rozdział siódmy

201 13 1
                                    

W życiu młodej pani projektant zapanowała sielanka. Od trzech tygodni spotykała się z przystojnym dyrektorem i musiała przyznać sama przed sobą, że naprawdę cieszy ją to randkowanie. Miała to czego zawsze chciała, a czego nigdy nie dawał jej Ron. Olivier zapraszał ją do modnych knajpek i spokojnych kawiarni, przyjeżdżał po nią do pracy i zabierał na długie spacery, chodzili do kina czy na wspólne kolacje z Rachel i jej chłopakiem Markiem, który chociaż niewiele mówił to było widać, że jest bardzo zakochany w swojej prawniczce.
Czas płyną szybko, a słoneczny wrzesień zmienił się w chłodny październik i chociaż Hermiona coraz częściej musiała pamiętać rano o parasolce to słońce nadal przygrzewało i pozwalało cieszyć się złotą jesienią.
Hermiona przeciągnęła się na fotelu. Spojrzała na zegarek ze zdziwieniem odkrywając, że jest już grubo po godzinie czternastej. Od samego rana siedziała nad projektami do zimowej kolekcji élaborer. Należała jej się przerwa i filiżanka gorącej kawy.
Pomiędzy jej gabinetem, a szwalnią znajdował się mała kuchnia. Ekspres, czajnik, lodówka i oczywiście całe stosy kawy i różnych herbat były do dyspozycji jej pracowników. Jej krawcowe nie raz siadały wspólnie na przerwie przy dużym stole jedząc lunch i wymieniając się najnowszymi plotkami. Hermiona zdarzało się siadać z nimi. Czasem przychodzili też pracownicy kancelarii, Rick lub Ada i Tomek. Kobiecie przypominała się wtedy Wielka Sala w Hogwarcie i wspólne posiłki w towarzystwie przyjaciół z Gryffindoru. W tych krótkich chwilach czuła się równie beztrosko jak wtedy, gdy miała jedenaście lat.
Dziś nie zastała w kuchni nikogo. Zza drzwi do szwalni dochodził dźwięk pracujących maszyn do szycia, nie słychać było rozmów pracownic po czym wnioskowała, że są skupione na pracy. Często zdarzało jej się przybijać sobie mentalne piątki za dobór pracowników. Przez całe te dwa lata nie zdarzyło jej się mieć z nimi jakiegoś problemu.
Podeszła do ekspresu i włączyła go. Dla wygody miała ekspres na kapsułki z kawą. Wybrała indyjską, delikatną kawę, włożyła ją kolby i podstawiła kubek naciskając jednocześnie odpowiedni przycisk. Dolała do gotowego naparu trochę mleka i posypała całość cynamonem. Wdychając cudowny zapach usiadła przy stole sięgając po leżący na nim najnowszy numer Vouga.
Zaczytana w artykule o wschodzącej gwieździe mody haute couture, aż podskoczyła na krześle rozlewając na stole odrobinę kawy, kiedy usłyszała ciche pukanie.
- Nie chciałem Cię przestraszyć - gwałtownie odwróciła głowę słysząc dobrze jej znany zimny głos byłego ślizgona. Nie myliła się. Oparty o framugę stał Draco Malfoy z rękami skrzyżowanymi na piersiach i cynicznym uśmiechem na twarzy. Hermiona nie widziała go od kiedy dosiadł się do niej po feralnych sms'ach. Przez te trzy tygodnie jego epika remontowa pojawiała się na Daisy Street 17 każdego ranka i pracowała do późnego popołudnia, jednak przez ten czas na ulicy nikt nie widział czarnego Bentleya. Pozwalało je to niemal zapomnieć do kogo należy teraz kamienica.
- Nic się nie stało. Byłam skupiona na artykule - powiedziała rumieniąc się delikatnie.
Dlaczego zawsze w jego towarzystwie robiła z siebie idiotkę - zastanawiała się ze złością idąc do blatu po papierowy ręcznik. Pościerała rozlaną kawę czując śledzące ją szare oczy.
- Potrzebujesz czegoś? - czuła się wyjątkowo niekomfortowo, kiedy tak stał i się jej przyglądał. Musiała też przyznać, sama przed sobą, że Rachel i Alison miały rację. Z ulizanego, trupio bladego dzieciaka, jakiego pamiętała ze szkoły, Malfoy stał się niezwykle przystojnym mężczyzną. Blond włosy nonszalancko zaczesywał do tyłu, boki miał lekko podgolone, a na twarzy kilkudniowy zarost. Ostatnio widziała go w idealnie skrojonym garniturze, dziś postawił na wąskie, ciemnofioletowe spodnie od garnituru z cieniutkiej wełny i taką samą kamizelkę. Rękawy białej koszuli niedbale podwiną do łokci odsłaniając opaloną skórę przedramion i wyraźnie odznaczające się pod nią mięśnie i żyły. Pierwszy raz widziała go z odsłoniętymi rękami. Instynktownie spojrzała na jego prawą rękę. Spodziewała się ujrzeć tam mroczny znak, ale nie było tam jednego tatuażu. Z konsternacją stwierdziła, że mężczyzna ma zrobiony cały rękaw. Pośród licznych rysunków trudno było dojrzeć ten stworzony przez Voldemrta.
- Przyszedłem dać Ci aktualny regulamin korzystania z części wspólnych obiektu - jego głos wyrwał ją z otępienia. Podszedł do niej podając jej dokument w przezroczystej koszulce, udając że nie dostrzega jej zaszokowanego spojrzenia - Wszystko jest takie samo jak u pani Barnett, ale z moim podpisem.
