•ucieczka przed problemami

734 21 7
                                    

Gdy tylko usłyszałam te słowa, momentalnie zrobiło mi się słabo. Przed moimi oczami ukazała się Sarah z Johnem B.
- Co jest do cholery? Tak sobie pogrywasz? Umawiasz się z moim bratem a na boku pieprzysz się z Maybankiem? Jesteś zwykłą szmatą! Podbiegła w moją stronę popychając mnie na piach. JB starał się ją powstrzymać ale była tak wściekła, że nic do niej nie docierało.
-Sarah chyba trochę przesadziłaś! Krzyknął JJ w jej stronę, podnosząc mnie z ziemi. Wstałam  i otrzepałam się z piasku, w jednej chwili podniosło mi się ciśnienie. Oskarżała mnie o coś czego nie zrobiłam, nigdy za nią nie przepadałam ale teraz to była przesada.
-Słuchaj ty chyba nie wiesz co mówisz i radzę ci się nie wypowiadać na temat, o którym gówno wiesz. Odparłam patrząc głęboko w jej oczy.
-Kurwa dziewczyny! Ogarnijcie się obie bo to do niczego nie prowadzi. Odparł wzruszając ramionami John B.
-Popieram. Rozjedźmy się lepiej. Załatwicie to jutro. Stwierdził JJ pakując rzeczy do plecaka.
- Nie mam zamiaru rozmawiać z tą szmatą do końca życia. Poza tym Rafe dostał ciekawe fotki z plaży więc  możesz pożegnać się z twoim kochasiem.
- Idziemy JB. Odparła Sarah chwytając go za rękę, udając się w kierunku domku na plaży.
Tymi słowami przekroczyła wszystkie możliwe granice. Podbiegłam za nią i chwyciłam za jej włosy przyciągając ją w moją stronę.
-Radzę ci to odszczekać bo tego pożałujesz. Wykrzykując jej to w twarz, zostałam odepchnięta przez John-ego B.
- Rosalie przesadziłaś. Lepiej będzie jak na jakiś czas nie będziesz się nam pokazywać. Powiedział trzymając mnie za ramię.
Nawet JJ stał jak wryty i nie odzywał się słowem.
-Spierdalajcie wszyscy. Nie chce was już znać. Krzyknęłam biegnąc w stronę domu. 
    Co to do cholery było, czemu nagle wszyscy są przeciwko mnie. Nic nie zrobiłam, chciałam być szczęśliwa a jak na razie wszystko idzie na odwrót. Najbardziej zastanawiał mnie fakt co Cameron musiał nagadać swojej siostrze, że tak zareagowała na mój widok.
     Otwierając już drzwi do domu, nagle zostałam odepchnięta z całej siły na mur. Wysoki mężczyzna w kapturze, przycisnął mnie z całej siły do ściany, trzymając swoje ręce na mojej szyi, przez co ledwo mogłam przełknąć ślinę.
-Co ty kurwa sobie wyobrażasz? Szeptem powiedział mi do ucha. Nie byłam w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa ze strachu.
-Rafe ale to nie ta.. Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Trzymał mnie tak mocno aż czułam, że tracę oddech.
-Rosalie słonko. A jak kurwa? Jesteś tylko moja zapamiętaj to do cholery. Odparł poprawiając mi włosy za ucho.
-Nie dotykaj mnie, przerażasz mnie. Ledwo mówiąc, odparłam. Próbując się uwolnić z jego uścisku.
-Mówisz serio? Powiedział ze łzami w oczach.
-Chcesz mnie udusić i pytasz się czy serio? Cholernie serio. Zostaw mnie w spokoju! Krzyknęłam mu w twarz i jak najszybciej otworzyłam drzwi do domu.
- Proszę Rosalie nie zostawiaj mnie. Ja cię potrzebuje. Zostań! Krzyknął.
     Położyłam się na kanapie w salonie i nie wiedząc kiedy zasnęłam, obudził mnie zapach świeżej kawy.
Wczorajszy dzień był najgorszym w moim życiu. Chciałam o nim zapomnieć jak najszybciej, wymazać go z pamięci. Wstałam i poszłam do kuchni gdzie krzątała się mama.
- Zbieraj się jedziemy na śniadanie do restauracji. Odparła biorąc kluczki do samochodu z blatu.
- Daj mi chwilkę. Odparłam wtulają się w nią jak najmocniej.
- Nawet nie pytam gdzie byłaś w nocy. Czekamy w aucie. A i ktoś zostawił bukiet róż z przeprosinami przed drzwiami.
Spojrzałam na nią wytrzeszczonymi wzorkiem mówiąc- Wyrzuć je do kosza albo spal nie wiem cokolwiek.
-Skoro nalegasz, tak zrobie. Powiedziała prześwietlając mnie wzrokiem na wylot.
      Na śniadaniu w restauracji była cała nasza rodzina. Co naprawdę zdarza się bardzo rzadko, mogę stwierdzić, że nawet od święta. Atmosfera była naprawdę przyjemna, wszyscy się śmiali i cieszyli swoim towarzystwem. A ja grzebałam tylko widelcem w talerzu. Co zauważył tata i szybko zmienił temat, na który wszyscy czekali.
- Dobrze a więc do rzeczy. Powiedział przecierając ręce.
- Nie, nie jestem w ciąży i nie, nie wyprowadzamy się- zaśmiała się mama, dając tacie całusa w czoło. Zawsze jak na nich patrzyłam byli dla mnie idealną parą, która mimo upływu lat obdarzała się miłością.
- Babcia potrzebuję pomocy w cukierni na jakieś dwa tygodnie. Dziadek złamał nogę więc zaproponowałem jej waszą pomoc Rosalie i Luck.
- Nie ma odmowy. Wylot macie za tydzień. Odparła mama śmiejąc się.
Popatrzyliśmy się na siebie z Luckiem i mieliśmy ochotę wybiec stamtąd jak najszybciej. Mieliśmy zostawić nasze życie tutaj i wyjechać. Niby to tylko dwa tygodnie, ale teraz gdy w moim życiu dzieją się takie rzeczy. Przecież to brzmiało jak nieśmieszny żart. Z drugiej strony gdy pomyślałam o wczorajszej sytuacji, pojawił się uśmiech na mojej twarzy, że zniknę stąd i nikt nie będzie mnie szukał.
Gdy już ochłonęliśmy po tej wiadomości, każdy udał się w swoją stronę. Przede mną był jeszcze cały tydzień w Outer Banks. Gdy doszło do mnie, że wyjeżdżam na dwa tygodnie, kamień spadł mi z serca. Nie będę musiała oglądać tych fałszywych twarzy, których miałam za przyjaciół. Najbardziej zawiodłam się na Maybanku, który nie wstawił się za mną gdy Sarah mieszała mnie z błotem. Cieszyłam się, że wreszcie zobaczę się z przyjaciółmi z Francji po tak długim czasie. Postanowiłam kupić przed wyjazdem jeszcze najpotrzebniejsze rzeczy. W drodze do sklepu zadzwoniłam do Camilli z nowiną. Ucieszyła się niesamowicie i już rozpisała plan co będziemy robić przez najbliższy czas.

 Ucieszyła się niesamowicie i już rozpisała plan co będziemy robić przez najbliższy czas

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.
,,Lazurowe spojrzenie" Outer Banks - Rafe Cameron Donde viven las historias. Descúbrelo ahora