V

2.4K 88 2
                                    

Spojrzałam przez okno, w swoim gabinecie, trzymając w prawej dłoni szklankę z whiskey, a lewą rękę miałam schowaną w kieszeni, czarnych, spodenek. W Nowym Yorku dawno zapadła ciemność, a w pomieszczeniu panował półmrok. Jedynym punktem światła, była lampka która stała na biurku. W tle leciała cicha muzyka, której źródłem było radio. Brzmienie piosenki Begin dawało mi ukojenie. Była rytmiczna, spokojna, skoczna i wprowadzała w trans taneczny.

Jednak spokój z samotnością został przerwany. Odwróciłam wzrok od widoku, miasta nocą, ponieważ do biura przyszedł Victor. Człowiek ochroniarz. Niedoceniony w żadnej pracy ochroniarskiej. Mimo, że dawał z siebie dwieście procent, zawsze dostawał niskie zarobki i kopniaka w tyłek.

- Sprzęt gotowy, a plan omówiony. - lekko kiwnęłam głową i zwróciłam się w stronę okna. Wiedziałam, że dzisiaj musimy prędko działać. Plan zbyt doskonały, by zawalić całą sprawę.

- Mamy sto procent pewności, że, wszyscy, pojadą do was, a nie zostanie kilku przy sklepie? - ufałam naszym planom i moim ludziom, ale każdy pomysł może mieć wadę. Drobne poślizgi często się zdarzają.

- Potwierdzam. - uśmiechnęłam się szeroko.

- Świetnie. - wzięłam ostatni łyk trunku i odłożyłam pustą szklankę na biurko, by złapać, od razu, za skórzaną, czarną kurtkę i udać się na pustą hale. Tam jedynie czekało na mnie białe BMW M8 Competition. - Podwyżki, chłopcy, mają gwarantowane. - przejechałam dłonią po masce, by po chwili zasiąść za kierownicą. Każdy milimetr w środku samochodu był czarny. Ciemny ekran konsoli rozbłysł jasnym światłem, gdy tylko uruchomiłam silnik, a wszystkie możliwe podświetlenia zaświeciły się na różowo. - Piękny potwór. - uśmiechnęłam się sama do siebie. Z głośnym warknięciem i silnym szarpnięciem, wyjechałam na ulicę Nowego Yorku.

Zdążyłam jeszcze, na pobliskich światłach, do sklepu jubilerskiego, założyć czarną perukę, gdy przez skrzyżowanie przejechało osiem radiowozów na sygnale. W międzyczasie Tim wysłał wiadomość, że akcja zakończona i uciekają do bazy. Ja miałam swoje pole do popisu.

Znalazłam się w końcu pod sklepem, który jeszcze był otwarty. Wzięłam pistolet, załadowałam go i łapiąc głęboki oddech, odrzucając negatywne myśli, po prostu weszłam do środka. Stanęłam w wejściu, a w środku nie było żywej duszy. Kątem oka odnalazłam kamery, które natychmiastowo zniszczyłam, celując w nie. Wtedy z zaplecza wyszedł czerwonowłosy mężczyzna, o piwnych oczach, a także tatuażem na szyi. W dłoni trzymał swój pistolet, rozglądając się, niespokojnie. Spięte mięśnie ramion odznaczały się pod białą koszulą, której rękawy były podwinięte pod same łokcie.

- Co tu się, kurwa, dzieje?! Spłaciłem wszystkie długi! - spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i wycelował lufą w moją osobę. - Kim ty do cholery jesteś?!

- Pamiętasz mnie. Ale mogę się mylić po takiej ilości narkozy, którą miałeś przez te trzynaście lat. - załadowałam ponownie pistolet. - Mieszkałam niedaleko Miami. Wróciłam po szkole do domu, zadowolona. Gdy tylko przekroczyłam próg, krzyknęła Mamo! Tato!, bo myślała, że czekają na mnie, w salonie. A to jednak nie było czekanie na mnie. Bo Achilles i jego wspólnicy postanowili wszystkich zabić i uciec z całym ich dorobkiem życiowym! - nacisnęłam spust, a nabój idealnie przeleciał przy jego uchu, który drasnął mężczyznę, powodując niewielkie krwawienie. - Pamiętasz mnie! Byłam za nimi! Rodzice przygnietli mnie swoimi ciałami! - zdjęłam perukę ze swojej głowy, a mężczyzna uniósł brwi do góry, zaskoczony moją obecnością. - Nazwisko Trens ci coś mówi, śmieciu?! - mężczyzna zatonął w swoim umyśle, by po chwili się chytrze uśmiechnąć.

- No proszę. Naiwna Luna Trens. Aż dziwne, bo zmieniłaś kolor włosów. Ale to nie pomoże w zmienieniu rysy twarzy. Taka sama jak matka. - zaśmiał się głośno. - Chyba nie sądzisz, że twoi rodzice nie mieli nic za uszami? - oparł się o blat, nie spuszczając pistoletu ze mnie. - Tak ukrywali całą prawdę przed tobą, nie chcieli dopuścić żadnych informacji. Okłamywali cię przez lata. Nasza ochrona dała im błogi spokój. Wyświadczyliśmy im tylko przysługę... - przestrzeliłam mu ramię, bo jego przemówienie doprowadzało mnie do istnego szału. Złapał się za miejsce postrzału i parsknął głośnym śmiechem. Po mojej twarzy nie było widać nic, ale od środka gotowałam się jak woda w czajniku. Brakowało tylko punktu kulminacyjnego, aż zakończy się całe wrzenie i nastanie błoga cisza. - Ty naprawdę nie wiesz kim byli? Myślałaś, że mieli wielkie korporacje? Firmy na całym kontynencie? Mylisz się. Thomas był płatnym zabójcą, a Christina dziwką w burdelu... - znów nabiłam pistolet i tym razem wycelowałam mu prosto w brzuch.

MafiaWhere stories live. Discover now