Rozdział 2. Jej początek

2.9K 146 255
                                    


Dzisiaj czekał ją ciężki dzień w pracy. Miała umówione spotkanie z szefem , na którym miała mu przedstawić propozycję ostatnich zmian do projektu dekretu dotyczącego nadania kolejnych uprawnień skrzatom domowym. Wiedziała, że już powinna się podnieść, ale nie miała na to siły. Przygniatało ją silne ramię Rona, przygważdżając władczo do materaca. Było jej niewygodnie i marzyła o zmianie pozycji. Poruszyła się, odwracając w stronę narzeczonego. Szturchnęła go delikatnie, aby go obudzić. Gdy zauważyła, że nie zareagował, a jest jeszcze dosyć wcześnie, postanowiła sama zejść do kuchni i przygotować śniadanie. Czuła się zestresowana, dlatego postanowiła zacząć dzień od kubka gorącej, słodkiej kawy. 

Lubiła ich mały domek zwany pieszczotliwie Kruszynką, ze względu na jego wymiary, ale nie potrafiła stworzyć tutaj takiej atmosfery, żeby mogła bez zastrzeżeń uznać, że jest to jej miejsce na świecie. Mieszkali na wsi, nieopodal Nory. Kupili ten maleńki skrawek ziemi, ponieważ Ron chciał być blisko swojej rodziny, szczególnie po śmierci brata. Nie zapytał jej, czy ona też tego chciała, a Hermiona zgodziła się bez kłótni, kalkulując w głowie wszystkie za i przeciw. Wszyscy byli zmęczeni ostatnimi wydarzeniami i mieli przed sobą jeden cel, ruszyć do przodu.

Na dole znajdowała się nieduża kuchnia wraz z miejscem na okrągły stół z czterema krzesłami oraz kominek i sofa. Na górze były dwie sypialnie i łazienka, w której umieszczony w rogu był prowizoryczny prysznic, kawałek ściany wyłożony kafelkami z odpływem w podłodze, zasłonięty tylko cienką zasłonką w kolorowe kwiatki i toaleta. Dusiła się w tych czterech ścianach, ale doskonale wiedziała, że na nic więcej nie było ich obecnie stać. Jej rodzice rozpoczęli nowe życie w Australii i pomimo tego, że odzyskali wspomnienia, nie chcieli wracać do zimnej i deszczowej Wielkiej Brytanii. Pomimo tego, że na co dzień otaczały ją znajome twarze, czuła się zagubiona i osamotniona.

Hermiona Granger była kobietą, która miała plan na swoje życie. Gdy była dzieckiem, jej pierwotne założenia uległy drastycznym zmianom w chwili, kiedy jednocześnie zdziwiona i przerażona, odebrała z dzioba najprawdziwszej sowy list, zaadresowany bezpośrednio do niej. Z przejęciem otworzyła zabezpieczoną kopertę i drżącymi palcami wyciągnęła gruby pergamin. Przebiegła wzrokiem po eleganckim piśmie i nierozumiejącym wzrokiem spojrzała na zaniepokojonych rodziców. Wyjęła również drugą kartkę, na której było dużo więcej treści, nieco wyjaśniającej jej nowe położenie w świecie. Była podekscytowana tym, co ją czeka, chociaż lękała się, że nie poradzi sobie sama w nowej rzeczywistości. Rodzice początkowo namawiali ją, żeby zrezygnowała, została z nimi i kontynuowała naukę w mugolskiej szkole. Oczywistym było, że była prymuską wśród dzieci, co niestety sprawiało, że nie była przez nich dobrze odbierana. Oczyma wyobraźni widzieli swoją małą córeczkę kończącą z najlepszym wynikiem uczelnię, a potem wykonującą zawód lekarza lub tak, jak oni, dentysty. Hermiona wiedziała, że nie może odrzucić takiego daru od losu, jak możliwość kształcenia w tak niewyobrażalnej dziedzinie, jak magia. Kochała rodziców, ale to nie było jej miejsce. Niewidzialna ręka przeznaczenia ciągnęła ją w nieznane i pomimo swojego poukładanego charakteru podjęła decyzję, że za nią podąży.

Czasy szkolne były najpiękniejszymi latami jej życia, chociaż obfite były zarówno w radosne, jak i tragiczne wydarzenia. Po ukończeniu Hogwartu z radością przyjęła na siebie nowe obowiązki i wyzwania, jakimi było przyjęcie posady w Ministerstwie Magii w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, gdzie mogła wprowadzić w życie i do czarodziejskiego prawa, nowe zasady współpracy czarodziejów ze skrzatami domowymi. Wielu się z nią nie zgadzało, ale nie przejmowała się tym. Rezygnacja z podniosłych idei nie leżała w jej naturze. Pomimo że czuła się pełnoprawną czarownicą, wielokrotnie łapała się na tym, że nie wszyscy tak ją traktują. Nie okazywano jej jawnie niechęci, ale raczej dawano jej do zrozumienia, że pomimo całej wiedzy, którą zdobyła przez lata studiowania magii, brakowało jej czegoś, czego nie była w stanie zdobyć.
- Zrobiłaś śniadanie? - usłyszała zaspany głos Rona, który schodził po wąskich, rozklekotanych schodkach.
- Nie, ale kawa jest w dzbanku – rzuciła, podnosząc głowę znad notatek dotyczących ostatnich poprawek do przygotowywanego przez nią projektu dekretu.

Wypiła łyk gorącego płynu, parząc sobie przy tym boleśnie gardło. Zatopiła się w swoich rozmyśleniach, całkowicie skupiona na tym, żeby dopisać kilka ostatnich pomysłów, zanim wyparują jej z głowy. Słyszała w tle krzątanie się Rona i gniewnie zmarszczyła brwi, wprawiając swoje samopiszące pióro w szybszy tryb. Musiała skończyć, zanim stanie się to niewykonalne.
- Nadal się obrażasz za to, że powiedziałem, że nie potrafisz nawet dobrze przysmażyć bekonu tylko zamieniasz go w cienki węgielek?
- Nie, nie obrażam się – odparła, nie zaszczycając go nawet krótkim spojrzeniem. - Czekam aż ty wykażesz się kulinarnymi umiejętnościami i przyrządzisz pełen posiłek, wtedy dopiero będziesz mógł mnie krytykować.
- Jeżeli tak stawiasz sprawę, to nie pozostawiasz mi wyboru – warknął nadętym tonem, którego Hermiona nie znosiła. - Jestem głodny, a nie ma nic do jedzenia. Będę musiał iść do mamy.
- Wspaniale, Ronaldzie, to jest fantastyczny pomysł – krzyknęła, a jej słowa ociekały dziką furią. - Najlepiej idź już teraz! I nie wracaj!

Trzaśnięcie drzwiami, sprawiło, że w jej oczach zaszkliły się łzy, ale złość, która w niej buzowała, nie pozwoliła na ich wypłynięcie, ponieważ za wszelką cenę nie chciała dać mu satysfakcji z doprowadzenia jej do takiego stanu. Wstała od stołu i machnięciem różdżki sprzątnęła wszystkie dokumenty do torby. Poszła na górę i ze złością szarpnęła za drzwiczki szafy, które z łoskotem spadły na podłogę, uderzając ją w odsłonięty piszczel. Tego już było za wiele jak na jeden poranek. Szarpnęła je na bok i rozmasowując bolące miejsce, podniosła się i szybko przeglądała ubrania. Ostatecznie wybrała białą koszulę i ciemną, wąską spódnicę, która sięgała jej do połowy łydek. Miała serdecznie dość wszystkiego, co ją otaczało, zaczynając od tego zdezelowanego domu, leniwego Rona i kończąc na niezadowoleniu z tego, jak potoczyło się jej życie. Z perspektywy bezstronnego obserwatora, wydawać by się mogło, że jest ono usłane różami, ale było to bardzo mylne wrażenie.
Jej związek z Ronem, przeżywał wzloty i upadki, chociaż ostatnio więcej i częściej zdarzało im się kłócić niż godzić. Zdawała sobie sprawę, że również popełnia błędy, ale tak bardzo zależało jej na tym, żeby pozostać sobą, a nie zamienić się w kurę domową, że nie potrafiła zapanować nad swoimi emocjami, co kończyło się ciągłymi sprzeczkami. Niechęć do gotowania nie wynikała ze złej woli, a wręcz przeciwnie, starała się, ale jej to nie wychodziło i nie przynosiło oczekiwanych efektów. Hermiona Granger nie przywykła do takiego stanu rzeczy, co spowodowało, że przestała to robić, ograniczając się co najwyżej do podgrzania grzanek.

Biegła, spóźniona na spotkanie z szefem, stukając obcasami po opustoszałym korytarzu. Nieprzybywanie na czas, było do niej tak niepodobne, że na samą myśl o tym, że ktoś jej to wytknie, czuła, jak na jej bladej twarzy pojawiały się delikatne rumieńce wstydu. Gdyby odpuściła i nie kontynuowała kłótni z Ronem, na pewno do tego by nie doszło. Z daleka dostrzegła, że otwierają się drzwi do damskiej łazienki. Sapnęła z oburzeniem, gdy zobaczyła, że wyłania się zza nich mężczyzna. Było to tak kardynalne złamanie panujących zasad, że zamierzała dać do zrozumienia temu osobnikowi, że taka sytuacja nie może mieć miejsca. Gdy się zbliżyła, mina jej zrzedła, bo rozpoznała kto, opuścił to pomieszczenie. Dracon Malfoy we własnej osobie. Zmierzyła go karcącym wzrokiem, ale nie odważyła się krzyczeć na niego. Słyszała o nim ostatnio niewiele, podobno pracował w jednym z najmniej lubianych działów i szczerze dziwiła się, że wyraził zgodę na takie stanowisko. Rzadko go widywała na korytarzach, ponieważ przemykał się pomiędzy czarodziejami, starając się nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi.

Przystanęła i zerknęła na niego szybko, oceniając sytuację. On również się zatrzymał, zaskoczony jej widokiem. Wyglądał źle, był chorobliwe blady, a na jego czole perliły się krople potu. Zbyt długie włosy, opadały na jego twarz, przysłaniając oczy. W pierwszym, instynktowym odruchu, chciała się go zapytać, czy nie potrzebuje pomocy. Jego niechętny wzrok, szybko zgasił jej zapał. Milczeli, patrząc na siebie wrogo tak jak niegdyś w Hogwarcie. Śmierciożerca i szlama, nadal stojący po przeciwległych stronach barykady, pomimo tego, że wojna już dawno się skończyła i nic nie powinno ich rozdzielać. Przez ułamek sekundy, Hermiona chciała to przerwać, odezwać się i spróbować jakoś stworzyć z nim nową relację. Nie zdążyła tego zrobić, ponieważ usłyszała szelest szaty, gdy mężczyzna odwrócił się do niej plecami i szybko ruszył w stronę swojego biura.

Romans | Dramione | 🍓💚🖤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz