Nie zasługujesz

635 25 3
                                    

Chwile przyjemnie się dłużyły, czas płynął spokojnie. W końcu, poczułam, że wszystko się układa. I że to ten moment, w którym mogę przestać to wszystko kryć, wszystkich oszukiwać. Nathaniela, siebie, mamę, znajomych. 

Nie wiedziałam, co inni o mnie pomyślą. Każdy znał całą historię i dla wszystkich ja byłam tą poniżaną grubaską, a on tym okropnym chłopakiem który i tak był nad kimś, nad kim tylko chciał być. Ale nie obchodziło mnie to. Podziwianie zachodu słońca, zapach wartkiej wody w rzece i jego ciepła dłoń, którą w końcu łapałam z pewnością i bez wstrętu do siebie. To jedno zdanie uświadomiło mojemu rozumowi, że to już od dawna nie w Nathanielu leżał problem, a może nawet nigdy nie leżał. Moja podświadomość, zły czas i miejsce z przeszłości pozostawiły ranę, która nie chciała się zabliźnić i zawsze gdy się na nią patrzy czuje się wstręt, bo jest tylko krwistoczerwoną tkanką i wydaje się, że dotknięcie jej zaboli. Ale gdy już sobie uświadomisz, że już nie jest otwarta i nie boli, potrafisz jej nawet dotknąć. 

I tak jak robiły nam to nasze matki, też chcemy pocałować tą ranę. Na znak tego, co się przeżyło.

Mogłam leżeć w tym stanie jeszcze bardzo, bardzo długo. Ale wiedziałam, że jest jeszcze jedna ważna rzecz, której Nate musiał się dowiedzieć. A bardzo bałam się, jak zareaguje. Nie chciałam wyrywać go z tej błogości.

-Słuchaj, jest jeszcze jedna sprawa. Tylko, nie krzycz, bądź spokojny. 

-Czym chcesz tak mocno zaburzyć mi tu największy spokój, jaki osiągnąłem od miesięcy?

-Nie wiem jak ci to powiedzieć łago-

-Szybko, nie łagodnie.

-Byłam na teście krwi, kilka tygodni temu. Żeby ustalić kto jest ojcem dziecka. Przysięgam, nawet nie umiałam po pewnych dopasowaniach faktów ustalić kto to, nic nie podejrzewałam, nic nie wiedziałam, nie pamiętałam nawet, żebym czegoś nie pamiętała, żeby ktoś mi wyrwał z pamięci kilka czy kilkanaście godzin. Musiałam się na to zdecydować i nie chciałam ci nic mówić, żebyś się nie stresował, bo i tak przeżywasz ze mną koszmar. Najpierw choroba, potem hormony. Ja też nie chciałam się stresować, zwłaszcza z dzieckiem dlatego od razu po wyjściu z kliniki odizolowałam od tego myśli. Wczoraj dostałam wiadomość z wynikami i nie miałam do tego głowy, wciąż próbowałam ustalić jakieś fakty żeby móc powiedzieć ci coś z sensem. Nie spałam pół tej nocy, aż w końcu zrozumiałam.

-Imię i nazwisko.

-Brad Parker.

-Nie.

-Niestety.

-Ale jak to niby on?

-To wszystko jest tak cholernie skomplikowane...

-To wytłumacz mi wszystko. Powoli, po kolei.

Stoicki spokój. Po tym, jak dowiedział się, że jego dziewczyna została zgwałcona przez dawnego przyjaciela.

Dalej nawet nie drgnął. I nie zadrżały mu nawet usta.

-Pamiętam jak po którejś lekcji wychowania fizycznego bardzo źle się poczułam, tuż po tym, jak schudłam. Jeszcze wtedy trzymała się przy mnie Jane, była dziwniejsza i mniej się mną interesowała, ale była. To ona spytała czy wszystko jest w porządku i podała mi butelkę wody.

No właśnie. Butelkę wody. 

