❁ Lee dziecię kwiatu Minho i zaginiona strona ❁

1.1K 133 136
                                    

"Lee Jisung,

jak to pięknie brzmi.

W planach miałem napisać ci wiersz, ale obaj moglibyśmy stwierdzić, iż moje umiejętności i poetyckość są na bardzo niskim poziomie. Poza tym, miałbym przy tym o wiele więcej roboty.

Zdaję sobie sprawę, że mówiłem ci to zbyt rzadko, ale kocham cię, kochałem i będę kochać nieważne ile lat i stuleci minie po mojej śmierci. Gdy byliśmy razem byłeś we mnie wpatrzony, jak w najpiękniejszy obraz, więc wiem, że nieprędko wpuścisz kogoś nowego do swojego serca. Jednak proszę cię; żyj swoim życiem, baw się i maluj tak pięknie jak dotychczas, bo otrzymałeś cudowny talent od Boga, który powinieneś pielęgnować. Poprosiłem Chana, by sprawował nad tobą opiekę i choć serce mi pęka na myśl... nie, nie powinienem być aż tak egoistyczny, zasługujesz na szczęście. Mam nadzieję, że będzie cię kochał tak mocno, jak ja i da ci o wiele więcej szczęścia od łez i cierpienia. Dziękuję za wszystko.

I pamiętaj, to że mnie już nie ma, nie oznacza, że cię nie widzę. Opiekuj się naszym kotkiem i nie zapomnij o mnie, bo każda pamięć jest ważna.

Kocham cię, Stokrotko

Twój Lee dziecię kwiatu Minho"

– Cały czas trzymasz ten list? – Hyunjin usiadł w fotelu, oglądając kolejne strony grubej książki.

Uniósł wzrok znad kartek, zerkając przelotnie na stojącego przy drzwiach tarasowych mężczyznę. Nic mu nie odpowiedział, ale przywołał go do siebie ruchem ręki, nanosząc ostatnie poprawki. Hyunjin westchnął cicho i z trudem wstał z wygodnego mebla. Zaraz znalazł się przy przyjacielu, a na zastany widok rozchylił wargi w geście podziwu.

– Rany, to jest niesamowite! – zawołał, wyciągając rękę w kierunku szkła.

Jisung uderzył go w dłoń, karcąc wzrokiem.

– Nie dotykaj, bo jeszcze zniszczysz – uderzył go lekko w ramię, uśmiechając się do swojego dzieła.

Drzwi do pracowni wydały z siebie cichy skrzyp, a do środka wpadł brązowowłosy chłopak z naręczem ubrań. Dopadł Hyunjina i wcisnął mu kilka wieszaków w dłonie.

– Nie będę całe życie zbierał twoich rzeczy! – fuknął, popychając prowokacyjnie narzeczonego dłonią.

Hwang wywrócił oczami, przejmując ubrania, którym ciekawsko przyglądał się dwudziestopięcioletni Lee Jisung.

– To twoje projekty? – zapytał, pochwytując w dłonie zwiewną apaszkę. – Jak zwykle wszystko białe i czarne. Nie widzisz innych kolorów?

– Ja mam swoje odcienie różu, ty masz swoje – uniósł dumnie głowę.

Yang Jeongin wydał z siebie okrzyk podziwu, przynajmniej tak to nazwał Jisung, dostrzegając wielki, wielokolorowy witraż.

– Czy to jest..? – urwał, zerkając niepewnie na Hyunjina, bojąc się, że może powiedzieć coś bolesnego dla Jisunga.

– Tak, to mój Minho – uśmiechnął się smutno.

Promienie słońca barwiły się na wszystkie kolory tęczy, rozpraszając się przez cienkie szkło. Całe dzieło przedstawiało ukochanego artysty z wiankiem stokrotek na głowie. Otoczony pięknymi kwiatami, sam trzymał w wysuniętych dłoniach bukiet polnych stokrotek. Jego twarz wyrażała szczęście i ogromną radość – tak jak zapamiętał go Jisung.

– Jest piękny, Minho był ogromnym szczęściarzem, że cię miał – Yang posłał starszemu miły uśmiech, zaraz przenosząc już mniej miły wzrok na przyszłego małżonka. – A ty, jak jeszcze jeden raz każesz mi zbierać po sobie rzeczy, to utracisz swoje szczęście, a zyskasz pierścionek zaręczynowy. I to z powrotem!

Pożegnał się miło z Jisungiem i groźnie łypnął na narzeczonego, po czym opuścił wynajętą pracownię. Wraz z zatrzaśnięciem się drzwi Lee wybuchnął głośnym śmiechem, klepiąc przyjaciela po ramieniu.

– Nie obraź się, ale chcę być świadkiem Jeongina na waszym ślubie. Uwielbiam go.

Hyunjin wywrócił oczami, poprawiając trzymane ubrania. Od kiedy Jisung wrócił po trzyletniej nauce w akademii sztuki przyczepił się do niego i Jeongina, z którym odnaleźli wspólny język dokuczania Hyunjinowi.

– Przynajmniej jedno wesele się odbędzie – rzucił zaczepnie, przechadzając się po pomieszczeniu.

– Nawet mi nie przypominaj – zgromił go wzrokiem. – Chana do końca popierdoliło z tymi oświadczynami. Już dawno temu powiedziałem mu, że nic między nami nie będzie.

Odłożył swoje projekty na pobliskie krzesło i podszedł do przyjaciela, łapiąc go za dłonie. Jisung spojrzał na niego zaskoczony, gdy na jego twarz padała czerwień z witraża.

– Może daj mu szansę?

Lee spojrzał na niego w szoku.

– Cały czas żyjesz Minho, a może pora na coś nowego? Wiem, że ci ciężko, ale nie chcę żebyś tracił życie na wspominanie, on też tego nie chce – pogładził mniejsze dłonie, patrząc na przyjaciela z troską.

Malarz uśmiechnął się słabo, kręcąc głową.

– Obaj wiemy, że gdybyś był na moim miejscu, to nikt nie zastąpiłby Jeongina. Czasami poznajemy kogoś w kim zakochujemy się równie mocno, wiesz, każdego człowieka się kocha inaczej, ale... – spojrzał znowu na witraż i uśmiechniętą twarz ukochanego. – Minho to mój mały kwiatuszek, promyczek szczęścia i nie chcę kochać nikogo innego.

Hwang zaśmiał się i przytulił przyjaciela.

– Minho naprawdę cię zmienił, już nie rzucasz przekleństwami na przemian z pędzlami.

Obaj wybuchli śmiechem, skąpani w witrażowych kolorach.

✿❀✿
✾✾✾

Lee Hipis || minsungWhere stories live. Discover now