15

907 34 5
                                    


Śmierć Mateusza poruszyła mną, jak nic innego dotychczas. Resztę lata przepłakałam w swoim pokoju, z którego prawie nie wychodziłam. Pierwsze dni były najgorsze. Nie potrafiłam wstać z łóżka, żeby nie czuć bólu niemal fizycznego. Dopiero po dwóch tygodniach zaczęłam prawie normalnie funkcjonować. Ale nic nie było takie samo. Jego śmierć zostawiła spory uraz w mojej głowie. Zmieniło się moje postrzeganie na świat. 

Moi przyjaciele byli przy mnie. Julian był u mnie cały czas. Wspierał mnie najbardziej. W ciągu tego czasu jadłam bardzo mało, przez co dużo schudłam. Wcześniej byłam już szczupła, ale potem było już okropnie. Byłam o wiele za chuda. Kiedy to zrozumiałam musiałam jeść na siłę, żeby nie wyglądać, jak żywa śmierć. Włosy mi zrzedły i pociemniały. Nie były już takie jasne, jak wcześniej. 

Oczywiście wszystko zaczęło wracać do normy, kiedy zaczęłam jeść jeszcze więcej niż wcześniej. 

We wrześniowy poranek obudziłam się cała obolała, bo wcześniejszego dnia postanowiłam przejść się na dłuższy spacer, na którym nie byłam od śmierci chłopaka. Z dnia na dzień coraz bardziej wszystko stawało się jak dawnej. Na początku myślałam, że już nigdy nic nie wróci do normalności. A teraz wszystko się normowało, powoli, bo powoli, ale zawsze. 

Poszłam do prysznic, a potem zeszłam na śniadanie, które jak zawsze musiałam zrobić dla wszystkich. Dziadek już tydzień temu wrócił do Stanów, więc gotowałam tylko dla mnie, Michała i Juliana. Mieliśmy także gospodynie domową, ale ona nie jadła z nami. I szczerze powiem, rzadko ją widywałam. W pokoju sprzątałam sama, wiec Pani Małgorzata raczej tam nie bywała.

- Jak się spało? - spytał Julian siedząc przy stole. Chłopak pił kawę i czytał jakąś gazetę. Co dzień rano zadawał mi to pytanie. Przed długi okres czasu po śmierci Mateusza męczyły mnie koszmary, które jeszcze nie do końca zniknęły, ale bywały rzadziej.

- Dobrze - odpowiedziałam krótko i ruszyłam w stronę kuchenki. Z lodówki wyciągnęłam jajka. Rozgrzałam patelnie i wybiłam na nią z dziewięć jajek. Posoliłam, popieprzyłam i mieszałam bardzo intensywnie. 

- Mój brat przychodzi na śniadanie - oznajmił chłopak, a ja kiwnęłam głową. Dobrze, że zrobiłam więcej. Usłyszałam głośne rozmowy, a potem do kuchni wszedł Michał z Igorem. 

- Cześć - przywitał się miło brat Juliana. Usiadł koło swojego brata i zaczął z nim rozmawiać. Od zawsze był pogodnym dzieckiem, który był prawie zawsze uśmiechnięty. Był jedynym kogo nie zmieniła wojna, mimo iż dużo stracił. 

- Idziesz do Zawadzkiego po śniadaniu - oznajmił Michał i usiadł przy stole. Aha? Spojrzałam na niego, ale on czytał gazetę mając mnie głęboko w pięcie. Odwróciłam i zaczęłam mieszać jajecznice, bo zaczęła się przypalać. Przyprawiłam ją jeszcze trochę i zaczęłam nakładać na talerz. 

- Dlaczego? - spytałam dalej odwrócona i zrobiłam to trochę za późno. Starałam się nałożyć każdemu idealne jedzenia. Wyciągnęłam jeszcze chleb i dałam każdemu po jedną kromkę. Dałam im jedzenie i sama zaczęłam jeść. 

- Mamy sprawę dobrze wiesz z czym i wolałbym, żebyś nie była sama w domu. Odprowadzimy cię tam. Tadeusz wie - odparł, a ja się skrzywiłam. Ani Julian, ani Igor się nie odezwali i gdyby nigdy nic, jedli. 

- Igor też? - spytałam cicho, bo chyba nie chciałam znać odpowiedzi. 

- Tak - burknął chyba zły Michał. Zawsze nie lubił rozmawiać podczas posiłku. Nie ukrywałam szoku na mojej twarzy.

- ON JEST JESZCZE DZIECKIEM - krzyknęłam nagle, a Julian aż podskoczył. Patrzyłam po kolei na każdego z nich i czułam, jak w moich żyłach buzuje krew. - Wy jesteście nie poważni, naprawdę. Zginął Mateusz, a wy wciągacie w to Igora? Chciałabym wam przypomnieć, że ma czternaście lat! 

Czy damy radę? [Tadeusz  ,,Zośka'' Zawadzki]Where stories live. Discover now