VIII

2K 73 8
                                    

Złapałem za telefon, który zaczął mi irytująco dzwonić. Spojrzałem zaspanymi oczami na wyświetlacz i zobaczyłem, że David napierał na mój numer.

- Co się dzieje? - przewróciłem się na plecy i przetarłem, zmęczoną, twarz.

- Wiem, że jesteś bez samochodu i masz jeszcze jeden dzień wolnego, ale natychmiast musisz się znaleźć w porcie. Stephan po ciebie przyjedzie. - odezwał się. Głośno westchnąłem, rozłączyłem się i przeciągnąłem, aby po tym złapać za swój mundur i przebrać się w niego. Jeszcze szybko zrobiłem sobie kanapkę z serem i sałatą i zszedłem pod blok, gdzie czekał już na mnie Ferguson. Usiadłem obok niego i wepchałem sobie resztę śniadania do ust. Mężczyzna podał mi jeszcze papierowy kubek z gorącą kawą.

- Dzięki. - mój głos był lekko stłumiony przez pszenne pieczywo, a także liść sałaty. Upiłem łyk kawy i mogłem gładko przełknąć to, co miałem w buzi. - Co tym razem?

- Dwadzieścia ciał znaleziono na jakiejś małej łodzi. Tam gdzie Trens wysadziła samochód. - głośno wypuściłem powietrze z ust i oparłem głowę o zagłówek.

- Matko... Coś czuję, że to jej sprawka. Ale jeśli weźmiemy pochopne wnioski to to może się źle skończyć. Bo patrz, jeśli ten Ojciec Chrzestny...

- Ojciec Chrzestny? - szybko rzucił okiem w moją stronę, a ja spojrzałem na niego pusto. - Masz na myśli, że ona jest nim?

- Mogę się mylić, ale prawdopodobnie tak... - zapadła między nami niezręczna cisza. Z jednej strony dobrze, bo mogłem obudzić się do końca, a z drugiej strony źle, bo nie wiedziałem z jakim tematem może wyskoczyć mój kompan.

- A kim jest w ogóle ten Ojciec Chrzestny? - odwróciłem wzrok od przedniej szyby i spojrzałem przez boczną. - Borys? Ciężki temat?

- Nie chcę o tym teraz gadać. Po prostu... Jeszcze nie mogę się pogodzić z tym wszystkim. - całą resztę drogi już się do siebie nie odezwaliśmy, a gdy zajechaliśmy na miejsce, słońce zaczęło wschodzić. Przy porcie stało już dziesięć radiowozów, dziesięciu snajperów, pięć zastępów pogotowia oraz ludzie z działu sekcji zwłok. Wysiadłem z samochodu i udałem się do nich wszystkich. - Co znaleźliście?

- Postrzelone ciała. Jeden z nich to syn Charlesa Lee. - zmarszczyłem brwi i wziąłem od Kate teczkę. Podszedłem do zwłok i spojrzałem na gangstera, który jest poszukiwany od czterech lat. Kucnąłem i przyjrzałem się jego czaszce, która miała kilka przebić kulą. - Ktoś dopadł go przed nami. - brunetka głośno westchnęła i spojrzała na blondyna. - Zaledwie dwadzieścia cztery lata. Szkoda go jednak. A mógł odkupić inaczej swoją winę. - za każdym razem, gdy jakiś zbrodniarz został zamordowany, żałowała go. Uznawała, że jest wiele innych sposobów na odkupienie winy, a nie pozbawianie życia, które, jak powtarzała, było darem od losu, na przeżycie czegoś niesamowitego.

- Stał się gangsterem, bo go ojciec w to wciągnął. A jak Charles Lee umarł, to Oliver Lee postanowił się zemścić na tym kimś, kto go zabił. - przypatrzyłem mu się dokładniej. - Chyba już nawet wiem kto...

- Masz jakieś podejrzenia? - zaprzeczyłem głową, gdy Stephan się pojawił za nami.

- Oprócz Trens to nie. Lecz w całość nic się nie skleja. - obydwoje spojrzeli na mnie zdziwieni. Olałem ich reakcję i wstałem, oddając dziewczynie teczkę. - Mamy tylko dwa dowody na nią. Znalezione DNA u Larssona oraz pościg, po zabójstwie Haythama. Nic więcej. Nie mam też pewności, że ona jest Ojcem Chrzestnym. Może działać dla kogoś, kto ją do tego zmusił? Albo boryka się ze zdrowiem psychicznym? Albo to może być w ogóle inna Luna Trens, która może nie być spokrewniona z rodziną miliarderów?

MafiaWhere stories live. Discover now