nikt nie potrafił z nim wytrzymać, nawet jego własna rodzina ograniczyła kontakty do akceptowalnego minimum co jeszcze bardziej sprawiało, że zamykał się w swojej skorupie i tłumił emocje, które znajdowały ujście w najmniej spodziewanych momentach.

Jak na przykład podczas rozmowy z Harrym Stylesem, klientem ich biura, który zupełnie niewinnie napatoczył się, gdy on spieszył się na kangurowanie z Norą. Na samo wspomnienie miał ochotę zapaść się pod ziemię, wiedząc, że na pewno ich drogi znowu się skrzyżują.
Nie mógł obojętnie przejść obok tej zielonookiej alfy, winił za to swoją wilczą naturę omegi, która wbrew jego oczekiwaniom czasem za bardzo wychodziła na wierzch i miał trudność z jej ujarzmieniem.

Tak, Harry Styles miał w sobie coś co przyciągało Louisa. A szatyn wcale nie był z tego powodu zachwycony.

Westchnął cicho, gdy naciągnął na siebie bordowy sweter i zaczął szukać okularów przeciwsłonecznych, pod którymi mógłby ukryć swoją ciężką noc. Musiał się upewnić, że Nora trafiła do rodziny najlepszej z możliwych. Spojrzał na zegarek, którego wskazówki wskazywały jedenastą dwadzieścia siedem. Przeklął cicho, gdy uświadomił sobie, że prawdopodobnie się spóźni. Nie zamierzał jednak rezygnować, musiał chociaż spróbować.

*

Zdusił w sobie jęk zawodu, gdy dotarł do sali dla maluszków, a jego oczom ukazała się jedna z salowych, która zmieniała tak bardzo znaną mu pościel z kucykami pony. Nie odpowiedział napytania ze strony starszej bety, odwrócił się na pięcie i pobiegł do dyżurki, w której zazwyczaj siedziała Joni i jej koleżanki po fachu. Z trudem powstrzymywał się przed wybuchnięciem płaczem i używał całej swojej woli, aby zatrzymać łzy, które zbierały mu się w kącikach. Nie trudził się pukaniem, po prostu wpadł do pokoju pielęgniarek, sprawiając, że dwie z nich wydały z siebie zduszone okrzyki. Gorączkowo szukał znajomej twarzy, osoby, która wciągnęła go w to całe kangurowanie. W końcu napotkał dobrze znane spojrzenie, tym razem niewykrzywione w grymasie niezadowolenia. Powiedziałby raczej, że Joni z trudem ukrywa smutek. 

To oznaczało jedno. 

- Joni...? – wychrypiał, ignorując zaciekawione i zaskoczone spojrzenia pozostałych pielęgniarek.Kobieta nieznacznie pokręciła głową, a to wystarczyło, aby ostatnia nitka nadziei pękła. Czując nadchodzący wybuch histerii zacisnął dłonie w pięści i uderzył nimi w drzwi. Niemal natychmiast tego pożałował, ale pomimo bólu nie mógł przestać. Ból fizyczny niczym nie równał się z tym jak ogromny ból ogarnął jego pęknięte serce. Jego malutka Nora. Już nigdy jej nie zobaczy. Nie ujrzy jej szerokiego i słodkiego uśmiechu. 

FullMoon Inc. [LARRY]Where stories live. Discover now