III

3.2K 123 13
                                    

Spojrzałam na telefon, który wskazywał pierwszą w nocy. Zdjęłam nogi z biurka, zgasiłam papierosa i zeszłam do piwnicy. Tam czekał na mnie już Tim z Bradleyem. Charles dalej się rzucał i próbował wszystkich namówić na wypuszczenie. Obietnice, że nic nie doniesie na policję ani do antyterrorystów wypływały z jego ust co chwilę. To były tylko puste obietnice. Zagrywki tego typu były mi doskonale znane. Pierwsza lepsza okazja, policja wyważy drzwi magazynu i zamknie nas wszystkich po kolei.

- Dobry wieczór panowie. - posłałam swoim wspólnikom uśmiech i położyłam dłonie na ich ramionach. - Coś się już udało z naszego gościa wyciągnąć? Czy dalej nic nie mówi?

- Dalej nic, szefowo. Dostaliśmy, tak zwane, ostrzeżenie, że jego ludzie już go szukają. Niebiescy też są w drodze. - głośno się zaśmiałam na słowa informatyka. Gdy śmiech i uśmiech zszedł z twarzy, a zastąpił groźny i morderczy wzrok, który doprowadził Charlesa do drżenia ze strachu, zaczęła się prawdziwa alcja. Zza spodenek wyciągnęłam pistolet i naładowałam go.

- To powiesz gdzie znajduje się reszta twoich kumpli? Póki co, jestem spokojna i może pozwolę ci żyć, jeśli grzecznie odpowiesz. - kucnęłam i przystawiłam do jego nogi lufę.

- W życiu! Prędzej dam sobie podciąć żyły niż ci cokolwiek powiem! - poruszył się, niespokojnie, a zaraz potem zaczął się miotać na boki, usilnie starając się wydostać z ucisku lin. Mężczyzna nie dał mi wyboru i nacisnęłam spust, a nabój wbił się idealnie w kolano. Krzyk bólu rozniósł się po całej piwnicy, a to jedynie dodało mi pewności siebie. W końcu wyśpiewa wszystko. Trzeba było tylko mojej cierpliwości i odpowiedniej zagrywki, która go złamie.

- Panowie, pora wykąpać naszego gościa. Strasznie zakrwawiony jest. - chłopcy złapali za przygotowane wcześniej wiadra z wodą i wylali na niego ich zwartość. Nasz zakładnik ponownie zawył z bólu, ponieważ przezroczysta ciecz była wrzątkiem. Z tego powodu, skóra siwowłosego, nabrała mocnej czerwieni. Ubrania przylepiły się do jego ciała, a włosy oklapły. - Będziesz gadał czy dalej milczał, sukinsynu?! - złapałam go za koszulę i szarpnęłam mocno.

- Nigdy w życiu. - warknął cicho. Zdenerwowana wstałam i zaczęłam okładać go po brzuchu nogą. Wielokrotny cios zmusił mężczyznę do wyplucia krwi, która nazbierała się w jego ustach. Nie chcę tego robić, ale muszę. Za wszystkie krzywdy i za wszystkie nieprzespane noce. Za tą tęsknotę za najbliższymi i za wiele lat tułaczki po świecie, w poszukiwaniu siebie.

- Wystarczy? Odpowiesz grzecznie na moje wszystkie pytania? - ponownie zaprzeczył. Spojrzałam z chytrym uśmiechem na Tima. Przeglądając akta znalazłam ciekawe informacje, które mogły złamać jego postrzeganie na współpracę z moją osobą. - Chyba pora, aby znaleźć jego żonę i córeczkę. - takie podejście zawsze łamie człowieka. Nie ważne jakby się nienawidziło rodziny, ona zawsze będzie na pierwszym miejscu.

- Tylko nie Penny i Lila! Nie one! - rzuciłam w jego stronę wrogim, ale jednocześnie zwycięskim spojrzeniem. Miałam go w garści. - One nie są niczemu winne...

- A moja rodzina?! Ona też nie była niczemu winna! A ty i twoi kumple ją wybiliście jak kaczki! - ryknęłam wściekła i znów naładowałam broń. Lecz nie strzeliłam w mężczyznę, tylko w sufit. Gdy tylko poczułam dłoń na ramieniu, odwróciłam się i spojrzałam na swojego wspólnika.

- Szefowo, spokojnie. Złap parę wdechów. - morderczy wzrok i celowanie pistoletem w Bradleya, zmusiły go do nagłego cofnięcia się i uniesienia rąk, w geście poddania się. Charles dygotał ze strachu, aż zaczęły lecieć mu łzy, a oddech stał się płytki i szybki.

Przymknęłam oczy, policzyłam do dziesięciu i brałam kilka wdechów, które w ogóle nie pomogły. Z kieszeni kurtki wyjęłam wcześniej przygotowanego narkotyka. Odpaliłam go i zaciągnęłam się porządnie. Nie minęła minuta, a wszystko się uspokoiło. W głowie nie słyszałam słów Zabij go teraz. Chęci mordu poszły na wakacje.

MafiaWhere stories live. Discover now