rozdział trzeci

239 17 1
                                    


Hermiona patrzyła w zimne oczy Dracona Malfoy nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje. Gdyby ktoś jej powiedział kilka lat temu, że będzie stała we własnym butiku na mugolskiej ulicy i ściskała dłoń Malfoya, od którego najwyraźniej zależał teraz jej los, zaśmiałaby mu się w twarz.
Z twarzy blondyna trudno było cokolwiek wyczytać. Jego usta co prawda były wygięte w lekko złośliwym uśmiechu, ale oczy płonęły niebezpiecznym blaskiem. Hermionie robiło się zimno na myśl co ten blask może oznaczać.
- To państwo się znają? - czuła się jakby głos pani Barnett dobiegał gdzieś zza tafli szkła.
- Mieliśmy przyjemność chodzić razem do szkoły, czyż nie panno Granger - drgnęła na jego słowa „panna Granger". Do tej pory była dla niego tylko „szlamą Granger". Nie podobało jej się szyderstwo w jego głosie. Przez sekundę przeszło jej przez myśl czy on wie co wydarzyło się między nią Harrym i Ronem. Ta myśl sprawiła, że przez kręgosłup przeszedł jej zimny dreszcz.
- Dokładnie - zdała sobie sprawę, że Malfoy nadal ściska jej dłoń, więc szybko ją cofnęła - Co Cię tu sprowadza?
- Interesy - wyjaśnił oględnie - Pani Barnett, mówiła pani, że lokatorzy z trzeciego piętra kończą pracę najwcześniej. Może podejdźmy do nich najpierw, jestem pewny, że panna Granger na nas zaczeka. Widziałem na drzwiach, że butik jest czynny do 18?
- Oczywiście - wydusiła z siebie Hermiona. A więc chciał ją torturować niewiedzą? Na co czekał? Mógł powiedzieć od razu, że ma pakować rzeczy, bo nie chce znienawidzonej szlamy Granger w swojej kamienicy.
Pani Barnett jednak przytaknęła mężczyźnie i po krótkim „do zobaczenia" opuścili sklep aby głównym wejściem do kamienicy wejść na wyższe pietra.
- Zna pani tego przystojniaka? - Alison pojawiła się obok niej razem z drugą pracownicą Ellen.
Hermiona przeniosła na nie szkliste oczy. Obie miały rumieńce na twarzy. Zrozumiała, że uroda blondyna musiała na nich zrobić piorunujące wrażenie.
- Niestety - szepnęła tylko obracając się na pięcie. Szybko udała się na piętro do swojego gabinetu nie zważając na zdumione spojrzenia dziewcząt.

Gdy tylko znalazła się w gabinecie, już drugi raz w ciągu tygodnia sięgnęła do karafki z bursztynowym płynem. Nie mogła się powstrzymać, ale też doskonale zdawała sobie sprawę, że alkohol nic tu nie pomoże. Tak samo jak nie pomoże obcisła sukienka, wysokie obcasy, jej uroda czy urok osobisty. Malfoy nienawidził jej od kiedy skończyli jedenaście lat. Jakby tego było mało to po wojnie zeznawała w procesie przeciwko niemu i jego rodzinie. Wiedziała, że jego ojciec trafił do Azkabanu, nie wiedziała natomiast jak skończył się proces jego oraz jego matki. Wtedy wyjechała już do Australii w poszukiwaniu rodziców, a po powrocie miała inne problemy niż interesowanie się tym.
Najwyraźniej mężczyzna nie trafił jednak do Azkabanu skoro teraz miał wystarczająco dużo pieniędzy żeby kupować kamienicę w Londynie, chodzić w szytych na miarę garniturach i jeździć samochodem za setki tysięcy funtów.
