Epilog

2.4K 70 18
                                    

Gdy tylko Borys wyszedł, z Timem, ja naładowałam karabin, uderzyłam nogą w drzwi, do hali, które od razu się otworzyły i popatrzyłam po zgromadzonych. Wszyscy spojrzeli na mnie, bardzo zszokowani, a ja, bez chwili zawahania, wyładowałam na nich cały magazyn. A gdy tylko amunicja się skończyła, złapałam za pistolety, które były ukryte w moich spodenkach.

- Akihiro! Gdzie jesteś?! - zaczęłam się rozglądać i nasłuchiwałam gdzie moje dwie ofiary się podziały.

- Spokojnie, Achillesie. Są bezpieczni u mnie. Trens nie zna dokładnego położenia, więc tym bardziej nie ma o co się martwić. Ochronę mają zapewnioną. - rzucił jako pierwszy, fioletowo włosy.

- Cieszę się niemiłosiernie, że chociaż ta trójka żyje... - mężczyźni wyszli z mojego biura i spojrzeli na mnie zaskoczeni. Ja miałam wycelowane pistolety prosto na nich. - No proszę. Moja niedoszła ofiara. Sądziłem, że to tylko plotki. - zaśmiał się ironicznie, by zaraz przejść we wściekły wyraz twarz. - A jednak żyjesz... - warknął.

- Obydwoje za to zapłacicie. Najpierw zabiłeś moją rodzinę, a teraz moich ludzi... - spojrzeli po sobie i głośno zaczęli się śmiać.

- Dziecko, w tym momencie twój kolega uruchomił bomby. Ja się pozbędę w końcu ciężaru, który mi przyprawiasz od miesiąca. - spojrzałam na Borysa, który stał na lince, mając przerażoną twarz i przepraszał niemo. Głośno wzdechnęłam niezadowolona.

- Najpierw moi ludzie, a teraz bomba. Wymarzony, kurwa, poranek! - odwróciłam się, do Borysa, plecami i  kierowałam się w stronę dwóch zbirów. - Najpierw zabije ciebie. - wskazałam na Akihiro. - A później ciebie. Albo na odwrót! Mogę również was zabić naraz... - już chciałam naciskać spusty, gdy na czole Azjaty, nie wiadomo skąd, pojawiła się duża rana. Padł prosto pod nogi Achillesa, a w tym samym momencie usłyszeliśmy końcowe wybijanie czasu bomby.

- Wiejemy! - nagle pojawił się zakapturzony chłopak, a na plecach miał snajperkę. Pociągnął mnie za rękaw kurtki, a gdy byliśmy przy wejściu głównym, złapał również Borysa. Ledwo zdążyliśmy wybiec za płot, wtedy wybuchł cały magazyn. Wstrząs i eksplozja był bardzo silny, co poskutkowało upadkiem, całej naszej trójki, na ziemię. W dodatku wiatr zawiał tak mocno, że odepchnął nas dwa metry dalej. Gdy tylko słuch i wzrok wrócił do normy, patrzyłam jak wszystko, co stworzyłam, płonie.

- Kurwa mać! - krzyknęłam głośno i zaczęłam uderzać lewą pięścią, w beton, z całej siły, aż zrobiły się rany na małym palcu. Po chwili jednak zaczęłam panikować, gdy przypomniałam sobie o rannym informatyku. Szybko doczołgałam się do oszołomionego policjanta i spojrzałam na niego łapiąc go za ramiona. - Gdzie Tim?

- Kto? - jego słuch jeszcze nie był na tyle wyostrzony, by usłyszeć moje słowa.

- Gdzie Tim? - dodałam głośniej. Chłopak sam zaczął panikować. Strach w jego oczach powodowała jeszcze większą agresję. - Gdzie jest, kurwa, Tim?! - zaczęła się drobna szarpanina. Miotałam nim, aż sam mnie złapał za kurtkę, złączył nasze czoła i spojrzał głęboko w oczy.

- Kazał mi cię ochronić! Miałem cię uratować przed śmiercią! - krzyknął zirytowany.

- Którą sam mi prawie zafundowałeś! - odepchnęłam go z całej siły. Popchnięcie było tak mocne, że wylądował na plecach. Wstałam na równe nogi i już chciałam iść do palącego się budynku, ale zatrzymała mnie duża, silna ręka.

- Nie pozwolę ci na to. Zginiesz, a jak nie, to niebiescy cię złapią i zamkną. - spojrzałam na nieznajomego. Bez chwili zawahania złapałam za pistolet i wycelowałam w jego czoło, a Borys, gdy tylko się podniósł, zrobił dokładnie to samo.

- Kim jesteś i jak znalazłeś moją kryjówkę?

- I dlaczego próbowałeś zrobić zamach na umundurowanego? - dodał brunet.

- To tak się u was dziękuje za pomoc? - spojrzał wpierw na mojego partnera od siedmiu boleści. - Pewien niedoszły trup chce się z tobą widzieć, zanim odejdzie ze świata. Ma podobno do wyjaśnienia, z tobą, śmierć Jacoba. - chłopaka mina zrobiła się zszokowana. Spowodowało to, że opuścił broń, nie wiedząc co ma odpowiedzieć, na informację. - A z tobą... - chłopak ściągnął kaptur oraz maskę. Mogłam zobaczyć te charakterystyczne rysy twarzy, lekko garbaty nos i mocno widoczne kości policzkowe. Ale oczy, które były ciemne, zawsze miały ten błysk chytrości. - Tatuś chce się widzieć.

Ciąg dalszy nastąpi

MafiaWhere stories live. Discover now