Uczta u Nerona.

103 7 2
                                    

18+
TRIGGER WARNING na wszystko

Po godzinach lekcyjnych na schodach przed szkołą siedziała trójka młodzieńców. Ułożeni w kółku obmyślali plan imprezki z okazji końca roku szkolnego. Wszyscy z nich o dziwo zdali, dlatego stwierdzili, że trzeba to uczcić. Chopin przez następny tydzień miał wolną chatę, dlatego prywatka miała być organizowana u młodego kompozytora.

- Ok, kto załatwia alko? - spytał podekscytowany Fryderyk.

- To może papier kamień nożyce? - zasugerował Krasiński przyjmując defensywną pozycję podczas siedzenia pod szkołą jak żul.

Trójka chłopców potrząsła pięściami. Wyszło na to, że wygrał Juliusz.

- O kurwa, odpadam, tak? - zapytał alternator.

- Nie, debilu, załatwiasz wódę.

- Jak ja żadnego ludzia nie znam oprócz was, idioci jebani - zdenerwował się pizduś plastuś, czerwieniąc się z powodu swojego wyznania. - Znaczy, to nie tak, że nie mam żadnych znajomych, ale... Trudno o kogoś z dowodem.

- To jak masz znajomych to popytaj - wtrącił się zdenerwowany Frycek.

- Tylko, że jedyni pełnoletni, jakich znam są członkami mojej rodziny! - oburzył się Słowacki. - Kogo ja mam niby spytać, babci?

Nastolatkowie spojrzeli się w chmury, rozmyślając nad rozwiązaniem tej trudnej sytuacji. Po chwili Krasiński spuścił głowę, rozglądając się po zakłopotanych wyrazach twarzy jego kolegów, co zwróciło ich uwagę.

- A ten kolo, z którym byłeś na konkursie recytatorskim? - Zygmunt zwrócił się do Julka. - On teraz ma 18 lat chyba, co nie?

- Tylko że... - Juliusz oparl się na łokciu zakrywając częściowo twarz swoją smukła bladą dłonią, by zakryć powoli pojawiajacy sie rumieniec na jego polikach.

- No dawaj, co ty, pipa jesteś? - rzucił szybko Frycek.

Słowacki nie miał nic do powiedzenia, dlatego jedynie zgrymasił się. Zostało mu dane bojowe zadanie - załatwić alkohol. Nie powinno być tak źle, co nie? Wystarczy tylko napisać z prośbą do znajomego dwie klasy wyżej. Bułka z masłem. A nawet bez bułki. Samo masło. Ale chyba jednak orzechowe i chyba Słowacki miał uczulenie na orzechy, więc się kurewsko bał.

- Nie jestem pipa, a na pewno nie taka jak ty. Załatwię, bez problemu ‐ odparł Julek modląc się do Bogurodzicy dziewicy, żeby koledzy nie dosłyszeli tej niepewności w jego głosie.

- Jejku... - zająknął się po chwili szukając jakiejkolwiek deski ratunku. - Nie pamiętam nawet jak on się nazywa...

‐ Adam Mickiewicz - westchnął Zygmunt, lekko poirytowany. - Debilu on przecież był w samorządzie szkolnym w zeszłym roku...

- I chyba właśnie wychodzi z budy - dodał Chopin odwracając Słowackiego w stronę wyjścia ze szkoły, w której drzwiach faktycznie stał nie kto inny jak sam Adam Mickiewicz.

Julek zdziwił się, jako że Adam w tym roku skończył klasę maturalną i teraz powinien siedzieć wygodnie w domu zamiast łazić po szkole, kiedy młodsze klasy przyszły po świadectwa. "No cóż, z resztą, chuj mnie on obchodzi?" pomyślał i zaczął szukać go na wszystkich możliwych mediach społecznościowych.

‐ Co ty robisz? No idź do niego! - Fryckowi nie chciało się już stać pod szkołą, miał jej dość.

‐ Chyba lepiej do niego napisać...

- Dosłownie nas minął przed chwilą!

Słowacki zdał sobie sprawę z tego, że lepiej upokorzyć się przed chłopakiem, co go drugi raz w życiu najprawdopodobniej nigdy nie spotka, niż przed kolegami,  z którymi utknął w jednej klasie przez kolejne dwa lata, zakładając, że bez problemu będzie zdawał z klasy do klasy.

Wziął się w garść i wyprostował powoli rozplatający się krawat, by nie wyglądać jak skończony debil.  Adam szedł dosyć szybko jak totalny sigma Ryan Gosling, wyjmował przy tym słuchawki z niewielkiego plecaka spoczywającego na jego szerokich barkach. Juliusz, niezręcznie dreptając za starszym w celu dogonienia go, dopiero teraz zorientował się, jak duży jest maturzysta. A może to po prostu Julek był mały? 

Słowacki delikatnie pociągnął Adama za rękaw jego koszuli. Chłopak odwrócił głowę z zaskoczeniem, dopiero po chwili spuścił ją na dół, jakby nie mógł znaleźć wzrokiem kto go pociągnął. 

- Um, hej - Julek puścił ubranie starszego, układając palce w uwu shy girl 👉👈. - Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale byliśmy raz na konkursie recytatorskim i...

- Nie rób tak - Adam położył dłoń na👉👈 Juliusza. - Ta, pamiętam cię. Co tam?

Słowacki próbował nie dopuścić swojego rumieńca na poliki z powodu nagłego kontaktu fizycznego między chłopcami. Najdziwniejsze było to, że Adam nie wycofał swej dużej, męskiej łapy z 👉👈 młodszego.

- Mam prośbę... Chcesz mi pożyczyć trochę pełnoletności i iść ze mną do sklepu żeby kupić coś czego nie da się kupić bez dowodu? - zapytał nieśmiało. 

- Co? Fajki chcesz? - Adam zaczął grzebać w kieszeniach swojego garnituru. 

- Nie, nie - zaprzeczył szybko zakłopotany. - Chciałem kupić wódkę. 

- Nie sprzedadzą ci? - zdziwił się Mickiewicz, po czym bardzo niedyskretnie zaczął oglądać sylwetkę Juliusza. Po niedługim namyśle stwierdził, że Słowacki wygląda jakby miał dwanaście lat. 

- Ile ty masz lat? - dopytał. 

- Szesnaście... 

Adam uśmiechnął się pod nosem. - Co ty na to, że poszedłbyś teraz ze mną do mojego mieszkania, to użyczę ci coś z mojego barku? Za darmo.

Młodszy zawahał się, ale nie chciał zawieźć przyjaciół. Poza tym, nigdzie się nie spieszył, więc postanowił szybko załatwić tą sprawę i mieć ją z głowy.

- Okej - odparł Julek, delikatnie wyrywając swe 👉👈 z uścisku Mickiewicza. Starszy jedynie zaczął iść w stronę, w którą zmierzał pierwotnie, muskając ręką po drobnych plecach Słowackiego lekko pchając go w kierunku docelowym. 

Juliusz odwrócił się i zobaczył uradowaną twarz Chopina i skonsternowaną minę Zygmunta.

~~~

Mieszkanie Mickiewicza cuchnęło tanimi fajkami i rumem. Julkowi zrobiło się niedobrze, mimo to zdziwił go fakt, że rezydencja była w stanie czystym. 

- M-mieszkasz tu sam? - Słowacki chciał przerwać panującą od parunastu minut niezręczną ciszę.

- Ta, wynajmuję - Adam westchnął, po czym udał się do pokoju, który można byłoby uznać za salon. Otworzył szklane drzwiczki od niewielkiej szafy, gdzie znajdowały się różnych wielkości butelki z trunkami. Absolwent po krótkiej chwili wyciągnął flaszkę wódki i podał ją Julkowi. - Masz, ona jest trochę za słaba dla mnie. Idealnie na bibę małolatów.

"Jak wóda może być dla niego za słaba????" pomyślał Julek, oglądając butelkę z wielkim 40% na etykiecie.

- A co ty na to, żebyś spróbował, zanim pójdziesz? - uśmiechnął się podejrzanie. 

- Noo.... dobra - zgodził się Julek czując, że chyba nie ma innego wyjścia. 

Adam udał się do kuchni i przyniósł szklankę reklamową z maka od cocacoli. Nalał do pełna, a w butelce została ledwo co połowa. Julkowi zakręciło się w głowie od samego zapachu alkoholu. 

- Tak dużo? - zapytał. 

- Dużo? Chłopie! To tak na pierwszy raz tylko - Adam wydawał się trochę sus. - Duszkiem do dna!

Młodszy powoli zamoczył usta w wódce i skrzywił się na jej gorzki smak. 

- No pij kurwiu, boisz sie pizdo jebana? - starszy złapał za tył szklanki i zanim Julek zorientował się co chłopak zamierza, na jego kołnierz wylewała się część zawartości szklanki. Słowacki próbował połknąć jak najwięcej i nie zwymiotować przy tym. Julek nie wiedział co się dzieje, zaczęło kręcić mu się w głowie. 

~~~

Wódki Julek nie przyniósł na imprezę. Nie przyniósł nic, bo na nią nie poszedł. Nie pamiętał dlaczego, ale bolała go tak dupa, że nigdzie by nie poszedł.

Has llegado al final de las partes publicadas.

⏰ Última actualización: Feb 11 ⏰

¡Añade esta historia a tu biblioteca para recibir notificaciones sobre nuevas partes!

Słowackiewicz one-shotsDonde viven las historias. Descúbrelo ahora