VI

2.2K 85 15
                                    

Zajechałem niedaleko sklepu jubilerskiego, Jacksona Haythama. W głowie miałem duży mentlik, a adrenalina i strach rozprzestrzeniały się po całym ciele, niekiedy przyprawiając mnie o dreszcze. Gdy tylko się zatrzymałem, złapałem za krótkofalówkę i przemówiłem do niej.

- Wszyscy na miejscach? - chwilę poczekałem na odzew, ale jako pierwszy odezwał się snajper, który znajdował się w najbliższym budynku.

- W pełni gotowości. - po jego słowach odezwała się reszta. Byłem w pełni świadom, że teraz już nic nie wymknie się spod kontroli. - Ile mamy czasu do przyjazdu?

- Stawiam, że będą piętnaście minut przed zamknięciem. Wejdą do środka, zrobią bałagan i równo o dziesiątej zabiją Haythama. Zanim w ogóle wejdą do środka, wszystkich macie unieszkodliwić, rozbroić i przewieźć na komisariat. A kobietę zostawcie mi. - wiedziałem, że osiem radiowozów już stało za budynkami, gotowe do przewiezienia sprawców. Czułem narastającą adrenalinę. Bardzo chciałem zamknąć tą sprawę i pokazać Generalnemu Inspektorowi, że zasługuję na podobne sprawy, jak ta.

Ale cały czar prysnął, gdy tylko w radiu policyjnym usłyszałem głos naszej kobiety, przyjmującej zlecenia.

- Uwaga wszystkie jednostki. Zgłoszono nam użycie broni pod budynkiem apartamentowym niedaleko Central Parku. Potrzebna pomoc. Jedna śmiertelna osoba. - uderzyłem pieścią w kierownicę, znów złapałem za krótkofalówkę, zapinając pasy.

- Zbieramy się. Zmienili swoje miejsce położenia. - odpaliłem samochód i jak najszybciej udałem się do centralnej części miasta.

- Czyli wyruchali nas jak pies sukę. - zażartował Troy - nasz świetny aspirant, który jednocześnie był moim opiekunem, gdy trafiłem na komendę. Przewróciłem oczami, starając się nie zwrócić uwagi na kąśliwy komentarz, a gdy po dziesięciu minutach znaleźliśmy się na miejscu, tam czekało na nas już pogotowie oraz ludzie z sekcji zwłok.

- Kurwa! - znów uderzyłem pięścią w kierownicę i szybko wysiadłem z samochodu, od razu ruszając do Patricka. - Co się stało? Czy ktoś jeszcze ucierpiał?

- Na szczęście nie, ale zaatakowano Simona Smitha. Też ma czarną kartotekę. A najgorsze? Był kolejnym celem grupy, której poszukujesz... - odezwał się David i podał, blondynowi, teczkę. - Przykro mi spóźniłeś się...

- Mafii. - dodałem.

- Co powiedziałeś? - odchrząknął czarnoskóry, spoglądając na mnie niezrozumiale.

- Ta grupa, której poszukuję, to mafia. - nawet nie raczyłem kierować wzroku na swojego szefa. Chciałem jak najszybciej dowiedzieć się potrzebnych informacji, mając nadzieję, że kolejny trop okaże się jak najbardziej przydatny. - Wiadomo kto tu był?

- Z zeznań świadków, Smitha zaatakowali sami mężczyzni. Żadnej kobiety tu nie było.

- Ilu?

- Sześciu... - zamknąłem się w swoim umyśle, próbując rozgryźć aktualne zagranie. Rozglądnąłem się po całej okolicy, chcąc wyłapać jak najwięcej szczegółów. Aż w końcu dotarłem do odpowiedniego punktu, w którym zrozumiałem co się stało. Wszystkie fakty zaczęły mi się łączyć w logiczną całość.

- A ty dokąd?! - krzyknął Generalny Inspektor, gdy tylko wystartowałem do samochodu.

- Do jubilera! - zatrzasnąłem drzwi i odpaliłem silnik. Otworzyłem jeszcze szybę i krzyknąłem do nich. - Zrobili rozrzut bandy, na dwa fronty! - na dach przyczepiłem koguta i rozpędziłem samochód, do najwyższych obrotów. Było bardzo mało czasu, a żeby dowiedzieć się czy to na pewno ona, wykręciłem numer do policyjnego hackera, przez konsolę samochodową.

MafiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz