39.

2.5K 76 7
                                    

Im bliżej byłyśmy drzwi od mieszkania Alexa, tym gorzej się czułam. Żołądek podchodził mi do gardła, a w mojej głowie był istny sajgon. Gdyby nie determinacja Kendall i to jak uparcie wręcz ciągnęła mnie do mieszkania, na pewno nie ruszyłabym się z auta. Niepewnie ruszyłam za nią, kiedy bez pukania weszła do mieszkania Alexa. Chłopak stał oparty o blat kuchenny z założonymi rękoma, spoglądając w naszą stronę.

— Jesteście już. — Powiedział Matt wychodząc z łazienki. Wszyscy wyglądali naprawdę spokojnie. Spojrzał na Kendall i wyciągnął rękę w jej stronę. — Chodź, my też mamy coś do wyjaśnienia.

— Lila chodź tutaj. — Usłyszałam głos mojego brata dochodzący z salonu. Odprowadziłam wzrokiem Kendall i Matta, ściągnęłam buty i na miękkich nogach ruszyłam do salonu.

— Co tu się dzieje? O co tu chodzi? — Otworzyłam szeroko oczy widząc doskonale znaną mi osobę, stojącą przy oknie. Kiedy odwrócił się przodem do mnie z uśmieszkiem na ustach przełknęłam ślinę.

— Lila...

— To Ty?! To ty mnie śledziłeś?! — Przerwałam mu prawie niemalże odrazu widząc jak uśmiech schodzi z jego twarzy. — Jackob wytłumacz mi to!

— Tak, to właśnie Jackob. — Usłyszałam głos Alexa z nutką kpiny i ciche kroki zmierzające w moim kierunku. — To on bezmyślnie śledził cię wiele miesięcy, to on dzisiaj nawalał w twoje drzwi, to on pozwolił ci jechać w stresie nie martwiąc się o to czy nie spowodujesz wypadku czy...

— Stul pysk. — Warknął Jackob, a wszystkie jego mięśnie zaczęły się napinać.

— Nie masz prawa tak do niego mówić! — Mój dotychczasowy strach przerodził się w ogromną złość. Alex miał rację i wszyscy znajdujący się w salonie o tym wiedzieli. — Po co to wszystko?

— Lepiej usiądź, bo to co usłyszysz... — Westchnął Justin i złapał mnie za rękę, przez co z jego pomocą zajęłam miejsce na kanapie.

— Czy ktoś do jasnej cholery może wytłumaczyć mi wreszcie to wszystko?!

Skanowałam wzrokiem trzech chłopaków. Justin i Alex mierzyli wzrokiem Jackoba, czekając na jego ruch. Za to on nerwowo przeczesał palcami włosy, westchnął i odwrócił się do okien. Moja irytacja wzrastała coraz bardziej. Czułam, że zaraz wybuchnę jeśli ktoś w końcu nie powie mi o co w tym wszystkim chodzi. W momencie w którym otworzyłam usta, żeby cokolwiek powiedzieć usłyszałam zdanie wychodzące z ust Jackoba. Zdanie, po którym poczułam się jakbym dostała z liścia w twarz.

— To przeze mnie był wtedy ten wypadek, to ja pijany wracałem z San Francisco od znajomych, to przeze mnie...

— Żartujesz. — Ledwo co wymamrotałam i zerwałam się z kanapy. — Powiedz mi kurwa, że to jakiś twój chory żart! — Mój cichy ton przerodził się w krzyk rozchodzący się po mieszkaniu. Podeszłam do niego i z każdym następnym słowem uderzałam pięściami w jego tors, a po moim policzku zaczęły spływać łzy. — Jak mogłeś zabić swojego własnego brata?! Jak mogłeś tyle lat ukrywać to przede mną?! Jak mogłeś mówić mi te wszystkie rzeczy, że niby jestem ważna?! Jak możesz kurwa patrzeć na siebie w lustrze!

— Lila. — Zaczął spokojnie i złapał mnie za ręce, które szybko wyrwałam. — Nie chciałem tego, skąd mogłem wiedzieć, że tak się stanie? Do dzisiaj pluje sobie w brodę za to wszystko. Wtedy w parku kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz jak siedziałaś ze znajomymi i jak później do mnie przyszłaś obudziły się dawne uczucia Lila. Chciałem się tobą zaopiekować, dać ci wszystko co najlepsze. Chciałem być w twoich oczach taki jaki był Kasper.

