rozdział dwunasty

180 17 2
                                    

W sobotnie południe Hermiona została obudzona przez wyjątkowo irytujący dzwonek telefonu. Nie otwierając oczu wymacała na nocnym stoliku aparat i odebrała.

- Halo? - rzuciła do słuchawki nieprzytomnym głosem.

- Hermiona? - głos Oliviera był niepewny.

- Olivier - kobieta usiadała na łóżku przecierając oczy.

- Obudziłem Cię?

- Tak - nie była pewna jak powinna z nim rozmawiać po kłótni z poprzedniego poranka. Nadal była zła za jego wybuch.

- Wybacz, nie sądziłem, że możesz jeszcze spać. Dochodzi pierwsza.

- Późno wczoraj wróciłam.

Nalała sobie dużą szklankę wody i spojrzała na zegarek. Olivier miał racje. Przespała całe przedpołudnie. Rzadko jej się to zdarzało.

- Byłaś z Rachel? - zapytał powoli.

- Tak, przecież napisałam Ci smsa.

- Chciałem się tylko upewnić. To co to za nowy klub?

- Pose. Wczoraj było otwarcie. Jest w centrum.

- Słyszałem o nim. Jak udało Wam się tam wejść? - w jego głosie było zdziwienie, ale i coś jeszcze. Podejrzliwość. Hermiona czuła się jak na przesłuchaniu. Nie zamierzała kłamać żeby mężczyzna poczuł się lepiej. Jeśli był jakoś irracjonalnie zazdrosny to był to jego problem.

- Właścicielem jest Malfoy. Zaprosił nas na otwarcie - usłyszała jak Olivier gwałtownie nabiera powietrze. Miała dość jego zachowania. Stwierdziła, że najwyższy czas wyjaśnić to sobie z nim raz na zawsze - Posłuchaj Olivier, nie wiem o co Ci wczoraj chodziło, ale zapewniam Cię, że między mną, a Malfoyem nic nie ma i nigdy nie będzie. Może i nie darzymy się taką nienawiścią jak w czasach szkolnych, ale nasze kontakty ograniczają się do uprzejmych wymian zdań, kiedy się spotykamy. Jest właścicielem kamienicy i nie zamierzam być wobec niego niemiła czy go unikać, bo może się to źle dla mnie skończyć. A wczoraj do klubu poszłam nie wiedząc, że należy do niego.

Po drugiej stronie słuchawki zapanowało milczenie. Hermiona nie zamierzała mówić nic więcej. Wszystko co powiedziała było prawdą. A przynajmniej taką miała nadzieje. Przed oczami stanęła jej twarz Malfoy, kiedy zakładał jej loki za ucho. Jego szare oczy bez śladu wrogości i złośliwości.

- Masz rację - Oliver westchnął - Zachowałem się wczoraj dziecinnie. Przepraszam.

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Nie potrafiła wyobrazić sobie sytuacji, w której Ron przeprosiłby ją za swoje głupie zachowanie.

- Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy. Powiedz, jak Ci się udał wieczór kawalerski?

- Kochanie, co się zdarzyło w Vegas zostaje w Vegas - zaśmiał się - A tak poważnie to było całkiem fajnie. Myśle, że Peter, to znaczy przyszły pan młody, był zadowolony. Byliśmy na walce bokserskiej i w kasynie.

- To fajnie.

- Pójdziemy na jakiś brunch?

- Może lepiej na obiad. Zanim się wyzbieram będzie trzecia - zaśmiała się Hermiona patrząc na wskazówki zegara, które właśnie wybiły godzinę pierwszą.

- Jasne. Chodźmy może do San Lorenzo. Wiesz, ta włoska knajpka.

- Dobrze. To spotkajmy się tam o wpół do czwartej.

- Do zobaczenia w takim razie!

Po rozmowie z Olivierem Hermiona poleżała jeszcze chwilę w łóżku dochodząc do siebie. Cieszyła się, że doszli do porozumienie. Nie miała ochoty się z nim kłócić. Podobnie jak nie miała ochoty myśleć o szarych oczach pewnego blondyna.

NASZE NIESPEŁNIONE SNY (zawieszone)Where stories live. Discover now