• kopciuszek

239 10 9
                                    

        Patrzyłam w lustro, gładząc dół białej satynowej  sukni. Była piękna, jej lejący materiał, w każdym ruchu wyglądał zniewalająco. Poprawiając  odrobinę włosy, mój wzrok skupiał się na niebieskiej kopercie, która leżała na toaletce. Kopercie, która ponownie zrobiła w mojej głowie mętlik.
-Można? Usłyszałam delikatnie pukanie do drzwi, gdy ujrzałam, wchodzącego powolnym krokiem tatę.
-Już tutaj wszedłeś, więc chyba tak. Odparłam, odwracając się w jego kierunku.
-Wyglądasz przepięknie córciu, mam coś dla Ciebie. Powiedział otwierając prostokątne pudełeczko.
-To będzie idealna okazja, byś je założyła. Dodał, zakładając na moją szyję, przepiękne białe perły.
-Czy to perły mamy ze ślubu? Zapytałam, delikatnie je dotykając opuszkami palców. 
-Tak. Wiem, że miałaś je dopiero założyć na swoim ślubie. Ale dzisiaj jest dla Ciebie zapewne trudny dzień, więc to idealna okazja. Jeśli będzie coś nie tak, masz od razu zgłosić się do mnie.
-Dziękuję tato, bardzo Cię kocham. Odparłam z delikatnym uśmiechem.
-Będę wspierać Cię w każdej decyzji, jeśli tylko będziesz czuć, że jest ona prawidłowa. Schodź na dół, bo wszyscy już czekają. Powiedział, przekraczając próg mojego pokoju.
Na przyjęciu byli sami wpływowi ludzie, była to impreza z góry stworzona przez grube ryby. Przyjęcie tym razem odbywało się w posiadłości rodziców Toppera. Było tutaj jak w bajce, okrągłe stoły, przykryte błękitnymi obrusami, masa kwiatów, które były wszędzie. Na środku był postawiony drewniany parkiet, gdzie na jego boku grał zespół. Usiedliśmy całą rodziną przy stole, na którym widniało nasze nazwisko, wsłuchując się w przemówienie organizatorów. Wzrokiem błądziłam po całej posiadłości w poszukiwaniu mojej ulubionej blondynki.
-Tutaj jestem słodka. Krzyknęła, stając przede mną, ubrana w piękną tiulową różową suknię Sarah.
-Wow już lepiej chyba się nie da wyglądać. Powiedziałam chwytając ją za rękę, udając się w kierunku ustronnej ławeczki.
-Szampana drogie Panie? Zapytał kelner, podchodząc z tacą. Blondynka nie pytając od razu, wzięła dwie lampki, wręczając mi jedną.
-Wyluzuj się wreszcie Rosalie, wątpię, że dzisiaj się tutaj pojawi. Odparła, patrząc w kierunku Johnego B, który wraz z Maybankiem pracował na barze.
-Sarah wiesz, że on już wybrał, nie patrz na niego w ten sposób, bo zaraz się poślinisz. Blondynka na te słowa szturchnęła mnie w ramię. Muzyka zaczynała grać już w tle, a pary powoli zbierały się na parkiecie.
-Czy mogę prosić do tańca? Zapytał Topper, podając rękę blondynce. Po chwili widziałam ich już tylko w oddali jak ruszają się w rytm muzyki. Zapatrzona w dal, poczułam tylko jak ktoś usiadł obok mnie. Bałam spojrzeć się w moje prawo i zobaczyć kto jest tuż obok mnie.
-Hej. Usłyszałam dobrze znajomy mi głos. Odwróciłam się w jego kierunku i delikatnie uśmiechnęłam.
-Hej. Spojrzałam w brązowe oczy, delikatnie błądząc po twarzy blondyna. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, kończąc tę niezręczną ciszę w mocnym uścisku.
-Przepraszam Rosalie. Czy kiedyś mi wybaczysz? Zapytał, chwytając mnie za dłoń.
-Chyba trochę za późno na przeprosiny Maybank. Odparłam, ściskając jego dłoń.
-Wiem, bałem się. Bałem bo nie wiedziałem co mam ci powiedzieć. Zrobiłem głupstwo, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Odprał bawiąc się moimi opuszkami palców.
-Zawsze byłeś głupi JJ. Powiedziałam śmiejąc się przy czym delikatnie szczypiąc go w policzek.
Z rozmowy z blondynem, wybił mnie czyjś wzrok. Czułam, że zaraz wypali mi dziurę w ciele. Spojrzałam na taras, gdzie ujrzałam jego, mój największy koszmar, a zarazem moje największe pragnienie. Wyglądał inaczej, jego włosy były obcięte na krótko, a jego sylwetka chyba nieco wyszczuplała. Miał na sobie ciemnozielony garnitur, który cóż mogę stwierdzić idealnie mu pasował. Nasze spojrzenia się natknęły, jednak on pozostał bez wyrazu na twarzy, bez jakiejkolwiek reakcji w moim kierunku. W pewnym momencie zza jego pleców wychyliła się średniowysoka, czarnowłosa dziewczyna. Dziewczyna objęła go w pasie podając mu szklankę, a on perfidnie dalej patrzył się w moją stronę. Poczułam okropne ukłucie w klatce piersiowej, którego myślałam, że nigdy nie poczuje.
-Rosalie, Ros!! Wybiły mnie z mojego zamyślenia krzyki Maybanka, który zaczął delikatnie szturchać mnie w ramię.
-Przepraszam zamyśliłam się. Delikatnie poruszyłam głową na znak ocknięcia się.
-To co przyjdziesz jutro do nas? Mamy nową akcję, może znowu będzie jak dawniej. Powiedział w tym czasie wstając z ekscytacji.
-Przemyśle to młody. Odparłam z uśmiechem na twarzy.
-Proszę przyjdź. Idę robić. Krzyknął, wskazując gest modlących się rąk. Podeszłam z powrotem do stolika naszej rodziny, jednak siedziało tam tylko moje rodzeństwo. Color siedziała wpatrzona w telefon, a Luck chyba pił już 6 kieliszek szampana, widząc po jego mimice.
-Nie gap się tak na niego. Odparł zerując kolejny kieliszek. Wstając od stołu, wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę parkietu. Muzyka rozbrzmiewała na całego, a my ruszaliśmy się w jej rytmie. Parkiet pękał w szwach, wszyscy świetnie się bawili, kątem oka widziałam, że on również. Tańczy razem z ciemnowłosą, ponownie poczułam okropne ukłucie w klatce piersiowej.
- A ty nie gap się na nią. Odparłam patrząc w kierunku Kiary. Wiedziałam już od pewnego czasu, że mój brat podkochuje się w mulatce. Jednak jego ego było zbyt wysokie, by przyznać się do tego, że podoba mu się prawie płotka.
-Lepiej się nic nie odzywaj, tylko tańcz. Odparł przez zaciśnięte zęby. Muzyka stała się wolna i romantyczna.
-Nie będę tańczyć z bratem obmacańca. Powiedziałam odchodząc w kierunku kelnera z tacą. Wypiłam od razu dwie lampki szampana, poczułam już lekkie uderzenie alkoholu w mojej głowie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz piłam, było to przed moim wypadkiem. Widziałam wśród par jego, cholernego Camerona, który tańczył w objęciach jakiejś lafiryndy. Widziałam, że patrzy w moim kierunku, ja też patrzyłam, nie mogłam zrozumieć jego czynów. Wzięłam butelkę szampana z tacy i udałam się w kierunku plaży, po drodze zdjęłam buty, były cholernie niewygodne i nie nadawały się do chodzenia po piasku.
        Robiło się ciemno, a ocean mienił się w świetle księżyca. Kochałam to miejsce, kochałam ten widok, bo przypominał mi o nim. Przypominał mi jego spojrzenie, którego nie dało się opisać słowami, gdybym miała powiedzieć o kolorze jego oczu, odparłabym by spojrzał na tutejszy ocean. On idealnie opisywał jego kolor, w każdym stopniu. Poczułam delikatne stukanie palcami po moich plecach. Wiedziałam kto to. Czułam, jego dotyk, aż moje ciało przeszły dreszcze. Wstałam szybkim ruchem z piachu, popychając mężczyznę.
-Dlaczego!? Cameron, dlaczego mi to wszystko robisz! Krzyknęłam w jego stronę, czując jak łzy spływają mi po polikach, uderzając go z całej siły dłońmi w klatkę piersiową.
-A ty dlaczego mi to robisz?! Krzyknął w moim kierunku.
-Dlaczego to właśnie w tobie musiałem się zakochać! Wykrzyczał, przy czym jego oczy nabrały łez, a żyłka na jego skroni zaczęła pulsować. Na te słowa, opadłam na piach bezsilnie. Chowając twarz w swoje dłonie. Blondyn usiadł obok mnie, podając mi buty, które gdzieś zostawiłam, gdy szłam w kierunku plaży.
-Zgubiłaś to Kopciuszku. Powiedział, podając mi je, przy czym delikatnie musnął moją dłoń.
-To tutaj wszystko się zaczęło i tutaj też to się skończy Rafe. Odparłam biorąc wielki wdech do płuc.
-Przeczytałaś list? Zapytał nerwowo przesiewając piasek przez palce.
-Tak i nie wiem po.. Na te słowa zasłonił mi usta dłonią
-Bo Cię kocham i zawsze będę Cię kochać. Czy będziemy razem czy nie to Ty zawsze będziesz dla mnie tą jedyną Rosie. Powiedział, głęboko patrząc mi w oczy.
-Rafe ja Ciebie.. Powiedziałam, aż przerwała mi nieznajoma ciemnowłosa.
-Wszędzie Cię szukałam. Krzyknęła, podbiegając w naszą stronę. Wyciągając rękę w kierunku Camerona
-Chodź, jedziemy do mnie mam wolną chatę. Odparła z wielkim uśmiechem na ustach. Blondyn wstał i patrząc na mnie z góry powiedział
-Dokończymy tę rozmowę Kopciuszku.
-Nie będzie już okazji Panie Cameron. Odpowiedziałam, przegryzając nerwowo policzek od środka. Widziałam jak odchodzi w dal, jak gdyby nigdy nic. Jakby przed chwilą wcale nie wyznał mi miłości. Postanowiłam, że od tego momentu nie znam takiego uczucia jak miłość do pieprzonego Rafe'a Camerona. To koniec.

 To koniec

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
,,Lazurowe spojrzenie" Outer Banks - Rafe Cameron Where stories live. Discover now