•Kochasz mnie Rosie?

193 6 8
                                    

Alkohol, który wypiłam ulotnił się w raz z wiadomościami, które przekazała mi Carmen. Byłam przerażona tym co mi powiedziała, a jeszcze bardziej jej stanem. Gdy ujrzałam ją całą roztrzęsioną, zrozumiałam do jakiego stanu Cameron mnie doprowadził. Całe szczęście było to już za mną, myślałam, że za nim również. W tamtym okresie byłam uzależniona, nie od narkotyków czy alkoholu. Byłam uzależniona od toksycznego człowieka, który miał na mnie zły wpływ. A takie uzależnienie jest gorsze, niż pieprzona koka. Wiedziałam, że się zmienił, wszyscy mówili, że nie jest już tą złą osobą, więc co musiało się stać, że znowu zaczął ćpać.
Pożegnałam się z wszystkimi, mówiąc, że źle się czuję i muszę już się położyć. Szłam powolnym krokiem w kierunku domu Cameronów, odpalając jednego papierosa za drugim. Nie wiedziałam czy go tam zastanę, nie wiedziałam co chcę zrobić, ale wiedziałam jedno. Wiedziałam, że dałam mu obietnicę, że w ataku nigdy go nie zostawię.
-Cholera. Pieprzona elektryczna brama. Odparłam do siebie, rzucając niedopałek papierosa na chodnik.
Zrobiłam duży wdech i wydech i wspięłam się na murowany płot. Rozejrzałam się wokół czy nikogo nie ma i skoczyłam na świeżo skoszoną trawę. Z daleka było słychać dźwięk motoru, który jechał z kierunku przeciwnej niż była impreza. On naprawdę pojechał po narkotyki. Szybko schowałam się w krzaki, które były tuż obok tarasu. Rzucił motor na kamienie, przechodząc tuż obok mnie. Wszedł do domu przez taras, zostawiając uchylone drzwi. Słyszałam tylko trzaskanie i jego rozmowę z samym sobą. Wyszedł z domu z butelką alkoholu od razu upijając łyk whisky. Usiadł na kanapie ogrodowej, rzucając na stolik strunowy woreczek z białym proszkiem. Widząc jak rozsypuje go na stół, wyszłam z mojej kryjówki. Stanęłam na przeciw niego i patrzyłam na to co chcę zrobić.
-Carmen spierdalaj. Myślałem, że zrozumiałaś głupia suko. Odparł, skupiając się na robieniu ścieżki z wcześniej rozsypanej koki. Schyliłam się na wysokość stołu, kucając i nic nie mówiąc.
-Kurwa Rosie. Krzyknął, odskakując na oparcie siedziska.
-Przyszłaś. Wiedziałem, że przyjdziesz. Powiedział, śmiejąc się na głos. Był w totalnym obłędzie, jego źrenice były tak wielkie, że zasłaniały jego lazurowe tęczówki.
-Na co czekasz? Zrób to co przed chwilą miałeś zrobić. Ja poczekam. Odparłam stanowczym tonem, siadając tuż obok jego. Blondyn szybko strzepnął ze stołu rozsypany proszek. Jego kostki na dłoniach były całe poranione, wyglądały jakby codziennie z kimś się bił.
-Pocałować Cię? Odparł, spoglądając w moim kierunku, popijając alkohol.
-Wciągnąć kreskę Rafe. Powiedziałam, odstawiając butelkę, którą trzymał w dłoni.
-Rafe, Rafe, Rafe. Zaczął powtarzać w kółko swoje imię. Tęskniłem za tym jak wypowiadasz moje imię, codziennie słuchałem Twoich głosówek by usłyszeć Twój głos. Wiesz? Powiedział chwytając moją dłonią, delikatnie jeżdżąc po niej opuszkami palców. Moje serce zabiło mocniej, zabiło mocniej pod wpływem słów, które wypowiedział. Dotyku, który zawsze na mnie tak działał.
-Dlaczego doprowadziłeś się dzisiaj do takiego stanu? Zapytałam nakierowując jego twarz w moją.
Z jego ust wydobył się delikatny śmiech.
-Dlaczego? Bo dzisiaj porozmawiałaś ze mną normalnie pierwszy raz od pół roku, nawet nie wiesz jak chciałem Cię wtedy przytulić, myślałem że moje serce wyskoczy. Odparł, wstając szybko z siedzenia.
Potem zobaczyłem, jak świetnie bawisz się z Maybankiem. Widziałem jak on na Ciebie patrzy, a Ty patrzyłaś się tak na niego jak kiedyś na mnie. Dodał, chodząc nerwowo w jedną i drugą stronę.
-Bzdura! Krzyknęłam stając na przeciwko niego.
Jedyną osobą, na którą patrzyłam w ten sposób byłeś Ty! Jedyną osobą, którą kochałam byłeś Ty! Ale Ty wolałeś już wszystko przekreślić i nawet tego nie wyjaśnić. Wyznałeś mi miłość i poszedłeś się pieprzyć z Carmen! Powiedziałam drżącym głosem, czując jak łzy lecą mi po polikach.
-Idziemy. Odparł chwytając mnie za rękę, udając się w kierunku wyjścia. Szliśmy szybkim krokiem, w kierunku plaży. Nie mogłam wydostać się z jego mocnego uchwytu, cały czas próbując, wiedząc, że jest to daremne.
Cameron usiadł na piasku tuż przy wodzie. Spojrzał na mnie z dołu i pokazał ręką żebym usiadła. Była chyba już druga w nocy. Niebo było gwieździste, a ocean cały czas spokojny. Chłopak patrzył w głąb oceanu, jakby ten miał mu dać jakąś wiadomość. Z daleka było słychać niosąca się muzykę z imprezy, która nieco mnie rozpraszała.
-Musiałem to zrobić. Odparł cichym głosem, patrząc dalej w dal.
-Rafe nic nie musiałeś robić, zrobiłeś to bo chciałeś. Stwierdzałam, przesiewając piasek przez palce.
-Rosie, kurwa musiałem. Rozumiesz to? Powiedział, patrząc w moim kierunku. Jego oczy błyszczały się od łez, które nabierały się na wypowiadane przez niego słowa.
-Musiałem się od Ciebie odciąć, bo Luck mi tak kazał. Inaczej nigdy już bym Cię nie zobaczył, a tak pomimo tego, że nie mogłem przy Tobie być, chociaż Cię wiedziałem. Odparł chowając głowę w swoje ręce.
-Ale jak to Luck? Co on ma z tym wspólnego? Pamiętam tylko ten dzień, gdy wróciłeś rozmawiał z kimś przez telefon o Tobie. Przecież on by nie skrzywdził nawet muchy. Powiedziałam, patrząc w stronę blondyna, którego ciężki oddech czułam, aż na sobie.
-Gdy tylko trafiłaś do szpitala, poszedł do mojego ojca. Powiedział mu, że okradłem własnego ojca i, że to ja jestem tym miejscowym dillerem. Pokazał mu fotki jak wychodziłem od Barrego i z imprez, na których faktycznie ćpałem.
-I przez to musiałeś uciąć ze mną kontakt? Przecież to nie ma ze mną nic wspólnego.  Odparłam ruszając głową na znak zdezorientowania.
-Wtedy gdy Cię zobaczyłem w restauracji z Sarah. Napadło mnie kilkoro mężczyzn, wywieźli mnie do jakiejś piwnicy, gdzie spędziłem noc. Wtedy przyszedł Luck i powiedział, że jeśli zobaczy, że kręcę się wokół Ciebie to albo wywiezie mnie gdzieś dalej lub zamiesza w jakieś morderstwo, bo przecież jestem zdolny do takich rzeczy. Powiedział, że ma znajomości z szeryfem więc to nie jest problem. Dlatego zacząłem spotykać się z Carmen, by nie wzbudzać w nim podejrzeń. Powiedział patrząc głęboko w moje oczy.
-Nie wiem co mam powiedzieć Rafe. Nie mogę w to uwierzyć. Odparłam drżącym głosem, czując jak jego dłoń gładzi moje plecy.
-Kochasz mnie Rosie? Zapytał patrząc na mnie zagubionym spojrzeniem.
-Rafe nie powinnam Cię kochać, byłeś dla mnie toksyczną osobą, która zniszczyła mnie od środka. Jednak skłamałabym, gdybym powiedziała, że Cię nie kocham. Odparłam, czując jak moje serce bije jak dzwon. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który rozświetlił jego oczy w jednej sekundzie. Położył delikatnie swoją dłoń na mojej twarzy, gładząc ją delikatnie.
-Wiem, jestem okropnym człowiekiem, ale naprawdę się zmieniłem. Zapytaj Sarah, zapytaj nawet mojego ojca. Nie jestem tym człowiekiem, który ranił osobę, która rozświetla każdy mój dzień. Która nadaje sens mojemu życiu, bez której nie istnieje. Rosie szaleje za Tobą odkąd Cię zobaczyłem, poznałaś mnie w najgorszym etapie mojego życia, a ja robiłem rzeczy, których nie da się wybaczyć. Daj mi ostatnią szansę, jeśli ją spierdolę, odetnę się raz na zawsze i już nigdy mnie nie zobaczysz. Jednak wiem, że tak nie będzie bo nie zniosę tego, że Cię skrzywdzę ponownie. Mówił, a ja gubiłam się w swoich myślach. Wiem, że jeśli mu wybaczę będę największą idiotka na świecie, ale wiem, że kocham go jak nikogo innego i kiedyś mogę sobie tego nie wybaczyć.
-Skończ pierdolić Cameron. Powiedziałam stanowczo, na co niebieskooki odsunął się od mnie z przerażeniem.
-Możesz mnie w końcu pocałować? Zapytałam przybliżając usta do jego. Poczułam jak krew w moich żyłach zaczyna pulsować, gdy jego usta dotknęły moich. Usiadłam na nim okarkiem, a jego dłonie krążyły po całym moim ciele, całował mnie namiętnie po szyji kierując się w kierunku ust.
-Poczekaj. Odparłam podnosząc się z niego, zrzucając błękitną sukienkę na piach oraz buty.
-Na co czekasz? Zapytałam kierując się w kierunku wody, wyciągając rękę w jego kierunku.
-Tak cholernie za Tobą tęskniłem. Odprał chwytając mnie za dłoń, wbiegając w letnią wodę oceanu.

,,Lazurowe spojrzenie" Outer Banks - Rafe Cameron Where stories live. Discover now