rozdział dziesiąty

190 13 1
                                    

Hermiona poprzez cały dzień nie potrafiła dojść do siebie po wydarzeniach z poranka. Jej myśli uciekały raz do kłótni z Olivierem i jego porywczej reakcji, a raz do Malfoya. Musiała tez przyznać sama przed sobą, że zdecydowanie częściej zdarzało się jej myśleć o tym drugim. Zachowanie blondyna było dla niej całkowicie niezrozumiałe. Najpierw musiała się jakoś pogodzić z faktem, że były ślizgon zadaje się z mugolami i dodatkowo z jakiegoś powodu zaaklimatyzował się w ich środowisku. Był dla niej miły i pomagał jej. Jej. Szlamie Granger. Znała go siedem lat i nigdy nie podejrzewałaby go o bycie dla niej miłym. Czyż ona, Harry i Ron nie rywalizowali z nim przez całe szkolne czasy? Jeśli o punkty do pucharu domów to w walce dobra ze złem. Teraz czuła się jak w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, gdzie to Malfoy jej pomaga, a Harry i Ron byli wrogami.

Gwałtownie wstała od biurka. Stwierdziła, że jeśli będzie o tym myślała jeszcze przez chociażby sekundę to zwariuje. Zdecydowanie przeszła przez pokój zgarniając z wieszaka płaszcz i parasol. Ulewa nie zelżała, ale miała dosyć siedzenia w gabinecie.

Zeszła po schodach do butiku wydała dyspozycję swoim pracownicom i szybko złapała taksówkę. Kazała się zawieźć do Harrods, gdzie oddała się zakupowej terapii. Kupiła brokatowe szpilki Jimmiego Choo, płaskie botki Givenchy, klasyczny szalik Burberry oraz kilka książek. Wyczerpana chodzeniem po sklepach zjadła sushi czytając jedną z nowych powieści. Czas płyną jej spokojnie i chociaż przez chwilę udało jej się nie myśleć o Olivierze i Malfoyu.

Nie chcąc kusić losu po lunchu nie wróciła na Daisy Street, a poszła jeszcze do drogerii po kilka kosmetyków i świeczek zapachowych. To popołudnie miała zamiar spędzić w towarzystwie książki, muzyki i różowego wina popijanego w wannie wypełnionej aromatyczną pianą.

Rozpakowując zakupy w mieszkaniu nawet cieszyła się, że nie musi nigdzie wychodzić. Od kiedy spotykała się z Olivierem nie miała już czasu dla siebie. Miała spore zaległości w literaturze. Powoli zaczynało jej to doskwierać. Już od jakiego czasu marzył jej się spokojny wieczór we własnym towarzystwie. Takie typowe domowe spa. Zastanawiała się nawet czy nie spakować walizki i nie pojechać do jakiegoś podlondyńskiego hotelu odpocząć, ale zbliżający się grudzień nie pozwalał jej na zrobienie sobie więcej wolnego. Praca nad świąteczną kolekcją pochłania zbyt dużo czasu i energii.

Z tymi myślami zanurzyła się w gorącej wodzie przy akompaniamencie muzyki Oh Wonder. Spędziła w wannie ponad godzinę ustawicznie dolewając ciepłej wody, a kiedy w końcu wyszła ubrała się w najwygodniejszą piżamę i usiadła na kanapie z kolejnym już kieliszkiem wina.

Właśnie miała wrócić do książki, którą czytała podczas lunchu, kiedy przez dźwięk jednej z jej ulubionych piosenek „Lose it" przebił się dzwonek jej telefonu. Podniosła urządzenie na wyświetlaczu którego pojawiło się zdjęcie roześmianej Rachel. Hermiona z westchnieniem odebrała przeczuwając już po co dzwoni przyjaciółka.

- Cześć Rachel!

- Hej! Co robisz?

- Piję wino i czytam książkę.

- Pewnie w dresie - w głośnie rozmówczyni dało się wyczuć rozbawienie.

- Nie, w piżamie - zaśmiała się panna Granger.

- A gdzie Olivier?

- Poszedł na jakiś wieczór kawalerski - mruknęła.

- I on się dobrze bawi, a Ty siedzisz w domu? O nie! Wyskakuj z tej piżamy! - Rachel była pełna entuzjazmu.

- Skąd pomysł, że źle się bawię?

- Bo jest piątek. W piątkowy wieczór nie można siedzieć samemu w domu. Będziesz tak robić, kiedy będziesz miała pięćdziesiąt lat - prychnęła.

NASZE NIESPEŁNIONE SNY (zawieszone)Where stories live. Discover now