Zimne szpilki strachu wbijamy jej się w ciało, kiedy przypominała sobie jego lodowate spojrzenie, które wbijał w nią w czasie, gdy zeznawała na procesie. Wtedy jednak była spokojna. Obok niej był Harry i Ron. Wielka Trójka. Czuła się przy nich pewnie i bezpiecznie. Prychnęła ze złością. Ależ była wtedy naiwna. Jej nonszalancja z tamtych dni teraz wracała do niej rykoszetem. Odruchowo złapała się za rękę, gdzie Bellatrix Lestrange wycięła jej nożem słowo „szlama".
Z hukiem odstawiła pustą już szklankę po whisky. Strach w jej ciele powoli zmieniał się w gniew. Podsycony alkoholem krążył w jej żyłach wywołując niechciane wspomnienia. Dawno nie zdarzyło jej się wspominać czasów wojny, ale teraz wszystko wracało.
- Panno Granger? - niepewny głos Alison sprowadził ją na ziemię za co była jej bardzo wdzięczna - Czy wszystko w porządku?
- Niestety nie, Alison.
- Ten pan Malfoy wyglądał na bardzo uprzejmego, dlaczego się pani tak martwi?
Hermiona spojrzała na twarz dziewczyny na której malowało się niezrozumienie. Jak wytłumaczyć dziewiętnastolatce nienawiść jaką darzyła się z Malfoyem? Dziewczynie, która nigdy nie doświadczyła wojny ani nienawiści jaką czarodzieje pokroju Malfoyów darzyli osoby takie jak ona.
- Znałam Malfoya ze szkoły. Mówiąc kolokwialnie nienawidziliśmy się.
- Ale przecież to było lata temu, chyba już tego nie pamięta? Ja też kiedyś nienawidziłam kolegi ze szkoły, a gdy poszliśmy do collegu zaczęliśmy się spotykać - posłała jej pokrzepiający uśmiech.
Nie rozumiała. Nie winiła jej za to. Życie Alison było spokojne i proste. Nigdy nie doświadczyła tortur ani prześladowania.
Hermionie nie pozostawało nic innego jak posłać jej pokrzepiający, wymuszony uśmiech.
- Obawiam się, że stosunki między mną, a Malfoyem nie są taki proste. Przynieś mi proszę herbaty, a kiedy Malfoy i pani Barnett wrócą to zaproś ich tutaj. I wracajcie do pracy. Póki co butik funkcjonuje normalnie.
Alison skinęła głową pozostawiając Hermionę samą ze swoimi myślami.
Nie potrafiła się skupić na niczym. Próbowała odpisywać na maile, ale nawet to jej nie szło. Patrzyła na monitor nie widząc nawet liter. Minęło pól godziny, a potem kolejne. Siedziała jak na szpilkach podrywając głowę za każdym razem, gdy słyszała kroki na schodach.
W końcu po prawie trzech godzinach od przyjazdu nowego właściciela rozległo się pukanie.
- Panno Granger, pani Barnett i pan Malfoy przyszli - powiedziała Alison.
-  Oczywiście, zaproś ich - Hermiona wstała i wyszła zza biurka czując, że zbliża się nieuniknione - Proszę, siadajcie - powiedziała wskazując przybyszom na kanapę, a sama zajęła miejsce na fotelu na przeciw - Napijecie się czegoś?
- Jeśli mogę prosić to herbaty - powiedziała pani Barnett siadając z ulgą na obitej aksamitem kanapie.
- Ja dziękuję, proszę się nie kłopotać - uśmiech nie schodził z twarzy Malfoya, kiedy rozpiął guzik marynarki zanim usiadł.
- Alison, przynieś proszę herbatę dla mnie i Pani Barnett.
Dziewczyna skinęła głową i zniknęła w korytarzu.
- Panno Granger, pan Malfoy jest zachwycony kamienicą. Obiecał też odnowić czwarte piętro. Całe szczęście! Przez tyle lat stało zamknięte i niszczało! - powiedziała starsza pani patrząc na mężczyznę z zachwytem.
- Mówiłem pani, że od początku taki był mój plan. Potrzebuję miejsca na własne biuro.
- Czym się zajmujesz jeśli można spytać? - Hermiona czuła, że ma ściśnięte gardło, ale miała nadzieje, że otrzyma chociaż niewielką podpowiedź co działo się z blondynem po procesie.
