Han a co cię to kurwa obchodzi Jisung na ratunek

978 132 117
                                    

𝐝𝐮𝐦𝐚 𝐢 𝐩𝐢ó𝐫𝐚
𝐟𝐢𝐨𝐥𝐞𝐭𝐲 𝐢 𝐠𝐫𝐚𝐧𝐚𝐭𝐲
𝐦𝐢ł𝐨ść 𝐢 𝐬𝐩𝐨𝐤ó𝐣

❁❁❁

Westchnął cicho, przeglądając karton małych, kolorowych buteleczek. Nie zadowalał go fakt, iż butelka z żółtą farbą była praktycznie pusta i tkwiła sobie wśród innych, myląc jego wzrok, że wcale nie musi wybrać się do najbliższego plastyka po zapełnienie zapasów. Wyciągnął granatowy odcień i spojrzał na przygotowany już szklany wazon, na którym majaczyły delikatne kontury pięknego pawia.

– Cholera by to – burknął pod nosem.

– Pierdolone ptaszki ćwierkają nam nad uchem o poranku, Jisung. Jebana oaza spokoju i harmonia ducha – odpowiedział siedzący na leżaku Minho, gestykulując. – Więc dodatkowo nie bluźnij.

Wkurzony cisnął pustą butelką o kafelki na balkonie.

– Co ty tu w ogóle robisz? Jakoś nie przypominam sobie, żebym cię tutaj zapraszał, więc się nie odzywaj!

Minho zaśmiał się, promiennie uśmiechając. Założył nogę na nogę, przyglądając się idącej pod blokiem parze kłócących się nastolatków. Na niewielkim stoliczku na balkonie stał wazonik z nadal dobrze trzymającymi się stokrotkami.

– Ugh, może przydaj się na coś i przejdź się dla mnie po farbę! – zawołał z salonu.

Wybrał odpowiedni pędzelek, po chwili nakładając niebieski pigment na pawie pióra. Minho odkrzyknął coś w rodzaju "Nie jestem twoim sługą, stokrotko", ale szybko zaprzeczył swoim słowom, pojawiając się w drzwiach balkonowych. Jisung wcisnął mu do ręki odliczoną kwotę i rzuconą wcześniej buteleczkę.

Minho opuścił mieszkanie Jisunga i za pomocą telefonu szybko odnalazł drogę do sklepu plastycznego, który okazał się być bliżej niż podejrzewał. Han w tym czasie dokładnymi ruchami nakładał niebieską farbę, nucąc pod nosem refren "Killing In The Name" od Rage Against the Machine. Energiczne podrygiwanie podczas mycia pędzli przerwał mu dzwoniący telefon. Wytarł dłonie w mały ręcznik przy zlewie w kuchni i odebrał połączenie od Minho, wzdychając wewnętrznie. Pewnie Lee był tak głupi, że nie wiedział jaką farbę ma kupić, trzymając w dłoni buteleczkę z dokładną nazwą i odcieniem pigmentu.

– Już się zgubiłeś w drodze? – zakpił, opierając się plecami o blat.

Dobry humor jednak szybko go opuścił przez urywany oddech starszego w słuchawce.

– Minho? Wszystko okej?

Jisungie, możesz tutaj przyjść? Proszę... – niemalże załkał, a Han był pewien, że na bank cały się trzęsie.

Serce ścisnęło mu się w klatce piersiowej, ale złapał za klucze i przeszedł do przedpokoju, w którym ubrał buty i narzucił skórzaną kurtkę na swoje ramiona.

– Już idę, jesteś w tym plastyku za rogiem? – zapytał, zbiegając po schodach z szybko bijącym sercem.

Trochę dalej, pod starym kinem. Pośpiesz się, Jisungie – wyszeptał.

Han gwałtownie otworzył drzwi od klatki i wybiegł na dwór.

– Spokojnie, powiedz mi co się dzieje – poprosił, przebiegając przez pasy.

Chyba ktoś mnie śledzi, Jis... – urwał, a połączenie zostało zakończone.

Jisung przyspieszył kroku, zaciskając mocno palce na czarnej obudowie telefonu. W minutę znalazł się pod starym kinem, rozglądając się niespokojnie na boki. Wezbrała w nim złość na siebie oraz tego durnego hipisa. Przecież mieszkał w spokojnej dzielnicy, więc jak mógł przewidzieć, że ktoś zaatakuje Minho? Mógł sam pójść po tę cholerną farbę, a jemu kazać zostać na balkonie!

Lee Hipis || minsungWhere stories live. Discover now