rozdział czwarty

230 16 1
                                    


Rachel wypadła niczym burza ze swojego biura, gdy tylko zobaczyła jak czarny bentley odjeżdża spod ich kamienicy. Starała się nie połamać nóg w wysokich szpilkach na stromych schodach, po czym nie zawracając sobie głowy czymś tak prozaicznym jak pukanie, wpadła do gabinetu panny Granger.
Przestraszona hukiem drzwi Hermiona poderwała gwałtownie głowę. Widziała jak przyjaciółka stanęła jak wryta, a z jej twarzy schodził uśmiech zastąpiony przerażeniem na widok łez brunetki.
- Co się stało?! - krzyknęła podbiegając do fotele i kucając przy płaczącej kobiecie. Znała ją już dwa lata. Widziała ją szczęśliwą, złą, smutną, wściekłą i w stanie prawdziwej furii, ale nigdy nie widziała płaczącej Hermiony Granger.
- Wszystko w porządku - wyszeptała Hermiona podnosząc się gwałtownie z fotela i podchodząc do biurka, gdzie miała schowane chusteczki i lusterko. Szybko zaczęła doprowadzać swój wygląd do porządku.
- Przestań gadać głupoty! Przecież widzę, że nie jest w porządku. Chyba zapomniałaś, że jestem prawnikiem. Wiem, kiedy ludzie mnie okłamują. Mów natychmiast co się stało? Pan Malfoy Cię wyrzucił? - może jej się wydawało, ale miała wrażenie, że kobieta wzdrygnęła się na jego nazwisko.
- Nie, podpisałam z nim umowę najmu, na takich samych warunkach co poprzednią.
- Więc o co chodzi?
Hermiona odwróciła się przodem do okna. Zastanawiała się ile może powiedzieć Rachel aby nie zdradzić się jako czarownica. Potrzebowała się wygadać, a prawniczka potrafiła doskonale słuchać. Tylko ona ze wszystkich jej nowych znajomych wiedziała o zerwanych zaręczynach z Ronem.
- Chodź, wyjdę dziś wcześniej z kancelarii i pójdziemy na drinka - zawyrokowała Rachel tym samym pomagając Hermionie z podjęciem decyzji - Spotkajmy się za dziesięć minut przed kamienicą.
Brunetka zdobyła się jedynie na skinięcie głowy. Rachel wyszła, a ona szybko poprawiła makijaż, chwyciła żakiet i torebkę. Już miała wychodzić, kiedy w oczy rzuciła jej się pozostawiona przez blondyna wizytówka. Z prychnięciem wrzuciła ją do torebki i zeszła do butiku wydać dyspozycje dla pracowników oraz poinformować ich, że póki co zostają przy Daisy Street 17.
Wyszła z kamienicy niemal w tym samym czasie co Rachel, która natychmiast złapała taksówkę i kazała je zawieźć pod jeden z ich ulubionych pubów.
Wnętrze pubu, do którego weszły było wyjątkowo przytulne. Knajpka znajdowała się na parterze kamienicy, na ścianach nie było tynku, a oryginalna cegła. Wzdłuż ścian stały długie kanapy obite ciemnozielonym aksamitem, do których dostawione były małe prostokątne stoliki i krzesła po drugiej stronie. Siedziska wysokich krzeseł stojących przy barze również obite były zielonym aksamitem. Dekoracyjne żarówki wisiały na długich kablach, a światło było przydymione. Nastrój dopełniał sączący się z głośników klasyczny brytyjski rock.
Mimo, że była dopiero dziewiętnasta większość miejsc przy stolikach była już zajęta. Usiadły przy barze. Rachel obdarzyła ich ulubionego barmana, Roberta, uśmiechem. Hermiona nie mogła się na to zdobyć, więc zamówiła tylko martini. Robert rzucił jej pytające spojrzenie, ale pod wpływem oczu Rachel postanowił zrezygnować z pytania co się stało.
