D W A D Z I E Ś C I A D W A / にじゅうに

164 12 68
                                    


Dwadzieścia lat wcześniej


Głośne hasła i poruszające teksty zachęcające do bycia sobą, prawdziwym sobą, były w oczach Azami zwykłym gadaniem od rzeczy. Ludzie potrafili zachowywać się jak potwory, nawet gdy nie mieli ku temu żadnych powodów. Zawsze natomiast dawano im wybór. Jeśli ktoś czuł się szczególnie źle i nie widział dla siebie nadziei, mógł zakończyć swój żywot w każdej chwili. Jeśli pragnął diametralnie coś zmienić, wystarczyło, żeby tylko spróbował to zrobić. Nikt ich nie ograniczał, poza nimi samymi. W jestestwie śmiertelników wszystko tak naprawdę ograniczało się do pasma – mniej lub bardziej znaczących – decyzji i sławnego być albo nie być.

Od przeszło kilkudziesięciu lat widziała dobitne na to dowody; Ryū idealnie odzwierciedlał, jak wielkimi pasmami możliwości i wolności cieszył się jego gatunek. Jej jedynie pozostało patrzeć na to z zazdrością i goryczą, wiedząc, że nigdy nie dostąpi podobnego przywileju.

Uniosła szklankę whisky do ust, odpowiadając na uśmiech barmana zimnym spojrzeniem. Wybrała cuchnącą ruderę, zamiast powrotu do domu, by wyrzucić z siebie choć część odczuwanego żalu. Ostatnimi czasy zaczęła czynić tak coraz częściej, nie chcąc martwić Ryū, który źle znosił widok alkoholu w jej rękach. Gdy sobie o tym przypomniała, z jej gardła wyrwał się niewesoły chichot. Nie był już przecież dzieckiem, wiedział, do czego używki służyły. Wiedział, co ona z nimi robiła. Wiedział o jej prawdziwej naturze, więc czym się przejmował? Nie mogła umrzeć z przedawkowania. Niestety.

Choć prawie wszystkie krzesła przy barze były wolne, ktoś usiadł obok niej. Czy to zwykłe zrządzenie losu, przypadek, a może celowe działanie? Kiedy jej spojrzenie powędrowało w bok, utkwiło w mężczyźnie na dobre, tym samym przykuwając jego uwagę. Nie wyglądał źle, ale na pewno nie dałaby mu łatki kogoś atrakcyjnego. Raczej pokusiłaby się o nazwanie go nadzwyczajnie przeciętnym.

Coś jednak w jego postaci jej nie odpowiadało. Mimo eleganckiego garnituru, młodej twarzy i aury dojrzałości, wiedziała, że powinna mieć się na baczności przed nieznajomym. Jej przeczucie nasiliło się, gdy przyjrzała się jego oczom – ciemnym jak nocne niebo tęczówkom o życzliwym błysku.

Odwróciła głowę, postanawiając go ignorować i skupiła się na piciu whisky, póki jeszcze płyn widniał w jej szklance. Chociaż mężczyzna praktycznie się nie ruszał, przez cały czas czuła na sobie jego nietuzinkowe spojrzenie, od którego swędziała ją skóra. Walczyła o zachowanie cierpliwości, coraz to szybciej pochłaniając palący gardło płyn, pozostawiający po sobie dobrze jej znany posmak.

Po chwili znowu na niego zerknęła. Nie zmienił pozycji nawet o milimetr i wciąż przyglądał się jej z niewinnym zainteresowaniem, niczym szczeniak, który pierwszy raz zobaczył człowieka.

– Jak będziesz tak wytrzeszczał gały, to je stracisz – mruknęła ze słyszalną groźbą w głosie.

Gdyby ów nieznajomy skrzywił się albo speszył, a następnie odszedł, oboje dobrze by na tym wyszli. Lecz mężczyzna tylko uśmiechnął się szeroko, jakby rozbawiły go usłyszane słowa.

– Dobra jest ta whisky?

– Nie, spierdalaj.

– Pewnie nie umywa się do Amaro Lucano* – odparł niezrażony i poprosił barmana o piwo. – Jestem Akunari Takeda. Niedawno wróciłem ze stanów.

Azami spojrzała na niego spod zmrużonych powiek. Wspomnienie o włoskim alkoholu...

Czy to mógł być kolejny zbieg okoliczności?

【Oczy, które mówią】Where stories live. Discover now