1

135 5 116
                                    

Wrześniowe słońce uderzyło nas z wielką siłą tuż po przekroczeniu progu szkoły. Zdawało mi się, że śmiało nam się w twarze, przypominając, że beztroski czas wakacji właśnie się skończył, a przed nami jasno i wyraźnie rysowała się wizja solidnej nauki.

— Dziewczyny, musimy sobie obiecać, że wykorzystamy ten rok na maksa — odezwała się Olka.

— Powiedziałaś to takim tonem, jak gdyby to była sprawa życia i śmierci. — Werka popatrzyła na nią sceptycznie.

— Bo jest? Nigdy nie wiadomo, gdzie nas poniesie po gimnazjum.

— Nie zamierzasz wybierać naszego liceum? — spytałam zaskoczona.

— Na ten moment tak. Ale mojej kuzynce zmieniły się preferencje tuż przed składaniem wniosku. Wszystko może się zdarzyć i nie powinnyśmy ryzykować, tylko cieszyć się chwilą i korzystać z niej.

— Ola, to wszystko brzmi trochę tak, jakbyś nie brała pod uwagę tego, że dalej będziemy się przyjaźnić w liceum, nawet w różnych szkołach — powiedziałam.

— Czy wy się dzisiaj na mnie uwzięłyście? — Westchnęła, przewracając oczami. — Jasne, że wierzę w naszą przyjaźń i że ona przetrwa mimo wszystko. Tylko że w różnych szkołach będzie całkiem inaczej. Poznamy nowych ludzi, którym też będziemy poświęcać czas i do tego masa nauki. Póki mamy ten rok, mamy dla siebie czas w szkole i poza nią. Powinnyśmy dobrze wykorzystać te miesiące, które nam zostały.

— No dobra, masz rację, nie mogę ci tego odmówić — przyznała Weronika.

— Nie martw się Ola, na pewno wyciśniemy z tego roku co się da — powiedziałam.

— I kto to mówi. — Werka przewróciła oczami.

— O nie, tym razem wam na to nie pozwolę — zaoponowała Olka. — Miałyśmy chwytać każdą chwilę, a nie tracić czas na wasze bezsensowne sprzeczki.

— Okej, masz rację — przyznałam. — Ale to nie ja rozpoczynam te kłótnie.

— Ani mi się waż. — Ola zbliżyła palec wskazujący do mojej twarzy. — Za chwilę pokłócicie się o to, która zaczyna się kłócić. Lepiej porozmawiajmy o czymś neutralnym. Piękna dziś pogoda, co?

Obie z Werką zgromiłyśmy ją wzrokiem, a Ola z triumfalnym uśmieszkiem dodała:

— Przynajmniej jak gadam od rzeczy, to jesteście zgodne w reakcjach.

***

Środa miała być dniem luźnym, w końcu „lekcje organizacyjne" i tak dalej. No właśnie, „miała być" i na tym się skończyło. Nauczyciele krótkim zdaniem „wszystko już wiecie z poprzednich lat" zakończyli powolne wdrażanie nas w nowy rok szkolny i przeszli do realizacji materiału. W końcu musieliśmy go zrealizować do kwietnia, zamiast do czerwca, o obijaniu się nie mogło być mowy.

Kiedy wyszłyśmy z dziewczynami z biologii i zaczęłyśmy przeciskać się korytarzem, by przejść na jego drugi koniec, zobaczyłam nadchodzącego z przeciwka Grześka, a obok niego — Dominikę. Chłopak uśmiechnął się do mnie, gdy tylko nasze oczy się spotkały. W końcu udało się nam spotkać w całym tym tłumie ludzi i przytuliłam się do niego, a on pocałował mnie w policzek.

— Hej, Kama — powiedział ciepło.

— Hej — odparłam, uśmiechając się lekko.

— Cześć, Kama — odezwała się też Dominika, ale zaraz po tym kontynuowała swoją (najwyraźniej przerwaną) wypowiedź, mówiąc do Grześka: — Naprawdę nie wiem, co ja sobie myślałam idąc na tę matmę. Przecież za Chiny tego nie ogarnę.

II. 6 decyzji, które zniszczyły mój światNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