- A teraz mów - powiedziała prawniczka, kiedy barman postawił przed nimi drinki. Hermiona westchnęła i upiła łyk słodkiego płynu.
- To nie było moje pierwsze spotkanie z Draconem Malfoy.
- Co Ty mówisz! - Rachel patrzyła na nią z osłupieniem. Nie miała pojęcia, gdzie jej Hermiona mogłaby spotkać tego przystojnego, jak podejrzewała, miliardera.
- Chodziłam z nim do szkoły. Mówiąc kolokwialnie nienawidziliśmy się.
- I tym się tak martwisz? Byliście dziećmi...
- Zeznawałam w procesie przeciwko niemu i jego rodzicom - powiedziała na wydechu wiedząc, że te słowa zrobią wrażenie na prawniczce. Nie pomyliła się. Jej twarz stężała, a w oczach pojawiło się zrozumienie.
- O co był oskarżony?
Zaplanowanie zamachu na Dumbledora, próba morderstwa Harrego Pottera, przynależność do Śmierciożerców, tortury, zamach stanu, zbrodnie wojenne... Nie mogła tego powiedzieć. Wiedziała, że skoro Malfoy nie siedzi w Azkabanie to udało mu się odeprzeć zarzuty. Kluczowe miały być zeznania Harrego i wspomnienia Severusa Snape. Zdawała sobie też sprawę, że Malfoy był zmuszony przez rodziców i Voldemorta do rzeczy, których wcale robić nie chciał, ale kiedy zeznawała blizny po torturach Bellatrix wciąż były świeże. W tamtej chwili chciała się na nim zemścić, na nich wszystkich, za siedem lat krzywd.
- Nie chcę o tym mówić - wykręciła się unikając wzroku prawniczki.
- Dlaczego nie siedzi w więzieniu?
- Nie wiem jak skończył się jego proces. Niedługo po moich zeznaniach musiałam wyjechać z Anglii, a potem nie interesowałam się już tą sprawą - wzruszyła ramionami plując sobie w brodę, że wtedy tego nie zrobiła. Może wtedy wiedziałaby dlaczego Malfoy robi interesy z mugolami. Co prawda mogłaby teraz iść do Wielkiej Biblioteki na ulicy Pokątnej i pogrzebać w archiwach, ale za bardzo bała się, że spotka tam osoby, których nie chciała oglądać już nigdy więcej.
- Myślisz, że może chcieć się na Tobie mścić? Możemy wystąpić o zakaz zbliżania, ale wtedy pewnie musiałabyś się wynieść z kamienicy - prawniczka zamyśliła się.
Hermiona upiła drinka uśmiechając się ponuro. Już widziała jak mugolski zakaz zbliżania obchodzi szacownego arystokratę magicznego świata. Jednocześnie przypomniała sobie jego słowa jakimi uraczył ją przed wyjściem „ Teraz to Twoja przyszłość zależy ode mnie". Ciarki ją przechodziły na samo wspomnienie jego lodowatego głosu.
- Dziękuję Ci, Rachel, ale obawiam się, że zakaz zbliżania niczego tu nie zdziała. Chcę zostać w naszej kamienicy nawet jeśli to oznaczałoby spotykanie się od czasu do czasu z Malfoyem.
- Przykro mi, że musisz to znosić. Przyszłam do Twojego gabinetu, bo dałam się nabrać na ten czarujący uśmiech - kobieta prychnęła - Myślałam, że mogłabyś się z nim umówić. Przepraszam, byłam głupia.
Hermiona pokręciła przecząco głową - Nie mogłaś przecież wiedzieć. Gdybym nie znała go wcześniej pewnie sama byłabym nim oczarowana. Nawet pani Barnett była - zachichotała przypominając sobie uśmiech starszej kobiety.
- Haha ja też byłam zaskoczona!
Przez następne kilkanaście minut rozmawiały o różnych pierdołach chcąc zapomnieć o stresie i panu Malfoy. Zamówiły porcje frytek, a potem kolejne drinki aż wieczór zmienił się w noc, a nowy właściciel kamienicy wydawał się równie istotny co zeszłoroczny śnieg.

NASZE NIESPEŁNIONE SNY (zawieszone)Where stories live. Discover now