11.

3.7K 112 8
                                    

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i wyrzutami sumienia. Co ja sobie myślałam idąc do łóżka z bratem mojego zmarłego chłopaka? Jak mogłam się tak zachować? Oczywiście nie poszłam do szkoły, znów zamknęłam się w swoim pokoju i nie chciałam z nikim rozmawiać. Leżąc w łóżku i oglądając jakiś nudny program w telewizji cały czas rozmyślałam jak do tego doszło. Alkohol i tęsknota z Kasprem zrobiły swoje, a Jackob przypominał mi go w każdym calu.
I to właśnie było to. Wyobrażałam sobie, że to Kasper. Popełniłam ogromny błąd i teraz musiałam za niego zapłacić.

— Witam panią serdecznie i nie nie wyjdę stąd. — Powiedziała Kendall z hukiem wchodząc do mojego pokoju, przez co ze strachu drgnęłam. Czy chciałam żeby wyszła? Tak, chciałam zostać z tym wszystkim sama, ale wiedziałam, że muszę z kimś o tym porozmawiać. Tak więc rzuciła torbę na fotel i wskoczyła na łóżko obok mnie. — No to słucham co się takiego stało, że nie..

— Przespałam się wczoraj z Jackobem. — Rzuciłam patrząc jak usta mojej przyjaciółki z coraz większym niedowierzaniem rozchylają się.

— Jak to... — Przyglądała mi się i widziałam jak bardzo jest zszokowana.

Bałam się jej reakcji na to wszystko, bałam się co mi powie. Jednak to była moja przyjaciółka, musiałam jej o tym powiedzieć. Wyrzucić to z siebie. Zebrałam się do siadu i westchnęłam.

— Trochę wypiliśmy. — Spojrzałam na nią. — Wiem, nie usprawiedliwia mnie to. Wspominaliśmy dawne czasy, dużo rozmawialiśmy. Cały czas przypominał mi Kaspra, nawet najmniejszym gestem. — Poczułam jak mój głos załamuje się a oczy zaczynają mnie piec. — I w pewnym momencie zbliżyliśmy się do siebie, nie wiem nawet kiedy do tego doszło. A gdy mnie całował, czułam jakby robił to...

— Kasper. — Dokończyła za mnie a ja przytaknęłam głową i spuściłam wzrok.

— Na dodatek żegnając się ze mną powiedział, że od dawna chciał to zrobić a ja dzisiaj czuje się jakbym go wykorzystała.

— Rozmawiałaś z nim o tym? — Skinęłam głową na nie i poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. — Powinnaś mu to wyjaśnić Lila.

Po tych słowach przytuliła mnie a ja rozkleiłam się na dobre. Czułam się strasznie. Jak mogłam się tak zachować nie zważając na uczucia Jackoba. Przez całe spotkanie nie patrzyłam na to co on czuje, jakie ma podejście do tego wszystkiego. Skupiłam się całkowicie na sobie i na tym jak bardzo przypominał mi swojego brata. Wiedziałam, że Kendall miała racje. Tak więc po jej wyjściu poszłam prosto do niego.

Na miękkich nogach podeszłam do drzwi i wcisnęłam dzwonek. Nikt mi nie otwierał, jednak na podjeździe stał samochód Jackoba. Pomyślałam, że może po prostu nie ma ochoty mnie widzieć i w momencie w którym odwróciłam się, żeby odejść usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

— Liliana? — Usłyszałam jego niski i męski głos po czym zwróciłam się w jego stronę. Za jego plecami ujrzałam starsze małżeństwo.

— Nie chciałam przeszkadzać, przyjdę później. — Nie ukrywałam, że byłam trochę zestresowana.

— Państwo Simpson właśnie wychodzą, wejdź. —Uśmiechnął się otwierając szerzej drzwi.

Wydukałam ciche „dzień dobry" i ruszyłam do salonu nie chcąc przeszkadzać. Jackob rozmawiał jeszcze chwilę z parą, a następnie słyszałam już zamykające się drzwi i kroki idące w moim kierunku. Wstałam z kanapy i spojrzałam na idącego w moją stronę chłopaka.

— Miło cię znów widzieć. — Jak zawsze szarmancki zrobił jeszcze krok w moim kierunku i złożył pocałunek na moim policzku. — Napijesz się czegoś? Może wina?