- Okej - odebrała od niego dokument jednocześnie upijając łyk kawy żeby uniknąć jego przeszywającego na wskroś wzroku.
- Mógłby sobie zrobić kawę? - zapytał wskazując na stojący za jej plecami ekspres - Nie kupiłem jeszcze własnego do biura - wyjaśnił.
- Och, oczywiście. Emm... Pomóc Ci? - zapytała niepewnie. Nie posądzała Malfoya o znajomość obsługi mugolskich urządzeń elektrycznych.
- Nie ma potrzeby - z niedowierzaniem przyglądała się jak mężczyzna włącza ekspres, wkłada do niego wybraną wcześniej kapsułkę z espresso, podstawia jedną z maleńkich filiżanek stojących na półce i naciska odpowiedni przycisk.
- Chcesz cukru? - chyba powinna się już przestać dziwić. Z jakiegoś powodu Malfoy przebywał w świecie mugoli i doskonale się w nim odnajdywał.
- Dziękuje, wole gorzką - uniósł filiżankę i wypił łyk - Niezła. Może kupię taki sam ekspres? - zamyślił się.
- Korzystam od roku i jak na razie jestem zadowolona - Hermiona nie wierzyła w to co się dzieje. Czy naprawdę stała w kuchni i najspokojniej w świcie gawędziła z Draconem Malfoy o mugolskich ekspresach do kawy?
- Przynajmniej jest prosty w obsłudze i nie ma problemów z fusami.
- Jak się udała wczorajsza randka? - Rachel wmaszerowała do kuchni pewnym krokiem z oczami utkwionymi w telefonie. Podniosła głowę, a uśmiech zszedł jej z twarzy na widok tej dwójki stojącej przy kuchennym blacie - Ojej! Przepraszam!
Na twarzy panny Granger malowała się chęć mordu, Draco natomiast wydawał się być rozbawiony całą sytuacją.
- Właśnie Cię szukałam - Rachel postanowiła przerwać niezręczną ciszę jaką spowodowała. Do Hermiony dopiero po chwili dotarło, że prawniczka mówi do Malfoya. Najwyraźniej przegapiła moment kiedy przeszli na „Ty".
- I mnie znalazłaś - blondyn na powrót przywołał swój przyjazny uśmiech, który wywołał delikatny rumieniec na policzkach prawniczki. Hermiona wywróciła oczami na jej reakcję, ale wolała się nie odzywać - W czym mogę Ci pomóc?
- Mam te zestawienia, o które prosiłeś - wyciągnęła w jego kierunku grubą, szarą teczkę - Zapoznaj się z tym i podpisz. W przyszłym tygodniu wymienię się z Twoim amerykańskim adwokatem finalnymi wersjami umów.
- Świetnie. Przyniosę Ci to jutro.
Rachel stanęła obok nich i włączyła ekspres. Permanentnie korzystała z kuchni élaborer twierdząc, że kawa jest smaczniejsza i w przeciwieństwie do zapracowanych prawników krawcowe zawsze mają coś do jedzenia w lodówce.
- Jak idzie remont? - zagadnęła.
- Niestety wolniej niż bym sobie życzył - westchną Draco
- Dlaczego? - Hermiona dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to pytanie uciekło z jej ust. Malfoy obdarzył ją zagadkowym spojrzeniem, ale pospieszył z wyjaśnieniami.
- Okazało się, że podłoga jest do wymiany, belki sufitowe też, elektryka pamięta chyba czasy II Wojny Światowej, tak samo jak łazienka.
- Pani Barnett nie zaglądała tam chyba od czasu śmierci męża - wtrąciła Rachel - a to już ponad 20 lat.
- To wiele wyjaśnia - stwierdził kwaśno Malfoy - Całe szczęście, że mam Ricka. Ma świetne wyczucie jeśli chodzi o przedwojenne kamienice.
Hermiona niemal zakrztusiła się kawą słysząc jak Draco chwali projektanta z trzeciego pietra.
- O tak - przytaknęła Rachel - Rick jest świetny. Całe élaborer to jego działo!
- To prawda? - blondyn zwrócił się do Hermiony.
- Tak.
- W takim razie jest jeszcze lepszy niż przypuszczałem - w zadumie potarł zarost na brodzie. Jego rozmyślania przerwał dobiegający z gabinetu brunetki dzwonek jej telefonu.
- Przepraszam na chwilę - wychodząc z kuchni Hermiona usłyszała jak jej najlepsza przyjaciółka prowadzi ożywioną rozmowę z Malfoyem na temat remontu. Nie miała pojęcie od kiedy ta dwójka tak dobrze się dogaduje.
Przestała się jednak nad tym zastanawiać, gdy na ekranie telefonu zobaczyła zdjęcie Oliviera. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Cześć! - zaczęła wesoło.
- Cześć Kochanie! - nazywał ją tak od kilku dni co jednak bardziej ją irytowało niż cieszyło - Mam dla Ciebie złe wieści.
- Co się stało?
- Przyjechało szefostwo z centrali w Nowym Yorku na niespodziewaną kontrolę. Mamy tu istny Sajgon. Nie dam rady się dziś wyrwać na kolację z Rachel i Markiem.
Hermiona poczuła ukłucie żalu. Rachel bardzo cieszyła się na wyjście do nowej restauracji serwującej kuchnię japońską.
- Nic się nie stało. Zdarza się - co innego mogła powiedzieć? Przecież nie mogła się na niego złościć za to, że musiał zostać dłużej w pracy.
- Wynagrodzę Ci to w weekend, obiecuje! - jego ton był tak żarliwy, że przez chwilę aż się zrobiło jej go żal.
- Mam nadzieje - zaśmiała się żeby wiedział, że żartuje.
- Trzymaj się, do zobaczenia!
- Pa!

NASZE NIESPEŁNIONE SNY (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz