Maraton 1/6

4.8K 129 1
                                    

PovRose
Otwieram drzwi i na moje nieszczęście Matt siedzi na łóżku. Wychodzę powoli trzymając mocno swój ręcznik. Jeden plus, że torba jest po drugiej stornie. Szybko biorę pierwsza lepsza sukienkę i chce uciec do łazienki, lecz uniemożliwiają mi to ręce wkoło mojego ciała.
Odwracam lekko głowę i co widzę? Mojego mate przyklejonego do moich pleców.
- Matt puść, muszę się ubrać przez ciebie spóźnimy się na obiad- mowie na co mruczy coś pod nosem, lecz puszcza mnie.
Wchodzę szybko do łazienki i zakładam sukienkę która wyciągnęłam.
Jest to sukienka koloru pudrowego różu, z małymi kwiatuszkami na całej tkaninie.
U góry jest lekko dopasowana, na dole zaś rozkloszowana. Sięga mi przed kolana ale zasłania ranę, co mnie bardzo cieszy.
Zakładam trampki i związuje moje rozczochrane włosy warkocze. Coś czuje ze będę miała szopę po nich. Maluje usta błyszczykiem, daje rozświetlacz, róż i tuszuje rzęsy. Gotowa patrzę w lusterko jest okej.
Wychodzę z łazienki, a na mnie czeka już Matt.
Wyglada po prostu bosko, aż zapiera mi dech.
Biały podkoszulek opinający jego mięśnie, czarne spodnie i białe nike. Patrzy na mnie z otwarta buzią, w sumie ja lepsza nie jestem.
Patrzymy na siebie dopóki nie spojrzałam na zegarek. Cholera! Mamy 3 minuty.
- Matt! Spóźnimy się, Boże pierwsze wrażenie, zapamietają ze jestem nie punktualna.- zaczęłam mówić przejęta.
- kwiatuszku, spokojnie zdążymy na czas, chodź- złapał mnie za rękę i zaczęliśmy iść.
- Matt, moje kule- powiedziałam, lecz on nie odezwał się, tylko wziął mnie niespodziewanie na ręce, przez co z szoku pisnęłam.
- co ty robisz?- pytam czerwieniąc się.
- jak to co? Niosę moja kobietę- powiedział i posłał mi jeden ze swoich zabójczych uśmiechów. Nie pozostało mi nic innego jak przytulić się do mojego mate.
Szliśmy chwile dopóki nie stanęliśmy pod dużymi drzwiami, przy których już byłam.
Zaczęłam się lekko stresować co nie uszło jego uwadze.
- stresujesz się kochanie?- spytał czule.
- i to jak! Boje się, co jak reszta twojej rodziny mnie nie polubi- wyżaliłam się.
- oni już cię kochają skarbie- powiedział i chciał ruszyć ale go zatrzymałam.
- chyba nie wejdziesz ze mną na rękach- mowie lekko zestresowana.
- a dlaczego nie? Każdy będzie wiedział do kogo należysz- mruknął mi do ucha.
- nie chce zwracać na siebie uwagi, po prostu postaw mnie a ja się ciebie złapie i wejdziemy razem dobrze?- spytałam proszącym głosem.
- EH, niech ci będzie- mruknął na co się ucieszyłam. Postawił mnie na ziemi i złapał mnie za rękę.
- gotowa?- spytał,na co niepewnie pokiwałam głowa. WCALE NIE JESTEM GOTOWA.
~ spokojnie, napewno będzie dobrze!~ mówi mi Tiara.
~ a jak nie? Jak zrobię z siebie pośmiewisko?~ mowie zdenerwowana.
~ uspokój się! JESTEŚ ALFĄ, JESTEŚ JEDYNA W SWOIM RODZAJU POCHODZISZ Z NAJSILNIEJSZEJ WATACHY! WIEC OPANUJ DUPE I IDŹ Z GŁOWA DO GÓRY!~ wykrzyczała Tiara, a ja dopiero po chwili zrozumiałam sens jej słów.
Ona ma racje Jestem Alfą a Alfa się nie boi.
Uniosłam głowę do góry i za rękę przekroczyłam próg jadalni.

Jesteś tylko Moja kochanie[ZAKOŃCZONA///Where stories live. Discover now