— Jackob musimy porozmawiać. — Widziałam jak uśmiech chłopaka schodzi z jego twarzy, a na jego miejsce wchodzi powaga. Przeczesał palcami swoje włosy i wskazał gestem ręki abyśmy usiedli na kanapie. — Chciałam cię przeprosić.

— Za co? — Zapytał zdziwiony i spojrzał w moim kierunku marszcząc przy tym brwi.

— Za wczorajsze zdarzenia. — Westchnęłam. — Czuje się okropnie. Przez całe popołudnie byłeś dla mnie taki dobry, a ja cały czas patrząc na ciebie widziałam Kaspra. Było naprawdę miło, ale...

Aa Nie widziałaś we mnie mnie, tylko mojego brata i to dlatego pozwoliłaś mi się zbliżyć do siebie. — Rzucił oschłym tonem, którego wcześniej nie usłyszałam z jego strony. Wstał z kanapy i ruszył w stronę okna.

Przez dłuższy czas nic nie mówił, a ja czułam się coraz gorzej. Wiedziałam jakie są fakty, ale słysząc to z jego ust zrozumiałam jak bardzo źle to wyglądało. Nie kłamałam mówiąc, że był dla mnie dobry. Nie tylko dla mnie. On po prostu taki był. Nic dziwnego skoro jego tak jak i Kaspra wychowała tak cudowna i ciepła kobieta. Ta cisza krzyczała w mojej głowie, nie mogłam już wytrzymać.

— Przepraszam Jackob, pójdę już. — Powiedziałam cicho i wstałam z kanapy kierując się do wyjścia.

— Zawsze mu zazdrościłem. — Słysząc te słowa przystanęłam w miejscu. — Zawsze był pupilkiem rodziców, w szkole wszyscy go uwielbiali łącznie z nauczycielami, miał masę przyjaciół i miał ciebie. — Odwrócił się w moją stronę z założonymi rękoma. — Miał dziewczynę, która była gotowa za niego zabić, która kochała go całą sobą. Była dla niego wsparciem i zawsze stała za nim murem.

— Jac... — Chciałam coś powiedzieć, jednak nie pozwolił mi na to kontynuując.

— Odkąd tylko cię poznałem plułem sobie w brodę, że to nie ja jako pierwszy uderzyłem w twoim kierunku, że nie zrobiłem tego pierwszego kroku, że mój kochany idealny brat mnie wyprzedził. Nie mogłem znieść waszego widoku razem, dlatego między innymi na tych rodzinnych obiadkach jak najszybciej starałem się z nich zmyć. — Stanął dwa kroki przede mną i spojrzał mi w oczy. — Nie żałuje tego co się wczoraj stało. Chciałem tego nawet jeśli ty widziałaś we mnie mojego brata. Teraz go nie ma, jesteśmy my. — Złapał mnie za dłoń. — Chciałbym móc posmakować tego szczęścia, które miał mój brat i mieć cię tylko dla siebie Liliano.

Zamarłam. Nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa ani ruszyć się z miejsca. Jego słowa roznosiły się po mojej głowie i wiedziałam, że mówił to szczerze. Kamień spadł z mojego serca wiedząc, że nie jest zły za wczoraj. Jednak myśl, że czuje coś do mnie więcej sprawiała, że mój żołądek był wykręcany w każdą możliwą stronę. Delikatnie zabrałam dłoń i odsunęłam się od niego.

— Nie potrafię, przepraszam. — Rzuciłam i szybkim krokiem wyminęłam go wychodząc z domu.

Będąc już na zewnątrz porządnie zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Nie wiedziałam co mam myśleć o tym, jak się zachować. Jak ostatni tchórz uciekłam stamtąd i wbiegłam do swojego pokoju rzucając się na łóżko. Tyle czasu patrzył na mnie i na Kaspra szczęśliwych. Nigdy nie chciał spędzać z nami za dużo czasu, wręcz unikał nas. I właśnie wtedy zaczęło do mnie wszystko dochodzić. Wszystko zaczynało się zgadzać i łączyć w całość.
Byłam dla Jackoba kimś więcej niż tylko dziewczyną jego młodszego brata.

Forever in my heart.Where stories live. Discover now