- Trochę tym, trochę tamtym - odparł tajemniczo wywołując śmiech pani Barnett, która najwyraźniej uznała to za bardzo dobry żart.
- Jest pan niepoprawny, panie Malfoy!
- Proszę wybaczyć, pani Barnett, przypomniało mi się jak przekomarzałem się z panną Granger w czasach szkoły - jego oczy ponownie zalśniły niebezpiecznym blaskiem wbijając Hermione głębiej w fotel.
- Herbata, panno Granger - Alison pojawiła się w drzwiach ze srebrną tacą z zastawą porcelany i imbrykiem na podgrzewaczu. Rozłożyła wszystko na stole.
- Dziękuje, Alison.
Hermiona czuła, że nie przełknie ani jednego łyka płynu, ale filiżanka pozwalała jej na ukrycie drżenia rąk.
- Pozwolą panie, że przejdę do rzeczy - Malfoy sięgnął do teczki, której Hermiona nawet wcześniej nie zauważyła i wyciągnął z niej kilka kartek papieru.
- Co to? - Hermiona mocniej zacisnęła dłonie na filiżance czując jak nagrzana od gorącej herbaty cienka porcelana niemal parzy jej palce.
- Nowa umowa najmu lokali. Jak już wspominałem pani Barnett nie zamierzam wypowiadać Wam najmu ani zwiększać czynszu. Nowa umowa ma takie same warunki jak te które podpisywaliście z panią Barnett. Te same koszty, nieokreślony czas najmu. Przeczytaj proszę - tłumaczył spokojnie blondyn podając jej dokumenty.
Hermiona słuchała tego z szeroko otwartymi oczami. Szybko przeczytała kilkustronicową umowę. Rzeczywiście, wszystko wyglądało tak samo jak w tej, którą zawierała półtora roku wcześniej. Jedyne co się zmieniło to dane właściciela obiektu. Nie chciało jej się w to wierzyć. Popatrzyła na Malfoy jednak tym razem mężczyzna przybrał pokerowy wyraz twarzy i nawet na nią nie patrzył. Odwrócony w stronę oka wydawał się być pogrążony we własnych myślach. Musiał jednak poczuć, że Hermiona go obserwuje, bo odwrócił się z powrotem w jej stronę.
- Czy wszystko się zgadza, panno Granger?
Nadal zaszokowana Hermiona jedynie skinęła głową.
- Możemy podpisywać, czy chcesz to jeszcze skonsultować ze swoim prawnikiem? Od razu mówię też, że pani Morton podpisała taką samą umowę i nie miała żadnych zastrzeżeń.
Hermiona szybko oceniła ryzyko. W dokumentach nie było niczego podejrzanego, a bała się, że jeżeli podpisanie dokumentu odwlecze się w czasie to Malfoy zmieni zdanie.
- Podpiszę od razu.
- Wspaniale.
Blondyn sięgną do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął piękne, ciemnozielone pióro. Podpisał trzy egzemplarze umowy po czym przesuną je w jej kierunku. Hermiona podeszła do swojego biurka po swoje własne pióro. Dostała je od ciotki, gdy powiedziała, że zakłada własną firmę. Było białe ze złotą stalówką oraz ozdobną obwódką wyłożoną masą perłową przez co było dość ciężkie, ale i niezwykle eleganckie. Starając się wyglądać na pewną siebie podpisała dokumenty.
- Dobrze. Skoro wszystkie formalności są załatwione to na mnie już czas - zawyrokowała pani Barnett odkładając filiżankę na stolik - Panno Granger, było mi niezwykle miło panią poznać - uścisnęła Hermionie dłoń i uśmiechnęła się ciepło.
- Bardzo pani dziękuję za wszystko, pani Barnett. Mam nadzieje, że będzie pani się dobrze mieszkało w Ameryce.
- Och, też mam taką nadzieje! Panie Malfoy - wyciągnęła dłoń w jego kierunku, którą mężczyzna szarmancko ucałował - życzę panu dalszych sukcesów. Proszę dbać o moją kamienicę.
