44. Nie wierz co tracisz, mała.

2.4K 101 17
                                    

VANESSA

- To nie jest droga do mojego domu. - oznajmiłam, odwracając wzrok z ulicy na chłopaka.

- Widział to Nathan? - zapytał, kompletnie ignorując to co powiedziałam wcześniej.

- Nie zmieniaj tematu. - powiedziałam. - Chce do domu.

- Pytałem o coś. - odparł twardo, zaciskając ręce na kierownicy.

- A ja coś powiedziałam. - patrzyłam jak skręca w uliczkę, na której mieszka. Oho, zajebiście. Powtórka z rozrywki? Jeszcze nie zeszły mi siniaki z poprzedniej wizyty u niego.

- Vanessa! - warknął, uderzając w kierownicę, na co przestraszona podskoczyłam na siedzeniu a serce zaczeło bić mi szybciej. No teraz to na bank mam nadciśnienie. Styles westchnał, spoglądając na mnie przez chwilę. - Odpowiesz mi? - odezwał się tym razem spokojnie.

- Nathan nic nie wie. - skłamałam, dalej idąc w zaparte. Nie chciałam, żeby znowu zrobiła się jakaś w ogóle  niepotrzebna drama, więc to zatuszuje i po jakimś czasie wszyscy o tym zapomnimy.

- Czyli wie. - ponownie westchnął, parkując auto przed domem.

- Jak powiedziałam, że nie wie to nie wie, jasne? - warknełam, bo tym razem to ja się zdenerwowałam. Jakoś wcześniej, kiedy na mnie krzyczał, trzymając mi mocno ręce, miał w dupie to, czy Nathan się dowie, czy nie.

- Ale przecież widzę, że wie. - zgasił silnik, odwracając się cały w moją stronę.

- To po co pytasz? - zmrużyłam oczy.

- No teraz to wszystko jasne. Teraz to wiem już na sto procent, że wie. - rzucił, otwierając drzwi, co i ja zaraz zrobiłam.

- Odwieź mnie do domu. - rozkazałam.

Zaśmiał się.

- Odwiozę jak zrobimy w końcu gazetkę szkolną. Dyrektorka się już do mnie dzisiaj pruła, że nadal nic nie mamy a jutro trzeba już to gówno oddać. - oświadczył, otwierając furtkę, przy której stanął, patrząc na mnie.

Westchnełam.

- No już, idę. - burknełam a na twarzy Owsika pokazał się ten irytujący  uśmieszek. - A czy ja dobrze usłyszałam 'zrobimy'? - zaśmiałam się, kiedy podeszłam do niego.

Odchrzaknął.

- Ty lepiej nie bądź już taka mądra. - zaśmiał się, kiwając w stronę jego domu. - No idź, idź. Gazetka szkolna czeka. - wywaliłam język, delikatnie uderzając go w krocze, na co jęknął. - To bolało. - uchronił swoje małe przyrodzenie rękoma.

- Miało boleć, Owsiku. A po za tym dostawałeś gorzej. - powiedziałam, omijając go i wchodząc na jego podwórko.

- Ale krocze to delikatne miejsce. - rzekł, kiedy podbiegł do mnie.

- Żebyś jeszcze coś tam miał, to bym zrozumiała, że może cię boleć. - przystanełam przy drzwiach, czekając aż mi otworzy.

- A skąd wiesz, że tam nic nie ma? - uniósł brew, nieznacznie się do mnie zbliżając, na co postawiłam krok w tył.

- Po prostu to wiem. - wzruszyłam ramionami.

- Chcesz się przekonać? - położyłam mu rękę na klatce piersiowej, kiedy był już naprawdę za blisko a za mną nie było już wiele miejsca, gdyż była ściana.

- Nie muszę sprawdzać, żeby wiedzieć.  - odrzekłam, dotykając plecami ściany.

- Nie wierz co tracisz, mała. - zaśmiał się, odsuwając się w końcu, na co odetchnęłam z ulgą. Styles otworzył drzwi i wszedł do środka, nie czekając już na mnie. Zrobiłam to co on, zamykając za sobą powłokę. - Zanim zapytasz... - zaczął, wyjmując z lodówki pizzę. - Nikogo w domu nie ma. Nawet Davida, wyjechał wczoraj w delegację.

