15.

3.3K 103 10
                                    

Następnego dnia nie miałam siły ruszyć się z łóżka. Leżałam pół dnia w łóżku użalając się nad sobą i płacząc. Był to pierwszy taki dzień od zakończenia terapii kiedy czułam, że naprawdę jest ze mną źle. Nie widziałam co mam ze sobą zrobić a po mojej głowie przechodziły same najczarniejsze myśli. Mimo tego, że dookoła mnie miałam wspaniałych ludzi czułam się cholernie samotna. Tego dnia nie chciałam z nikim rozmawiać, a mój ból psychiczny spowodował, że bolała mnie każda część mojego ciała.

Po południu nie wytrzymałam i wyrwałam się z domu, aby móc pojechać na cmentarz. Z każdym krokiem zbliżającym się do grobu mojego zmarłego chłopaka nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a płacz przeradzał się w żałosny ryk. Ostatkami sił doszłam do celu i nie usiadłam jak zwykle na małej czarnej ławeczce, a padłam jak kłoda opadając na płytę.

— Nie mogę. Nie dam rady już Kasper. — Wyłam ledwo wymawiając jakiekolwiek słowo. — Nie wytrzymuję, wróć błagam cię, wróć.

Patrzyłam na zdjęcie mojego ukochanego prawie leżąc na jego grobie. Tak strasznie chciałam, aby przytulił mnie w tamtej chwili, pocałował w głowę, wyszeptał, że wszystko się ułoży, że wszystko będzie dobrze. Chciałam usłyszeć, że jest przy mnie. Od dawna nie rozsadzało mnie tak bólu w środku, jak tamtego dnia. Wszystko dookoła znów zrobiło się szare i straciło jakikolwiek sens, a po mojej głowie myśl o tym, że chciałabym do niego dołączyć aż krzyczała.

Do straty ukochanej osoby nie da się przygotować ani przyzwyczaić się do bólu po jej utracie. Niektórzy radzą sobie lepiej i szybciej wychodzą na prostą, inni gorzej. Z początku kończąc terapię myślałam, że zaliczam się do tej pierwszej grupy ludzi. Ba! Byłam wręcz święcie przekonana, że idzie mi coraz lepiej, że świetnie daje sobie radę. Dopiero leżąc przy grobie swojego chłopaka i wyjąc uświadomiłam sobie jak bardzo się myliłam.

Chciałam być silna, chciałam mieć to całe piekło już za sobą i nauczyć się z tym jakoś żyć. Nie potrafiłam i straciłam wszelakie nadzieje na to, że kiedykolwiek jeszcze będę potrafiła. Nie miałam siły walczyć już o samą siebie. Siedząc tam wiedziałam doskonale co muszę zrobić. Wyciągnęłam z kieszeni bluzy małą buteleczkę z tabletkami nasennymi, które przepisał mi mój terapeuta. Wraz ze swoimi gorzkimi łzami zaczęłam połykać małe, białe tabletki. Jedna po drugiej.

Kiedy wzięłam całe opakowanie oparłam z powrotem głowę o płytę, tym razem patrząc w niebo. Cały świat zaczął wirować, a moje ciało robiło się coraz bardziej bezwładne. Śmiałam się sama do siebie przez łzy. W mojej głowie wyświetlił się film z całego mojego życia. Wszystkie piękne chwile z rodzinom, z przyjaciółmi i z Kasprem. Czułam coraz większą ulgę wiedząc, że do spotkania z moim ukochanym dzielą mnie już tylko minuty. Kiedy moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Było już za późno na jakąkolwiek reakcje z mojej strony.

Czułam jak moją skórę otula miękki koc, a w powietrzu unosi się doskonale znany mi zapach. Uchyliłam lekko powieki i nie dowierzając w to co widzę uchyliłam je szerzej rozglądając się po pomieszczeniu. Nie miałam żadnych wątpliwości gdzie jestem i kiedy przez moje ciało przewiesiła się czyjaś ręka z przerażeniem odwróciłam głowę.

— Kasper. — Wyszeptałam patrząc w moje ukochane oczy za którymi tak tęskniłam. Wyglądał cudownie, jak zawsze uśmiechnięty i te oczy, które były przepełnione miłością. Chciałam go przytulić, ale bałam się, że jeśli tylko go dotknę to zniknie a to jest tylko sen.

— Kochanie czemu to zrobiłaś? Szło ci już tak dobrze. — Mówił głosem, który działał na mnie kojąco kładąc przy tym swoją dłoń na mojej twarzy. Nie wytrzymałam, przymknęłam oczy a swoją dłonią złapałam za jego dłoń. Czułam to, czułam jego dotyk zupełnie jak kiedyś. — Ja też bardzo cię kocham i cholernie za tobą tęsknie, ale..

