Rozdział XI Bój się tego, co po zmroku przychodzi

55 3 0
                                    


          Parę dni temu opuściliśmy Lewis Morris Park i ruszyliśmy w kierunku st. Louis. Udało mi się rozszyfrować zagadkę, którą dał mi Bruce. Nie obyło się bez podpowiedzi ze strony Daisy, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Przekonałam się do Bruce'a, okazało się, że nie jest taki zły, na jakiego na początku pozował. Jednak moje zastrzeżenia, co do Bena jeszcze bardziej się pogłębiły. Jest bardzo niemiły i stara się na każdym kroku pokazać, że nic nie umiem. Rozumiem, że domek Aresa ma jakieś ciągoty do tego, ale proszę... Nie oszukujmy się byłam przekonana, że to syn Apolla będzie zachowywać się jakby połknął kij, a tu proszę, jaka zamiana. Zrównałam krok z córką Demeter, bo wywnioskowałam, że muszę w końcu wyjaśnić to, co się stało w obozie.

– Chciałam Cię zapytać, czy pamiętasz może tę noc kiedy wytworzyłam Sieć Snu? – Popatrzyłam na nią. Mało prawdopodobne, aby ktoś o tym nie pamiętał, skoro Bruce cały czas robi do tego aluzje. – Bo jeśli tak to bym miała pytanko do tego.

– Oczywiście, że pamiętam. – Odparła cicho dziewczyna. – Możesz pytać, jak będę umiała Ci pomóc to z chęcią. – Daisy przystanęła, abyśmy mogły porozmawiać. – Tylko, żeby nie było to za długie, bo się chłopaki wkurzą.

Zerknęłam na nich. Byli bardziej zajęci sobą niż nami, więc nic nie powinno się stać. Z tego, co kojarzyłam, to znajdujemy się już na terenie Pensylwanii i jak tylko możemy omijamy wszystkie miasta po kolei. Po co się zapytacie, ja nie wiem. Niby mają mapę, ale jakoś tak po omacku chodzą. Wróciłam do teraźniejszości, pytanie.

– Czy ty mnie widziałaś, bo jako jedyna nie patrzyłaś centralnie na mnie, tylko błądziłaś wzrokiem. Wiem, że usłyszałaś to, jak połamałam gałązkę. – Popatrzyłam na nią wyczekująco, chociaż odpowiedz i tak mi nie pomoże.

Dziewczyna zamyśliła się. Widać, że jednak nie chce zbytnio wracać do tego, co już było.

– Usłyszałam trzask, ale nikogo nie widziałam. – Zauważyłam, że jak to mówiła nie patrzyła na mnie. Miała bardzo zamyślony wyraz twarzy, jakby znów mnie nie widziała. – Trochę się zdziwiłam tym, że reszta Cię widziała, ale wolałam już tego nie komentować.

Daisy zaczerwieniła się i poszła przed siebie. Czy ona się zawstydziła tego, że zataiła tę informację? Przecież nic się nie stało, ta informacja nie zmieniła jakoś drastycznie mojego życia.

– E, panienka z okienka. – Usłyszałam głos Bruce'a. – Zaraz zapadnie zmrok, trzeba rozpalić ognisko i stanąć na warcie.

Nie sądziłam, że misja czy też wyprawa może dać tyle frajdy. Oczywiście z rodzicami zdarzały mi się wypady do lasu, ale jednak to coś innego. Tutaj jesteś sam, zdany na łaskę kompanów albo zginiesz marnie.

Poczułam zimny wiatr i dreszcze przeszły mi po plecach. Niezbyt mi się tu podoba. Zamiast znaleźć bezpieczne miejsce gdzieś w mieście, to my się wałęsamy po lasach, górach i opuszczonych jaskiniach. Miałam złe przeczucie, przez chwilę zdawało mi się, że ktoś na mnie patrzy. Udało mi się załapać na zmianę warty i miałam nadzieję, że niczego po drodze nie spartolę. Jednak to tylko cztery godziny lub aż tyle. W zależności jak się patrzy.

Obudziłam się rano i usłyszałam kobiecy głos. Natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam nieznajomą. Co ona tu robi? Kim ona jest? Popatrzyłam na chłopaków nie wyglądali na przejętych tym, że ktoś tu jest oprócz nas. Zerknęłam na Daisy, też nie wyglądała na jakoś zadowoloną. No to jesteśmy w tym dwie.

– Kim jesteś? – Skierowałam swój wzrok na dziewczynę. Ta się na mnie popatrzyła i uśmiechnęła. Nie było to jakoś mocno szczere.

– Jestem Sybaris, miło mi poznać. – Nie wiem czy miło, ale niech będzie. – Pewnie się zastanawiasz skąd się tu wzięłam. – Jaka chętna, aby się historią podzielić. – Zgubiłam się i udało mi się znaleźć wasze ognisko. Ben pozwolił mi tu zostać.

Dziecię BogówWhere stories live. Discover now