- A kiedy wróci? - zapytałam. Byłam ciekawska, ale to nie o to teraz chodzi. W sobotę jest impreza i myślałam, że razem tam pójdziemy. Nawet mi napisał, że się zgadza. No nic, jest dopiero środa, zobaczymy.

- Nie wiem. Chyba w piątek  wieczorem. - wzruszył ramionami.

- Fajnie by było. - mruknełam pod nosem, po czym usłyszałam śmiech chłopaka. Spojrzałam na niego.

- Spokojnie. Powinnen zdążyć na imprezę Blaze. Ja na bank zdążę.

Jęknełam, miałam nadzieję, że nie przyjdzie, chociaż to złudne nadzieję , zważając na to, że on jest typem imprezowicza i wszędzie się wepchnie. Ale w sumie liczyłam po cichu, że się nie dowie o tym, że idę tam razem z David'em.

- Myślałam, że nie przyjdziesz. - wyjawiłam swoje myśli na głos.

- To nie miłe. - odparł, kładąc na stole cole i pizzę.

- Przy najmniej jestem szczera. - usiadłam przy stole. Chłopak zaśmiał się. Spojrzałam na niego pytająco. Uniosł tylko ręce.

- Jedz, bo potem bierzemy się za gazetkę.

***

- I po bólu. - klasnełam w ręce, kiedy skończyliśmy robić tą pieprzoną gazetkę. Znaczy więcej ja robiłam niż Styles, ale już przeżyje.

- Mnie to tam nic nie bolało. - uśmiechnął ironicznie, na co miałam ochotę mu przywalić w mordę.

- Siedź lepiej cicho na ten temat, jeśli nie chcesz, żebym ci przypieprzyła w ten pusty ryj. - również się uśmiechnęłam, ale jak to ja oczywiście sztucznie.

- Ty? Tymi małymi rączkami? - prychnął, wstając z podłogi na której przez dwie godziny robiliśmy gazetkę.

- A żebyś się nie zdziwił. - mruknełam, sprawdzając telefon, bo kompletnie o tym zapomniałam. Przecież przyjaciele mnie zabiją, że się nie odzywałam do nich. - Ja się w ogóle dziwię, że miałeś papier i kolorowe flamastry. Jednak nie jesteś taki zacofany. - powiedziałam, widząc kilka nie odebranych połączeń od rodziców i przyjaciół oraz wiadomości również od nich. Jedna wiadomość była nawet od Nathana.

- Dzięki. - parsknął, biorąc telefon do ręki.

Muszę przyznać po cichu, że podczas robienia tej gazetki były nawet miły,  mogę tu użyć jeszcze słowa inny. Albo po prostu pierwszy raz go takiego widziałam.

Nathan: odbierz ten telefon! Betty się zdenerwowała i zaczęła rodzić! sytuacja jest poważna!

Wstrzymałam oddech na chwilę, po czym szybko wstałam, szukając plecaka.

- Matko święta, co się dzieje? Zobaczyłaś siebie w aparacie? - zażartował, ale teraz nie było mi do śmiechu. Kiedy plecaka nigdzie nie mogłam w pokoju znaleźć, zeszłam na dół. - Vanessa? - odezwał się, kiedy znalazłam plecak na kanapie w salonie. Odwróciłam się w jego stronę.

- Zawieziesz mnie do szpitala? Narzeczona mojego brata rodzi. - oznajmiłam szybko.

- Zawiozę. - kiwnął głową.

Wybrałam numer do brata i wiedząc gdzie Betty rodzi, szybko wyszliśmy z domu, udając się do samochodu.

***

No dobra macie dzisiaj rozdział 😅 ale nie wiem za to czy jutro będzie 🤔

Jak wam minął dzień? Mi dość dziwne i szybko 😆 chyba miałam dzisiaj pierwszy kryzys podczas tej całej kwarantanny, bo nie wiedziałam co ze sobą zrobić 🙄 a wy jak tam?

Miłego wieczoru!

All of love xx

Dym || h.s (first book) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz