IV

2.6K 105 22
                                    

Pęsetą, wyciągnąłem kule z ciała. Przyglądnąłem się jej, a brunet za mną zaczął spisywać dane, które mu podawałem.

- Barrett M82A1. Osiąga zasięg dwóch tysięcy dwustu metrów, w magazynku dziesięć naboi. Wszystkie strzały trafione bez komplikacji. Zabójców było... - chwilę się zastanawiałem, aż w końcu stanąłem przed stolikiem, który oddzielał oprawców od ofiar. - Pięć osób strzelało, a dwie pilnowały drzwi. Jeszcze jedna dodatkowa stała niedaleko strzelców. - zacząłem się rozglądać za kolejnymi śladami po salonie. Lekko się skrzywiłem na odurzającą mieszankę zapachu.

Marihuana. Kwiaty i cytrusy mruknęła podświadomość.

- Marihuana. - poprawiłem gumową rękawiczkę, na prawej dłoni, i z podłogi podniosłem spaloną resztkę papierosa, aby go powąchać. - Mamy wyjaśnienie zapachu zioła. Zróbcie wymaz. - podałem dowód Patrickowi, a on schował do foliowej torebki.

- Mamy pewność, o jakiej godzinie to się stało? - pomyślałem chwilę, aby, ponownie, dorwać się do ciał i sprawdzać ich temperaturę.

- Cztery godzin temu. Dokładnie o czwartej trzydzieści sprawcy wyważyli drzwi i zaczęli strzelać do nich z karabinów. - zacząłem sobie całą akcję wyobrażać, jednocześnie umysł zwolnił tempo całego zajścia.

Siódemka mężczyzn wpadła do mieszkania. Na samym końcu weszła kobieta i stanęła za swoimi ludźmi, wypalając bletkę, patrząc jak mężczyźni, siedzący na kanapie, giną z rąk oprawców.

- Czemu z karabinków? Nie lepiej było strzelać z pistoletów? Mają cichsze fale dźwiękowe. - z myśli wyrwał mnie David. Z tyłu głowy zacząłem zadawać sobie pytanie Co on tu robi? Ale miałem swoje pięć minut sławy, więc zaszalałem. Mogłem też udowodnić, że jestem odpowiedzialnym policjantem.

- Nie. Barrett M82A1 jest idealnym karabinem do strzelania na wiele odległości. Sam w sobie jest jednak cichy, a strzały są oddawane szybciej niż z Biretów. Jest znany spod dwóch nazw, karabinek i snajperka...

- Szefie. - przerwał nam Bob, nasz spec od wszelakich broni. W samą porę, bo już widziałem, po oczach, Generalnego Inspektora, że nie wierzy w mój monolog i fakty, jakie podałem mu, jak na tacy. - Wszystko się zgadza. Z pięciu karabinów zostały oddane pięćdziesiąt strzałów. Dziesięć naboi wystarczyło na jedno ciało. - Berdyn zwrócił z powrotem wzrok w moją stronę, a chłód w oczach, jakim zostałem obdarowany, przyprawił o dreszcze. Gęsia skórka przebiegła po moich ramionach, a lekkie wzdrygnięcie mnie nie ominęło.

- Jakieś wytyczne? Wiadomo kto to zrobił? - dociekał, jakby myślał, że znamy sprawcę i miejsce gdzie się ukrywa, mimo że cała akcja jest świeża.

- Jeszcze nad tym pracujemy. Natomiast natknęliśmy się na pewien ślad. - stanąłem za mężczyzną, który miał bliznę na czole i wskazałem na niego palcem. - Zabójca szukał dokładnie jego.

- Skąd ten wniosek? - Inspektor kucnął przed nim i zaczął się przyglądać wszystkim śladom, na jego ciele.

- Tristan Larsson, jak i Charles Lee, byli z jednej grupy przestępczej.

- Mafia... - mruknął, nie dowierzając w moje słowa.

- Dokładnie. Zabili wiele bogatych rodzin, których mieli chronić, a później uciekali z ich dorobkiem życiowym, całą biżuterią i drogimi sprzętami. Prawdopodobnie jest osoba, która przeżyła śmierć i szuka zemsty. Nie odzyska dorobku... - spojrzałem przez okno, mając nadzieję na pojawienie się osoby odpowiedniej za całą akcję, ale tak się nie stało. - Nie spocznie, dopóki nie odnajdzie wszystkich i nie dokona egzekucji.

- Ciekawe. Jedna osoba zaginęła, a druga została brutalnie zamordowana w swoim własnym domu, wraz z kolegami. Ile ich jeszcze zostało? - wróciłem wzrokiem do Boba, który wyszukał, w swoich aktach, informacje o grupie, do której należała dwójka mężczyzn.

MafiaWhere stories live. Discover now