- Niech się pani nie martwi. Jest w dobrych rękach. Czy odwieźć panią do domu?
- Nie trzeba. Muszę jeszcze coś załatwić w Londynie, a wy na pewno chcecie sobie powspominać szkolne czasy. Proszę mnie nie odprowadzać, panno Granger, trafię do wyjścia.
Skinęła im głową po czym wyszła z gabinetu. Po chwili usłyszeli jej kroki na schodach. Obydwoje patrzyli na powoli zamykające się drzwi. Stało się coś czego tak się obawiała. Została sam na sam z Malfoyem. Powoli przeniosła wzrok na mężczyznę.
Ciepły uśmiech z jakim żegnał panią Barnett zniknął z jego twarzy. Jego oczy na powrót stały się zimne, wręcz lodowate, a twarz pozbawiona wyrazu. Rozpiął marynarkę i na powrót usiadł na kanapie nonszalancko opierając rękę na oparciu.
- Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś, Granger.
To by było na tyle jeśli chodzi o bycie miłym.
- Nie bardziej niż Ty mnie, Malfoy. Co wielkie arystokrata robi w towarzystwie szlam? - postanowiła pierwsza zaatakować.
- Oj Granger, Granger - zacmokał posyłając jej złośliwy uśmiech - Już dawno wyrosłem z dziecinady jaką jest przezywanie.
Hermiona prychnęła na jego słowa. Nie wierzyła w cudowną przemianę.
- Czego chcesz, Malfoy? Po co kupiłeś tę kamienicę i dlaczego podpisałeś ze mną tę umowę?
- Czego chcę? Chcę zarobić, Granger i nic Ci do tego z kim robię interesy. Powiedz mi lepiej jak to się stało, że nadal jesteś „Granger"? Kiedy ostatnio się widzieliśmy nosiłaś pierścionek zaręczynowy od Weasleya - posłał jej złośliwy uśmiech - To było chyba na moim procesie, kiedy zeznawałaś przeciwko mnie - zmrużył oczy niczym drapieżny kot szykujący się do skoku na ofiarę.
- To nie jest Twoja sprawa - zamknęła oczy starając się nie dopuścić do swojej świadomości wspomnień sprzed trzech lat.
- Czyli przyjmijmy, że nasze wzajemne życie nie powinno nas obchodzić.
Malfoy wstał zapinając górny guzik marynarki. Z kieszeni wyciągnął spięte złotym klipsem wizytówki. Jego postawa zmieniła się. Na powrót przypominał jej eleganckiego biznesmena, który pojawił się kilka godzin wcześniej w butiku.
- Od jutra zaczynam remont czwartego piętra. Mam nadzieje, że robotnicy nie będę przeszkadzać w funkcjonowaniu butiku. Gdyby były jakieś problemy z moimi pracownikami możesz do mnie zadzwonić - położył przed nią wizytówkę, jego ton był oficjalny i znów przybrał pokerowy wyraz twarzy - Póki co nie planuje żadnych zmian w funkcjonowaniu lokatorów. Życzę miłego wieczoru.
Wyciągnął rękę w jej kierunku, ale zaszokowana jego zachowaniem Hermiona nie mogła się zmusić do ruchu. Mężczyzna opuścił dłoń i ruszył w kierunku wyjścia. Gdy stał już w drzwiach zatrzymał się.
- To musi być dla Ciebie ciekawa odmiana, Granger. Teraz to Twoja przyszłość zależy ode mnie - powiedział nawet nie odwracając się w jej kierunku po czym wyszedł nie czekając na jej reakcję.
Hermiona przeniosła swój wzrok na zamykające się za mężczyzną drzwi nie mogąc uwierzyć we własnego pecha. Ukryła twarz w dłoniach i po raz pierwszy od dwóch lat z jej oczu popłynęły łzy. 

NASZE NIESPEŁNIONE SNY (zawieszone)Where stories live. Discover now