• kotara w żółwie

172 6 3
                                    

     Delikatny wiatr otulał moje ciało, a szum morza odbijał się w moich uszach. Otworzyłam delikatnie oczy i ujrzałam bezbronnego  Camerona, który spał wtulony w mój brzuch. Emocje dnia wczorajszego, kompletnie nas zmęczyły i pod wpływem chwili postanowiliśmy zasnąć na plaży.
      Wiem, że ostatnie tygodnie, a nawet miesiące były dla mnie rollercoasterem emocji. Robiłam rzeczy, których nigdy bym nie zrobiła, a uczucia, które we mnie w tym czasie buzowały robiły ogromny chaos w mojej głowie. Przyjaciele, którzy byli ze mną na początku, zostali do dziś, pomimo wybujałych akcji, które miały miejsce. Również nowi przyjaciele, którzy są dla mnie teraz kimś bardzo ważnym, a kiedyś nie mogłam na nich patrzeć są teraz częścią mojego życia. No i on. Rafe Cameron, którego całkowicie skreśliłam z listy osób, które są mi bliskie. Powrócił jak huragan, który nigdy nie odpuszcza i niszczy wszystko co do tej pory zbudowałam. Po naszej burzliwej znajomości, już chyba nic mnie nie zaskoczy. Nasze wspólne chwile są niczym burza, niczym gwałtowna wichura i deszcz, coś zbyt wielkiego, by tym kierować, a zarazem zbyt silnego, by przed tym uciec. Teraz wiem, że nie chcę uciekać. Chcę spróbować ten ostatni raz, który może mnie drastycznie zniszczyć. Wiem, że on również tego chce, widzę to po nim. Nie wszystko jest tak cudowne, jak miało być. Moja własna rodzina, wbiła mi nóż w plecy, po którym nie wiem jak mam się pozbierać i jak porozmawiać o tym z moim ukochanym bratem.
-Hej. Śpisz? Z moich rozmyślań wybił mnie głos, niebieskookiego, który jeździł dłonią po moim ciele.
-Już nie. Odparłam uśmiechając się szczerze w jego kierunku. Blondyn wstał ze mnie, otrzepując ciało z pisaku, który się do niego przykleił.
-To była najlepsza noc w moim życiu Rosie. Powiedział, skradając mi czułego całusa.
-Kocham Cię Rafe. Odpowiedziałam patrząc głęboko w jego oczy. Na co jego  tęczówki nabrały delikatnych iskierek.
-A ja kocham Ciebie. Musimy się zbierać. Na pewno twoi rodzice się martwią. Odparł podając mi dłoń, kierując nas w kierunku ósemki.
-Zobaczymy się potem? Zapytał opierając się o murek, który odgradzał mój plac. Delikatnie przyciągając mnie w swoim kierunku, po czym pocałował mnie kilkakrotnie w czoło.
-Kiara ma dzisiaj urodziny. Może szedłbyś ze mną? Zapytałam niepewnie, kładąc ręce na jego szyji.
Poczułam jak jego całe ciało się spina, pod wpływem wypowiedzianych przed chwilą słów.
-Rosalie. To nie jest dobry pomysł. Odparł wstając, nerwowo przeczesując włosy.
-Cameron. Jeśli chcesz być ze mną, musisz przekonać się do moich przyjaciół. Będę pod twoim domem o 18. Krzyknęłam zamykając za soba furtkę.
      Teraz czekało mnie najgorsze. Musiałam porozmawiać z Luckiem. Nawet nie wiedziałam co chcę mu powiedzieć, bałam się tej rozmowy. Otworzyłam drzwi do domu, rozglądając się czy ktoś jest w salonie. Na szczęście nie było rodziców i młodej. Wyszłam na taras i zobaczyłam Lucka, który wraz z Topperem opalali się na leżakach tuż przy basenie.
-Luck. Zabije Cię. Krzyknęłam, pośpiesznie idąc w jego kierunku. Po drodze wzięłam wiaderko, który gdzieś się zawieruszyło i nalałam do niego wody z basenu.
-Woah, stary. Nie wiem co zrobiłeś, ale masz przejebane.  Odpowiedział, roześmiany Topper.  Gdy na rozgrzanym ciale Lucka, wylądowała lodowata woda.
-Jesteś nienormalna! Krzyknął ciemnowłosy, ciągnąc mnie za ramię w kierunku domu.
-Ja? Ja jestem nienormalna? Odparłam rozkładając ręce. No tak. Bo to przecież ja wynajmuje bandę gangsterów, którzy martretują niewinną osobę. No i w sumie to ja chodzę po rodzicach znajomych, mówiąc że ich dzieci to  ćpuny. Zapomniałam dodać, że mam znajomości w policji, które mogą pomóc w osądzeniu kogoś w morderstwie. Luck, usiadł na przeciw mnie na słomianym krześle, chowając głowę pomiędzy swoje dłonie.
-To nie tak. To dla twojego dobra. Rozumiesz? Odparł, przegryzając wargę.
-Jesteś chory Luck, co się z Tobą stało? Zapytałam siadając na przeciw niego.
-To nie ja jestem chory, tylko ten pojeb. Krzyknął, grożąc mi palcem.
-Powiem Ci to ja, bo nie wiem co zrobisz, jeśli dowiesz się od kogoś innego. Jestem z Rafem, czy ci się to podoba czy nie. Stanęłam na przeciw, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Jesteś tak samo pojebana jak on. Odparł, patrząc mi prosto w oczy.
-Jeśli jeszcze raz zrobisz coś jemu, albo w moim imieniu, bez mojej wiedzy. Powiem rodzicom i wszystkim twoim znajomym, jakim dupkiem jesteś. Powiedziałam stanowczym tonem.
-Wszystko w porządku? Zapytał Topper, wychylając się zza drzwi balkonowych. Słychać was na całym ogrodzie.
-Tak. Miło, że pytasz. Odparłam udając się nie schody, które prowadzą do mojego pokoju. Uważaj z kim się zadajesz, bo kiedyś możesz znaleźć się w piwnicy z gangsterami. Krzyknęłam, zamykając drzwi od pokoju.
        Odkręciłam wodę w łazience, zrzuciłam z siebie brudne ubranie i wskoczyłam pod gorący strumień wody. Zmyłam z siebie brud, który przykleił mi się do ciała. Wyłączyłam wodę i owinęłam ciało ręcznikiem. Rozczesałam włosy i delikatnie je wysuszyłam. Otworzyłam szafę szukając idealnego stroju na dzisiejsze przyjęcie, znalazłam błękitną sukienkę, którą zawiązuje się na szyi. Włożyłam do tego eleganckie sandałki i zrobiłam delikatny makijaż, który idealnie podkreślił moją opaleniznę. Zabrałam prezent, który wcześniej zakupiłam i udałam się w kierunku domu Camerona. Rafe czekał już na mnie przed bramą. Miał na sobie błękitną koszulę, która podbijała kolor jego niespotykanych tęczówek. Chwycił mnie za dłoń i prowadził w kierunku wraku, gdzie miało odbyć się przyjęcie urodzinowe. Nasza droga minęło w milczeniu, spowodowanym stresem przed spotkaniem z jego odwiecznymi wrogami. Zbliżając się do miejsca, było widać balony, które świadczyły o tym, że impreza jest właśnie tutaj. Stanęliśmy przed restauracją rodziców Kiary, która była starym wrakiem. Na dzisiejszą okazję była specjalnie zamknięta, żebyśmy mogli wspólnie spędzić tam czas.
-Będzie dobrze Cameron. Odparłam patrząc na wysokość jego oczu. 
-Oby. Odparł, rzucając delikatny uśmiech w moją stronę. Wiedziałam, że przyprowadzenie Rafe'a po wszystkim co mi uczynił, bez ich wiedzy, jest zapewnię karygodne. Jednak moja osoba, nigdy nie słynęła z dobrze podjętych decyzji.
    Chwyciłam go za dłoń i przeciągnęłam przez kotarę w żółwie, za którą była przystrojona sala właśnie z tym motywem. W jednej sekundzie poczułam wszystkie spojrzenia w moim kierunku.
-Hej wszystkim. Powiedziałam przy czym delikatnie pomachałam ręką.
-Cześć. Dodał Cameron, ściskając mocno moją dłoń.
-Chyba kurwa żartujesz Rosalie! Krzyknął Maybank podbiegając w moim kierunku, na co szybko stanęłam przed Rafem, by się do niego nie zbliżył.
Na moich plecach poczułam ciężki oddech niebieskookiego, który pewnie chciałby w jednej sekundzie rozszarpać Maybanka na kawałki.
Pope, Kiara, Sarah i John B stanęli w jednej lini za blondynem, karcąc mnie spojrzeniem.
-Nie żartuję. Odparłam stanowczo, opierając ręce na biodrach.
-Przecież on chciał Cię zabić. Krzyknął JJ, przy czym żyłka na jego czole, zaczęła pulsować.
-Zmieniłem się, ile razy mam to jeszcze udowadniać. Odparł Cameron, rozkładając ręce na znak rozczarowania.
-Gówno prawda. Tacy jak Ty nigdy się nie zmieniają. Powiedział Maybank, grożąc wskazującym palcem.
-Przepraszam, że wyszło to w Twoje urodziny Kie, ale muszę to powiedzieć. Kocham Rafe'a, a on kocha mnie. Chcę nam dać ostatnią szansę i proszę was o uszanowanie tej decyzji. Nie musicie się uwielbiać, wystarczy, że będziecie się tolerować. Na te słowa cała czwórka, oprócz Maybanka podeszła i mnie mocno przytuliła.
-Cameron, chodź wynieśmy piwa z lodówki. Krzyknął John B, na co chłopak uśmiechał się szczerze i udał w jego kierunku.
Dziewczyny usiadły przy stole, a Pope pilnował grilla, tylko JJ, siedział w rogu i nic się nie odzywał. Impreza trwała już jakieś trzy godziny i pomimo moich obaw, Cameron i moi przyjaciele naprawdę świetnie się dogadywali. Byłam szczęśliwa, że mogłam ich wszystkich razem zobaczyć.
-Możemy pogadać na zewnątrz? Zapytał stając przede mną Maybank, którego oczy były cholernie smutne. Wstałam z miejsca i wyszłam na pomost, który wychodził z restauracji.
-Dlaczego mi to robisz? Zapytał chwytając mnie za dłoń długowłosy.
-J ale co? Robię Ci krzywdę bo jestem szczęśliwa? Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, czując jak w środku moje serce krwawi.
-Na ostatniej imprezie się prawie pocałowaliśmy, a Ty jak gdyby nigdy nic przychodzisz tutaj z tym pieprzonym psycholem. Wysyczał pretensjonalnie przez ściśnięte zęby, puszczając moją dłoń.
-Kurwa Maybank! Prawie pocałowaliśmy, a nie pocałowaliśmy to jest zasadnicza różnica. Odparłam błądząc spojrzeniem po jego twarzy.
-Zasadnicza różnica jest w tym, że ja kocham Ciebie odkąd tylko cię poznałem, a Ty. Krzyknął, a w moje ciało przeszło zimno, przez słowa, które przed chwilą powiedział.
- A ja co? Zapytałam, przerywając jego wywód. A ja nie miałam o tym pojęcia! Może gdybyś kiedyś mi o tym powiedział, to byłoby inaczej! Teraz możesz mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie. Dodałam i czułam jak po moich polikach lecą łzy, a mój głos drży z emocji, które właśnie we mnie buzują. Kochałam kiedyś tego, głupiego, małego blondyna. Jednak, nigdy się nikomu do tego nie przyznałam. Było to na samym początku naszej znajomości, ale nie chciałam psuć naszej przyjaźni, bo myślałam, że jest to uczucie jednostronne.
-Oddaj mi to. Krzyknął, chwytając moją dłoń, zrywając bransoletkę, która ostatnio mi podarował.
-Nie, nie JJ, proszę nie rób tego. Mówiłam, zanosząc się płaczem.
-Już nic dla mnie nie znaczysz, durna snobko! Krzyknął, odchodząc w dal.

Ai ajuns la finalul capitolelor publicate.

⏰ Ultima actualizare: Mar 06 ⏰

Adaugă această povestire la Biblioteca ta pentru a primi notificări despre capitolele noi!

,,Lazurowe spojrzenie" Outer Banks - Rafe Cameron Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum