Patrz, jakie życie jest piękne

1.1K 44 10
                                    

Zniecierpliwiona siedziałam na lekcji i odliczałam do jej końca. Gdy tylko zadzwonił dzwonek zerwałam się z krzesła i coraz bardziej zintrygowana poszłam do szafki, gdzie wrzuciłam torbę, wyjęłam z niej telefon, strój sportowy, poszłam się przebrać i ruszyłam w kierunku stołówki. 

Chłopak już tam czekał, był przebrany w mocno wyciętą koszulkę z odkrytymi ramionami i sportowe spodenki do kolan. Po tym jak ocknęłam się z zapatrzenia podeszłam do niego.

-No i co znowu szykujesz?

-Chodź za mną - chłopak podniósł się i poszedł do tylnego wyjścia. Wyszłam na dwór, było przyjemnie i rześko. W końcu otworzył mi drzwi do swojego samochodu. Wskoczyłam do środka.

-Miałam się tak ubrać na jazdę samochodem? - zaśmiałam się.

-Oj nie, poczekaj aż dojedziemy na miejsce. 

Ruszyliśmy spod szkoły. Chłopak jechał spokojnie, umiał prowadzić i mimo, że nie lubię jeździć w samochodzie z nikim oprócz mojej mamy, to czułam się bezpiecznie. Przez całą drogę panowała między nami cisza, jednak nie niezręczna. Z głośników cicho sączyły się spokojne dźwięki jakiejś radiowej ballady, wpatrywanie się przez szybę w niebieskie, bezchmurne niebo i wielokolorowe pola było odprężające. 

Po jakimś czasie drogi niebo przestało być tak czyste. Pojawiły się granatowe chmury, zwiastujące deszcz. 

-Sprawdzałeś może prognozę pogody? NIe wydaje mi się, że ma być ładnie i słonecznie.

Chłopak się zaśmiał.

-No co ty nie powiesz - odpowiedział z uśmiechem.

Nie umiałam go zrozumieć. Uśmiechnięta i coraz bardziej zaintrygowana badawczo na niego zerknęłam.

Drogi stawały się coraz bardziej wyboiste, coraz bardziej oddalaliśmy się od centrum miasta. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale wiedziałam, że daleko od domu. W końcu chłopak zatrzymał samochód na jakimś poboczu, wysiadł, a potem otworzył mi drzwi. Również wypełzłam z siedzenia.

-Gdzie Ty mnie przywiozłeś? To w ogóle jakieś miasto, czy wieś?

-A czy to ważne? Ale i tak jeszcze nie jesteśmy tu, gdzie chciałem Cię zabrać - chłopak przeszedł kilka kroków i stanęliśmy przed lasem, pokrytym błotem i nierównościami, po czym wyciągnął rękę - Możesz się złapać, kolejne metry będą trudne do pokonania.

Chwilę się wahałam. Jego dotyk kojarzył mi się tylko z popychaniem, szturchaniem czy szczypaniem. To był zły dotyk, który bardzo się na mnie odbił. Jednak nie miałam ochoty na to, aby wpaść twarzą w bagna. Ujęłam jego dłoń.

Była ciepła, miękka i dawała mi jakieś poczucie bezpieczeństwa. Czułam się inaczej, niż się tego spodziewałam.

Przeszliśmy trzymając się za rękę kilkanaście metrów przez śliskie błoto i wyboiste kamienie, po czym wyszliśmy na wąską, asfaltową drogę przy polu. Natychmiast puściłam rękę chłopaka. Chyba nawet za szybko, bo poczuł się spłoszony. Nie miałam ochoty na kontakt fizyczny z nim, gdy nie miałam takiej konieczności.

-Co my tu robimy?

-Zabrałem Cię na bieganie. Wiem, ile codziennie biegałaś, ale dzisiaj chcę Ci coś uświadomić.

-No dobra, to zaczynajmy - już ruszałam, ale chłopak mnie zatrzymał.

-Najpierw rozgrzewka moja droga.

-Po co? To strata czasu.

-Ja prowadzę leczenie, wiem co robię. Zaufaj mi.

Nate starał się brzmieć przyjaźnie, jednak brzmiał oschlej niż jeszcze kilka minut wcześniej, jakby to odrzucenie ręki bardzo go zraniło.

By The Weight To Your HeartDonde viven las historias. Descúbrelo ahora