Wydawało mi się do dziś, że wtedy po prostu zemdlałam, zostałam znaleziona gdzieś na korytarzu i zaniesiona do pielęgniarki. Bo wtedy byłam non stop, jak naćpana, bo w głowie świszczały mi tylko dźwięki bieżni, liczenie kalorii i krytyka innych. Nie myślałam racjonalnie. A dopiero tej nocy przypomniałam sobie, że zostałam przyprowadzona do pielęgniarki po 3 godzinach. 

Pierdolonych 3 godzinach. Gdybym po prostu leżała na korytarzu, ktoś by to zgłosił po maksymalnie 15 minutach. A Brad i Jane do dziś są w związku. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, ale po tym jak się skłóciłyśmy, dosłownie w ten sam dzień oni już dumnie chodzili za rękę przez korytarz. A na jej prywatnym Instagramie, którego nigdy mi nie chciała podać, mają datę wcześniejszą niż ten incydent.

Mogę się założyć, że to wszystko było ustawione. Że to oni za tym wszystkim stoją.

- Nie. Żartujesz. To nie może być on.

- Nie widzę żadnej innej możliwości.

- Ale on nie jest aż takim chujem. Naprawdę wiele jestem się w stanie po nim spodziewać, ale nie tego.

- Wszystko układa się jak puzzle.

- Pogadam z nim, muszę.

- Ale proszę cię, na spokojnie. I zostaw w spokoju Jane, ja z nią porozmawiam.

- Dobrze.

***

Znowu przeze mnie. Kolejne jej cierpienie, tylko i wyłącznie przeze mnie. Kurwa, to się kumuluje w kulę, która zaraz mnie zmiażdży. Albo już mnie miażdży. Nie wiem czy będę w stanie spojrzeć mu w oczy ze spokojem. Wysłuchać, co powie o tej sytuacji. Ale wiem, że muszę to zrobić. Być może zdobędę coś, dzięki czemu Caroline będzie mogła pójść na policję z dobrymi dowodami. Jest takim idiotą, że jest w stanie powiedzieć wszystko, bez żadnego pohamowania. 

Zaczęło się ściemniać i robić zimno, więc zaproponowałem dziewczynie powrót. Wsiedliśmy do samochodu, i oboje będąc zmęczeni przez ilość emocji jechaliśmy w kompletnej ciszy. Ale wygodnej ciszy.

- Skarbie? O rany, w końcu mogę tak do ciebie powiedzieć - powiedziała dziewczyna zaspanym, nieprzytomnym głosem.

- Tak kochanie? - odpowiedziałem z najszerszym uśmiechem.

- Dzisiaj obudź mnie, jak dojedziemy. Dobrze?

- Jasne.

Dziewczyna sięgnęła po kocyk leżący na tylnych siedzeniach i okryła się nim, po czym usnęła.

Jak spała wyglądała tak uroczo. Jak wtedy, gdy usnęła na video rozmowie.

Resztę drogi jechałem uśmiechnięty. Ciesząc się, że mogłem wyrzucić to z siebie. Że ona to odwzajemniła, że to już oficjalne. I że w końcu nie odtrąci mojej ręki, czy uda że nie słyszała komplementu. Przynajmniej miałem taką nadzieję.

Gdy dojechaliśmy, uswiadomiłem sobie, że mamy Caroline nie było w domu. Ostrożnie wyjąłem klucze z jej torebki, otworzyłem drzwi i zgarnąłem śpiącą dziewczynę z siedzenia. Pamiętam jak na pierwszych spotkaniach mówiła mi, że nie lubi jeździć samochodem z kimś spoza jej rodziny. A teraz traktuje moje auto jak swoje drugie łóżko.

Wniosłem dziewczynę do jej sypialni, ale tym razem, szczęśliwy jak nigdy dotąd położyłem się obok niej. Chwilę popatrzyłem na jej rozchylone usta i długie, jeszcze pomalowane rzęsy. Pocałowałem ją w czoło i sam zamknąłem oczy. Byłem zmęczony, a jutro czekała mnie konfrontacja z Bradem. I muszę być oazą spokoju.




By The Weight To Your HeartWhere stories live. Discover now