— Nie ma żadnego ale, nie chce tam być bez ciebie. — Spojrzałam na niego przepełnionymi łzami oczami. Przyciągnął mnie do siebie i zamknął w uścisku. Wtulona w niego leżąc na jego łóżku czułam, spokój. Tak strasznie tego potrzebowałam.

— Wiesz doskonale przez co wszyscy przechodziliście kiedy ja... — Nie dokończył, jedynie przełknął ślinę i zaczął gładzić moje włosy. — Wiesz jakie to bolesne. Nie każ swoim najbliższym przechodzić przez to samo. Ja zawsze będę przy tobie, zawsze będę w twoim sercu. Ale jesteś jeszcze kochanie taka młoda. Młoda i silna, oboje o tym wiemy. Musisz ruszyć z miejsca.

— Ja nie chce stąd iść. Chcę zostać z tobą.

Zamilkł, a ja mimo tego, że nadal czułam jego dotyk to i tak bałam się otworzyć oczy. Nieśmiało uchyliłam delikatnie powieki i odchyliłam głowę aby móc na niego patrzeć. Kciukiem zaczęłam gładzić jego policzek. Chłonęłam jego zapach. Pachniał domem. Domem, spokojem, miłością. Chciałam, żeby tak już zostało, chciałam patrzeć w jego oczy przez resztę wieczności. Leżał obok mnie uśmiechając się czule. Nic wtedy nic się nie liczyło, nic poza nim.

— Musisz wrócić szczęście moje. — Po wypowiedzeniu tych słów z moich oczu wypłynęła pojedyncza łza, którą szybko starł z mojego policzka. Był taki spokojny i opanowany jak zawsze, czego zawsze mu zazdrościłam. — Obiecaj mi, że kiedy wrócisz zaczniesz żyć pełnią życia jak kiedyś. Umawiaj się ze znajomymi, chodź na imprezy, zwiąż się z kimś. — Kontynuował zaczesując moje włosy za ucho. — A przede wszystkim nie przychodź tak często na mój grób.

— Ale jak ma... — Przerwał mi zatapiając swoje usta w moich. Bez wahania oddałam pocałunek. Był on przepełniony tęsknotą i bólem.

— Kocham Cię i zawsze będę. — Wyszeptał między pocałunkami.

— Ja Ciebie też.

Po tym zdaniu nie czułam już nic. Czułam jakbym wpadała w odchłań bez dna. Moje bezwładne ciało opadało coraz niżej, a ja nie mogłam nic zrobić. Momentami, które trwały kilka sekund oślepiało mnie jakieś niezidentyfikowane białe światło. Nie wiedziałam co się dzieje, byłam przerażona. Chciałam wrócić do pokoju Kaspra, chciałam dalej móc być przy nim. W pewnym momencie poczułam ból w klatce piersiowej. Otwierając szeroko oczy, nabrałam sporej masy powietrza do płuc.

— MAMY JĄ! — Krzyknął ktoś nad moim uchem na co skrzywiłam się. Było naprawdę głośno, zdezorientowana próbowałam wyostrzyć wzrok. Kilka minut zajęło mi przyswojenie, że jestem w karetce. — No młoda damo witamy, nieźle nas przestraszyłaś.

— Gdzie ją zabieracie? Muszę poinformować jej rodziców. — Słysząc ten głos obróciłam głowę i byłam strasznie zszokowana widząc w drzwiach karetki Alexa. To dzięki niemu nadal żyłam, to on zadzwonił po pomoc i przede wszystkim mnie znalazł. Zastanawiało mnie tylko co on robił na cmentarzu.

Byłam słaba, twarze i głosy zaczęły mi się rozmywać. Najzwyczajniej w świecie chciało mi się spać. Obudziłam się dopiero będąc w szpitalu, po krótkich badaniach leżałam w sali patrząc w sufit. Zastanawiałam się nad słowami Kaspra i z każdą kolejną chwilą kiedy uświadamiałam sobie, że miał całkowitą rację, czułam się coraz gorzej. Przecież moi rodzice na pewno odchodzili od zmysłów, a ja tak po prostu chciałam ich zostawić nie patrząc na to co czują. Byłam egoistką, nawet przez chwilę nie pomyślałam o swoich najbliższych łykając tabletki. Jedno co wiedziałam to to, że musiałam zrobić to co mój kochany chciał bym zrobiła.

— Boże córeczko! — Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej mamy wbiegającej do sali. Była zapłakana, tak samo jak tata i mój brat. Widząc ich w takim stanie zakuło mnie serce. Jak ja mogłam chcieć ich zostawić?

Forever in my heart.Where stories live. Discover now