D W A D Z I E Ś C I A S I E D E M / にじゅうしち

70 7 22
                                    


Kazuhiko był dziwnie nieporuszony.

Powinien grymasić, z łaską odpowiadać, płonąć z frustracji i dokładać wszelkich starań, aby zrobić Yoshiemu i Natsuki piekło na ziemi, ale nie mógł się na to zdobyć. Mimo szczerej niechęci do przebywania w domu rodziny Sosekich, jak i do pomagania w nauce dwóm topornym jednostkom, zachowywał się zaskakująco zwyczajnie. Przywitał się z panią domu, kiedy wyjrzała z kuchni na korytarz, i nawet się nie skrzywił, gdy został nazwany kolegą Natsuki. Zjadł oferowany mu serniczek i bez zgryźliwości tłumaczył, jak rozwiązywać zadania.

Działał. Po prostu działał i nie zastanawiał się nad tym, co robił, gdzie, z kim i dlaczego.

Dopiero kiedy wracał razem z Yoshim do domu, zaczął się w nim rozpalać wewnętrzny sprzeciw. Coraz głębiej brodził w bagnie, do którego dał się z własnej woli zaprowadzić. Nienawidził tego, ale takie było jego życzenie. Zawarł nierozerwalny pakt z istotą przewyższającą go na każdej płaszczyźnie, nie mógł więc zrobić niczego, czego by jego nowa wspólniczka by sobie nie życzyła.

A jednak nie nienawidził Natsuki. Wolałby, żeby było inaczej, ale ilekroć próbował źle o niej pomyśleć, po ścianach jego umysłu odbijały się słowa tej przeklętej demonicy, która dzień wcześniej złożyła mu wizytę: Powinieneś pomóc Natsuki w nauce. Jesteś jej to winien po tym, jak doprowadziłeś ją do płaczu. A to nie lada osiągnięcie złamać kogoś, kto każdej nocy boryka się z koszmarami. Ale co ty możesz o tym wiedzieć, czyż nie? Nigdy nie śpisz dostatecznie długo, żeby coś mogło ci się przyśnić. Tak jest łatwiej, prawda, Kazu-chan?

Powtarzał sobie, że nie miało to znaczenia. Azami mogła kłamać; choć nawet jakby mówiła prawdę, nie dbał o samopoczucie Natsuki. Niemniej co jakiś czas łapał się na tym, iż doszukiwał się pomiędzy nimi podobieństwa, które – ku swojemu niezadowoleniu – odnajdywał, przez co dalsze demonizowanie Natsuki nie wchodziło w grę.

– Myślałem, że niczym mnie już nie zaskoczysz, a tu proszę! – zawołał Yoshi, z typową dla siebie wesołością, i zarzucił Kazuhiko ramię na szyję. – Gdzie poznałeś taką gorącą dziewczynę?

Kazu rzucił mu spojrzenie spode łba, wyraźnie się krzywiąc na wzmiankę o Azami. Dodatkowo ścisnęło go nieprzyjemnie w żołądku, gdy zdał sobie sprawę, że w oczach innych ludzi demonica wygląda na wspaniałą osobę.

– Nie zrozum mnie źle, nadal jestem zakochany i wierny Soseki-san. Jestem po prostu ciekawy, gdzie poznałeś Amukę-san – naprostował z niewinnym uśmiechem, czekając, aż usłyszy jakieś dobre wytłumaczenie, dlaczego dziewczyna o niesamowitej urodzie i dojrzałej aurze jak Azami znała się z takim gburem jak Kazu.

Miał to wszystko wypisane na twarzy tak wyraźnie, że aż prosił się o plaskacza.

– Nie wiem – mruknął i bezceremonialnie zrzucił z siebie ramię Yoshiego.

– Oi, nie bądź taki! Mnie możesz powiedzieć.

Kazuhiko milczał. Przez zaczadziały problemami umysł nie chciało przecisnąć się żadne wiarygodnie brzmiące kłamstwo. Mógłby spróbować jakoś spławić Yoshiego, rzucić kontrowersyjnym ochłapem, który odwróciłby jego uwagę od bieżącego tematu, ale nawet tego nie chciało mu się zrobić.

Pokręcił głową i uniknął kolejnego ruchu Yoshiego, uniemożliwiając mu przylgnięcie do niego jak fusy do dna szklanki. Przez kilkanaście sekund szli obok siebie w milczeniu, obaj pogrążeni w swoich rozmyślaniach przypominających kontrast pomiędzy światłem a ciemnością, aż nagle Yoshi z sykiem wciągnął powietrze.

– O nie! Nie mów mi, że Amukę-san też nie cierpisz!

Tak bliskiego prawdzie wniosku Kazu się nie spodziewał. Najwidoczniej miał na Yoshiego większy wpływ niż podejrzewał. Czy powinien się z tego cieszyć?

【Oczy, które mówią】Where stories live. Discover now