— Nie mogę tego słuchać. — Wyszeptałam robiąc kilka kroków do tyłu.

— Proszę cię.

— Nigdy, przenigdy nie będziesz taki jak Kasper. Jesteś zwykłym zerem. Wyjdź. — Rzuciłam oschle i przerzuciłam wzrok na widok za oknem. W momencie w którym wyciągał rękę, żeby mnie dotknąć z prędkością światła znalazł się przy nas Alex i odepchnął go. Później wszystko działo się bardzo szybko. Jackob został wyrzucony z domu Alexa, Justin wyszedł razem z nim a ja jak w amoku stałam, zalewając się łzami. Aż do momentu w którym Alex mocno mnie objął, a ja poczułam się niezwykle bezpiecznie w jego ramionach. — Jak on mógł? Przecież to był jego brat.

— Cii. — Przerwał gładząc moje włosy.

Powoli skierował nas na kanapę. Usiadł a ja położyłam się kładąc głowę na jego kolanach. Dalej nie dochodziło do mnie to czego kilka minut temu się dowiedziałam. Miałam wrażenie, że to jakiś chory sen. Zaraz się obudzę a wszystko się skończy. Niestety taka była rzeczywistość. Nie rozumiałam tylko dlaczego nie poszedł do więzienia, dlaczego wszyscy mówili, że winowajca wypadku uciekł i nigdy go nie złapali. Dopiero z czasem, kiedy emocje zaczęły opadać, ja zaczęłam łączyć wątki. Tata Jackoba i Kaspra był bardzo wpływowym człowiekim w Los Angeles. Musiał mieć coś z tym wspólnego i być może właśnie dlatego rodzice Kaspra zerwali kontakt z Jackobem po jego pogrzebie.

Kiedy otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła zrozumiałam, że musiałam zasnąć. Leżałam w sypialni Alexa, a za mną spał chłopak. Najdelikatniej i najciszej jak potrafiłam wstałam na równe nogi i wyszłam z sypialni, udając się do kuchni. Na dużym zegarze zauważyłam, że dochodziła godzina ósma. Nie wiedziałam jakim cudem udało mi się przespać całą noc. W momencie w którym szłam do salonu ze szklanką wody i zobaczyłam opakowanie z tabletkami na stole, przypomniało mi się że Alex dał mi tabletki na uspokojenie. Więc to dzięki nim tyle spałam. Nie chciałam nawet na chwilę dopuszczać do siebie wspomnień z ubiegłego wieczoru. Chciałam zapomnieć o tym raz na zawsze, tak jak i o Jackobie. Tak więc wzięłam telefon do ręki, gdzie tylko mogłam zablokowałam chłopaka i pousuwałam wspólne zdjęcia.

— Czemu mnie nie obudziłaś? — Słysząc głos Alexa wzdrygnęłam się. Odwróciłam głowę w jego stronę, kiedy zaspany i w samych bokserkach przeciągał się. — Jak się czujesz?

— Już lepiej. — Uśmiechnęłam się delikatnie, skanując jego umięśnione ciało. Zmarszczyłam brwi, kiedy odwrócił się tyłem i zaczął iść w stronę łazienki. — Halo, a buziak na dzień dobry?

— Halo, a buziak na dzień dobry? — Zaśmiał się przedrzeźniając mnie i podszedł bliżej. Nachylił się i zwinnym ruchem wziął mnie na ręce składając pocałunek na moich ustach. — To teraz idziemy pod prysznic.

Po długim i gorącym prysznicu zjedliśmy wspólnie śniadanie. Mimo prób Alexa, nie chciałam rozmawiać o ubiegłym wieczorze. Na szczęście chłopak w porę zrozumiał, że na nic jego próby i niedługo później odwiózł mnie do domu. Cieszyłam się, że rodzice jak i Justin byli w pracy a ja miałam trochę czasu dla siebie. Zrezygnowałam tego dnia z uczelni, nie dałabym rady skupić się na zajęciach. Mimo tego, że nie chciałam dopuszczać całej sytuacji do siebie to i tak niestety przez większość dnia myślałam o niej analizując wszystko. Z godziny na godzinę zaczęłam czuć coraz większe obrzydzenie do brata mojego zmarłego chłopaka.

Forever in my heart.Where stories live. Discover now