𝐧𝐢𝐞𝐛𝐨 𝐣𝐚𝐤 𝐟𝐮𝐤𝐬𝐣𝐞
𝐰𝐢𝐝𝐳ę 𝐣𝐞 𝐰 𝐭𝐰𝐲𝐜𝐡 𝐨𝐜𝐳𝐚𝐜𝐡
𝐰𝐫óć 𝐭𝐮 𝐤𝐨𝐜𝐡𝐚𝐧𝐢𝐞❁❁❁
Po raz kolejny w ciągu dwóch tygodni został wytrącony z równowagi, dlatego lecący przez całą szerokość pracowni pędzel z niebieską farbą nie był niczym dziwnym. Drewniana rączka ugodziła blondyna prosto w czoło, a miękkie włosie zostawiło granatowy pigment we włosach Hyunjina.
– Zgłosiłeś się na modela, a nie umiesz usiedzieć w miejscu nawet pięciu minut! – wyrzucił w górę brudne z farby ręce, a prześwitująca biała koszula uniosła się z nimi w górę.
Hwang gniewnie starł z czoła resztki farby, po czym wstał z drewnianego krzesełka.
– To ty nie szanujesz swojej muzy!
– Muzy? Nie bądź kurwa śmieszny! Jesteś beznadziejny!
– I vice versa, kochany!
Jisung złapał za mały wazonik z pędzlami, które w akcie wściekłości szybko poszły w ruch. Blondyn zgrabnie skoczył w bok, chowając się za czystymi płótnami przykrytymi płachtą i niczym za murem obronnym, przycisnął do piersi najbliższą możliwą amunicję.
– Jesteś nienormalny! – krzyknął Hyunjin, łapiąc w dłonie opakowanie z ołówkami.
Rozerwał je i zaczął wyrzucać pojedyncze sztuki za siebie z nadzieją, że któryś ugodzi Jisunga prosto w ten jego farbowany łeb. Hyunjin już sięgał po miskę z gumkami chlebowymi, gdy drzwi głośno zaskrzypiały, a z ust Jisunga wydobyło się kolejne tego dnia przekleństwo. Hyunjin wysunął nos zza płachty, a w oczy rzuciły mu się kolorowe odpryski w całej pracowni, dlatego też zanotował sobie w głowie, by szybko uciec do domu, a tym samym uniknąć sprzątania całego tego syfu. Drugą rzeczą był widok mężczyzny w luźnej, jasnobrązowej koszuli i szortach. W dłoniach trzymał niewielki szklany wazonik, z którego wystawały związane sznureczkiem białe i różowe stokrotki. Mężczyzna obejrzał się po pomieszczeniu, unosząc brwi.
– Artystyczna dusza, jak się patrzy – zagwizdał, po czym wysunął dłonie z wazonem. – Proszę, stokrotko.
– Skąd ty... skąd wiedziałeś, gdzie mam pracownię?
Po minie Jisunga widać było, że jest mocno skonfundowany pojawieniem się nieznanego Hyunjinowi faceta.
– Och, ptaszki mi wyćwierkały – odpowiedział, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
– Minho! – warknął.
Nie ukrywał, że z wielką chęcią cisnąłby tym wazonikiem prosto w mężczyznę. Ten roześmiał się wesoło, oddając Jisungowi w dłonie swój prezent.
– No dobrze, być może cię tak trochę śledziłem – podrapał się nerwowo po szyi. – Ale chciałem dać ci coś ładnego w geście przeprosin za obraz.
Han rozdziawił usta, analizując każde jego słowo. Śledził go? Brzmiało to cholernie niepokojąco, tym bardziej, że w ogóle się nie znali. Zmarszczył brwi, przypominając sobie pewien bardzo istotny fakt.
– Ty parszywcu! Nie zapłaciłeś za tamten winyl! Szef potrącił mi za niego z pensji! – złapał go za materiał koszuli w drugiej dłoni ściskając wazonik.
Minho otworzył usta, by opowiedzieć, ale jego uwagę przykuł wychodzący zza płótna Hyunjin. Jisung również spojrzał w tamtym kierunku, a krew ponownie go zalała, gdy myśl o denerwującym przyjacielu znowu zagościła mu w głowie. Mocniej ścisnął Bogu winną koszulę Minho, a jego usta zmieniły się w cienką linię. Lee nieoczekiwanie "wyrwał" się z jego uścisku i podszedł do zdezorientowanego blondyna.
CZYTASZ
Lee Hipis || minsung
FanfictionHan Jisung był młodym akwarelistą, który za cel postawił sobie wkroczenie w kręg wybitnych malarzy. Do niedawna każda jego praca uwydatniała fragmenty jego duszy, lecz po zderzeniu się z odmiennymi wymaganiami, zgubił siebie wśród farb i połamanych...