D Z I E W I Ę Ć / きゅう

510 102 78
                                    


W poniedziałek, tydzień po ogłoszeniu prac nad festiwalem kulturowym, Saki i Aya czytały razem mangę Boku no Hero Academia w pobliżu szkolnego dziedzińca. Starały się rzucać co jakiś czas śmieszne komentarze, by poprawić sobie nawzajem humor, lecz ich próby spełzały na niczym, ilekroć widziały z daleka przechodzących korytarzem uczniów z czarnymi opaskami na ramieniu.

Pół godziny zajęło im przejrzenie około dziesięciu stron. Miały potrzebę porozmawiania o wczorajszym wydarzeniu, ale żadna nie chciała pierwsza podjąć tematu. Obie bały się konwersacji jak nigdy wcześniej.

Saki rzuciła okiem na zegarek i westchnęła zmęczona, z wolna zakładając torbę na ramię. Przyczajony w niej tchórz miał nadzieję, że temat odwołanego festiwalu nie zostanie rozpoczęty. Nigdy.

– Myślę, że apel już się skończył. Możemy iść do sali – oznajmiła, kiwając głową w stronę szkoły.

– Nie chcę mi się... – Aya wbiła wzrok w ziemię i zaczęła skubać bez celu trawę. – Wszystko znowu będzie takie ponure i depresyjne.

– Chyba niepotrzebnie namówiłam cię na wagary. Zrobiłam z ciebie emo girl! – rzuciła Saki najbardziej żartobliwym tonem, na jaki mogła się zdobyć w obecnej sytuacji.

Aya uśmiechnęła się, by pokazać, że zrozumiała żart przyjaciółki, ale uśmiech był blady, na znak, że nieszczególnie ją rozbawił.

– Muszę ci coś wyznać. Nie dam rady tego w sobie cały czas dusić – powiedziała. W palcach obracała nerwowo oderwane kawałki trawnika, wyglądając przy tym, jak dziecko, które coś przeskrobało. – Kiedy Kaoru-sensei ogłosił, że szkolny festiwal nie odbędzie się z powodu kolejnego nieszczęśliwego wypadku... W pierwszej chwili pomyślałam, że znowu ktoś umarł z własnej głupoty i teraz wszyscy będziemy płacić za to cenę. W ogóle nie zrobiło mi się przykro. Jestem taka podła...

Saki obdarzyła Ayę współczującym spojrzeniem. Jak to zwykle bywało w skomplikowanych sytuacjach, brakowało jej słów do wyrażenia swoich myśli i odczuć. Chciała pocieszyć Ayę, ale z trudem przychodziło jej wymyślenie czegoś, co zabrzmiałoby prawdziwie. Otworzyła i zamknęła usta z dwa razy, zanim wreszcie wydusiła:

– Nie jesteś podła. Po prostu... Nie chcę żadnej z nas usprawiedliwiać, ale rozumiem, czemu nie potrafisz wybaczyć Esuno-san jej śmierci. Okazywanie żałoby pod publikę wydaje mi się hipokryzją, choć jej ignorowanie też uważam za niewłaściwe. Sama nie wiem, co powinnam czuć. Fuse-san widziałam martwą na własne oczy i... – urwała. Potrzebowała chwili na wymazanie sprzed oczu widoku makabrycznie wykręconej szyi. – To wszystko zmieniło. Nie znałam Fuse-san lepiej niż Esuno-san, ale to jej śmierć ciężej znoszę.

– Wiesz... próbowałam to sobie wyobrazić. Bałam się zapytać wprost, jaki to był widok i co wtedy czułaś. Żałuję, że tego nie zrobiłam. Lepiej by było, gdybym z tobą o tym porozmawiała – wyznała Koizumi, wreszcie podnosząc na Saki wzrok.

– Nie wiem, czy cokolwiek by to zmieniło. Widziałam już wcześniej zmarłych. W innych okolicznościach i scenerii, ale czym to się różni? Śmierć to śmierć. Mogłybyśmy współczuć Fuse-san i Esuno-san, że umarły za wcześnie, choć i to byłoby nie na miejscu. Przecież nie ma właściwego czasu na śmierć. Zawsze jest za wcześnie albo za późno.

– Masz rację. Choć dla nas zawsze będzie za wcześnie.

– Niekoniecznie. Jak będę ledwo się ruszać, słabo widzieć i słyszeć, i gdy wszystko będzie mnie boleć, raczej pomyślę, że mogłabym już umrzeć.

【Oczy, które mówią】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz