T R Z Y /さん

1K 140 137
                                    


– Przepraszam, że musisz oprowadzać mnie po szkole – powiedziała Azami. Obdarzyła Saki promiennym uśmiechem, marszcząc przy tym brwi w zakłopotaniu, gdy przechadzały się po pustym korytarzu. – Pewnie inaczej wolałabyś spędzić przerwę.

– N-nie, w porządku! Przecież nie miałaś na to wpływu. – Saki uciekła wzrokiem w bok, nieświadoma swojego podenerwowanego wyglądu.

Aura otaczająca Azami sprawiała, że czuła się przyćmiona i nieustannie doświadczała dziwnego bólu w żołądku, jakby najadła się słabo rozdrobnionego szkła. Instynkt nakazywał jej trzymać nową uczennicę na dystans, lecz cichy głos w głowie – należący do Pani Hej, Czy Nie Jesteś Ciekawa, Co Z Tego Wyniknie – kusił, żeby zainteresowała się rodzajem relacji Amuki i Sosekiego.

– To nie do końca prawda. Mogłam poprosić Kaoru-senseia, żeby to Ai-chan mnie oprowadził.

Śmiech Azami wyrwał Saki z zamyślenia i chwilowo odtrącił męczące ją przeczucia w kąt. Posłała dziewczynie pytające spojrzenie, a fakt, że była od niej wyższa, wcale nie dodawał jej pewności siebie.

– Wyglądasz na przyjazną i miłą osobę, Saki-chan, dlatego chcę cię lepiej poznać. Liczę, że zostaniemy przyjaciółkami!

Saki zaparło dech w piersiach, gdy usłyszała wyznanie Amuki. Nie potrafiła zdecydować, co bardziej ją zaniepokoiło: wizja przyjaźnienia się z osobą, która budziła w niej poczucie uciekającego spod nóg gruntu, czy użycie przez nową uczennicę jej imienia, choć nie miała prawa go znać, i dodanie do niego końcówki chan, jakby były bliskimi przyjaciółkami.

– To miłe, że tak myślisz – wydukała po dłuższym zastanowieniu. Ostrożnie dobierała kolejne słowa, odnosząc niecodzienne wrażenie, że jedno złe wyrażenie wywołałoby kataklizm. – Ale nie jestem dobrym materiałem na przyjaciółkę. W klasie jest dużo ciekawszych ode mnie osób, chcących się z tobą zaprzyjaźnić.

– A ty nie chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? Czy peszy cię moja relacja z Aiem? – zapytała beztrosko, z ledwie słyszalną nutą powagi w głosie. Nagle się zatrzymała i spojrzała Saki prosto w oczy, nie widząc w ciemnym tęczówkach, zlewających się ze źrenicą, odbicia swojej twarzy.

Azami parsknęła, wiedząc, że powinna się tego spodziewać. W końcu była niczym czarna dziura: wyznaczała granice bez powrotu, nie odzwierciedlała niczego, pochłaniała światło. Przymknęła na trzy sekundy powieki, zaprzestając doszukiwania się w Saki podobnych cech. Wrażenie pustki dotykało tylko takich osób jak ona.

– Wczoraj czekałaś na Aia przy drzewie wiśni, prawda? – zapytała.

Gorące rumieńce zawitały na twarz Saki, wywołując błędne przekonanie o odczuwanych przez nią uczuciach. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie wymyślić jakieś wymówki na wcześniejszy powrót do klasy, lecz nogi miała sparaliżowane. Mięśnie jej szczęki napinały się i rozkurczały, jakby próbowała powiedzieć coś, co wywołałoby opłakany skutek.

– Ja... Chciałam z nim tylko porozmawiać o klubie koszykarskim. Ai... To znaczy, Soseki-kun, niedawno do niego dołączył i chciałam się upewnić, że wszystkie zasady są dla niego jasne. No wiesz, to mój obowiązek jako menadżerki – powiedziała, masując kark. Kłamstwo wywołało gorzki posmak w gardle, jednak szybciej zjadłaby swój język, niż przyznała się otwarcie do łgarstwa. – Z twojego punktu widzenia musiało to wyglądać odrobinę dziwnie. Mam nadzieję, że nie poczułaś się niekomfortowo z mojego powodu. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby wtrącić się pomiędzy ciebie a Sosekiego-kuna.

– Wtrącić pomiędzy nas? – Azami wybuchła gromkim śmiechem, jedną dłoń kładąc na brzuchu, a drugą na ustach. Złapanie spokojnego oddechu zajęło jej trochę czasu, podczas którego zdezorientowanie Saki drastycznie wzrosło. – Wybacz, ale nie sądzę, żebyś dysponowała umiejętnością zniszczenia czyiś rodzinnych więzi.

【Oczy, które mówią】Where stories live. Discover now