XIV

176 11 98
                                    


Ostatni rozdział przed epilogiem! (Upewnijcie się najpierw, że czytaliście poprzedni - ten niemożliwie długi z "odprawą posłów greckich" ;))


Polecam posłuchać piosenki z filmu Mamma mia! 2, która mi tu świetnie pasuje, bo opowiada o relacji matki i dziecka ;D




"Kiedy wygramy wojnę, lew będzie rządził lądem, a kraken morzem, a nasze dziecko będzie pewnego dnia panować nad nimi wszystkimi

- Cersei Lannister, Gra o tron, 8x04




 Otuliłam ramiona ciaśniej szalem i spojrzałam na statuę Zeusa przed sobą. Wizerunek boga, który według mojej matki mnie spłodził, został wykonany z białego marmuru, włosy i brodę miał pomalowane rudobrązowym barwnikiem, a tęczówki oczu wykonane z ciemnych bursztynów. Szata władcy Olimpu była powleczona złotem.

Splotłam dłonie na brzuchu, nie wiedząc sama, o co najbardziej chcę prosić: o szczęśliwy poród, o pozostanie w Troi, o to by Parys nie odwrócił ode mnie swojego serca czy może o to, by Achajowie zapomnieli, że jestem w mieście Priama.

Dziś był dzień, gdy moje modlitwy miały największą szansę zostać wysłuchane – przesilenie zimowe. Czas ważny nie tylko z powodu położenia Słońca sprawiającego, że bariera oddzielająca światy śmiertelników i bogów stawała się najcieńsza w ciągu roku. Dzisiaj wypadały także moje urodziny, kończyłam dwadzieścia cztery lata.

W nocy widziałam we śnie znak. Zobaczyłam swoich braci.

Obaj stali w moim pokoju, a za nimi było otwarte wyjście na taras i rozgwieżdżone niebo. Obejmowali się nawzajem ramionami, a wolnymi dłońmi wskazywali to na siebie, to na kołyskę, która stała już przygotowana w kącie dla mojego dziecka. Uśmiechali się, ale jednocześnie w ich oczach był jakiś smutek, którego nie rozumiałam.

Po jakimś czasie obaj odwrócili się w stronę tarasu, rozbłyśli i zniknęli, a chwilę potem na północnej stronie nieba pojawiły się dwie jasne gwiazdy.

Gdy się obudziłam, czułam wzruszenie i niepokój jednocześnie. Minęły lata odkąd miałam równie wyraziste sny. Przypominały mi o czasie krótko po mojej ucieczce, gdy ukazywała mi się głównie Hera, ścigająca mnie złowrogim spojrzeniem. Widziałam wtedy też swój przyszły ślub z Parysem. Ostatni raz miałam wizję tego rodzaju podczas sztormu na statku Argusa – Hera uśmiechała się w nim złośliwie, gdy Parys tonął w morzu. Po tym, gdy wezwałam wówczas myślami na pomoc Afrodytę, sen się urwał, a moja „macocha" już nigdy więcej nie nawiedzała mnie w koszmarach.

Nie wiedziałam, jak mam teraz interpretować nocną „wizytę" braci. We śnie zniknęli na końcu w gwiazdach, jakby byli ubóstwieni, może więc jako nieśmiertelni znali wyroki losu i próbowali uprzedzić, co mnie ma spotkać? Chyba chcieli mi przekazać coś, co dotyczyło mojego dziecka, ale nic więcej nie umiałam wywnioskować z ich gestów.

Uznałam w każdym razie, że powinnam pomodlić się przed samym ołtarzem Zeusa w świątyni pałacowej, i teraz stałam tam, rozmyślając w jakie słowa ubrać prośby. Rozejrzałam się wokół, upewniając się, że jestem sama.

Kapłani trzymali się na dystans, a Laodyka składała w darze przy posągu Ejlejtyi swoje trzy najpiękniejsze naszyjniki w intencji własnego dziecka. Klimene stała nieopodal, dając nam obu przestrzeń, ale będąc czujna, gdybyśmy jej potrzebowały.

Helena z Troi. PoczątekWhere stories live. Discover now