Rozdział XVI Co z oczu to z serca

31 0 1
                                    

          Poczułam szturchnięcie w ramię. Zamrugałam parę razy i wyniuchałam zapach naleśników. Zmarszczyłam brwi, jeśli tak się fajczy fabryka to nie wiem, co w niej trzymali. Obróciłam się na drugi bok i spadłam. Wylądowałam na podłodze i potarłam czoło. Dotknęłam podłoża i wyczułam miękki dywan. Zbyt szybko się podniosłam i wyrżnęłam w kant blatu. Usłyszałam śmiech. Co się do diaska dzieje?

– Jak tak dalej pójdzie, to wylądujesz w szpitalu. – Otworzyłam ze zdziwieniem oczy. Spojrzałam na mamę i się na nią rzuciłam. – Cieszysz się jakbyś mnie wieki nie widziała.

Jeśli to jest sen to chyba nie chcę, żeby się kończył. Bycie w ramionach mamy to najlepsza rzecz, jaka mi się dzisiaj, co ja gadam, od prawie pół roku wydarzyła.

– Zrobiłam naleśniki i zawiozę Cię do szkoły. – Podniosła mnie i otrzepała. – Możesz mieć lekkiego siniaka, trochę poboli i przestanie.

Rozejrzałam się po domu, nic się nie zmieniło od mojej wyprawy. A może to tylko był jakiś kiepski koszmar? Mama zachowywała się dosyć spokojnie jak na możliwość powrotu córki marnotrawnej po dłuższej nieobecności.

Weszłam do kuchni i spojrzałam na kalendarz. Jest czerwiec dwa tysiące dziewiątego roku. Wnet poczułam olbrzymi ból w skroniach. Złapałam się za nie, oparłam o ścianę i po niej zjechałam. Na szczęście mama była w tym czasie w łazience i nie widziała moich oznak słabości.

– A co tak siedzisz przy ścianie. Karę dostałaś? – Podniosłam głowę i ujrzałam tatę schodzącego z piętra. Zaprzeczyłam ruchem głowy i na tyle ile mogłam, wstałam płynnym ruchem.

Mama opuściła łazienkę i zaczęła się szykować do pracy. Muszę zorientować się, do jakiej szkoły chodzę i czy to co śniłam, jest prawdziwe. Wepchnęłam naleśniki do buzi i spojrzałam na prawy nadgarstek. Był czysty. Zerknęłam na rodziców i się uśmiechnęłam. Jest dobrze. Na szyi nie czuję naszyjnika Selene, więc to wszystko było tylko bujdą na resorach.

– Wiecie co, nie pamiętam. – Przestali rozmawiać i zwrócili się w moją stronę. – Chodzę do Gods, prawda?

Nie sądziłam, że zareagują takim śmiechem na moje pytanie. Zabrzmiało to tak jakbym palnęła największą głupotę w dziejach.

– Do Gods? – Tata starł łzę z policzka. – Skąd Ci to przyszło do głowy. To szkoła dla ignorantów i nieuków.

Popatrzyłam na nich nic nie rozumiejąc.

– Przecież bardzo cenicie tą szkołę. Za tradycje i całokształt. – Pokręciłam głową i dokończyłam śniadanie. Ci spojrzeli na mnie jakbym spadła z kosmosu.

Nie podoba mi się ta reakcja. Jest niepokojąca. Spojrzałam na szybę i zobaczyłam kogoś za sobą. Zanim się odwróciłam moja głowa opadła na talerz z naleśnikami.

Podniosłam się do pozycji siedzącej. Znajdowałam się w swoim pokoju, a w tle leciała muzyka. Skrzywiłam usta i dokładnie się rozejrzałam. Zbyt szybko opadłam na poduszki i poczułam ból z tyłu głowy. Obmacałam potylice i wyczułam siniaka. Zmarszczyłam brwi. Uderzyłam się jak spadłam z kanapy, a nie pamiętam jak się znalazłam w swoim pokoju. Może lunatykowałam, ale z tego, co kojarzę to miałam iść do szkoły. Usłyszałam pukanie do drzwi i zanim odpowiedziałam pojawiła się w nich mama.

– To co skarbie, zbieraj się. – Zobaczyłam jej rozpromienioną twarz. – Niedługo będziemy jechać do szkoły Gods. Na dole w kuchni masz swoje ulubione gofry.

Zamknęła drzwi, a ja próbowałam ogarnąć sytuację. Dodatkowo znowu dopadła mnie migrena. Wcześniej mówili, że szkoła jest dla ignorantów, co się tu wyprawia? Szybko wygramoliłam się z łóżka i odsłoniłam żaluzje. Przypatrywałam się swojemu odbiciu w szybie. Jak przez mgłę pamiętam, że coś jeszcze było, ale jak na złość nie mogłam sobie przypomnieć. Zerknęłam na kalendarz czerwiec tego samego roku, nawet data się zgadza. Coś jest mocno nie w porządku. Ubrałam się i jak gdyby nigdy nic zeszłam do kuchni. Gofry z borówkami amerykańskimi stały na stole. Co oni chcą mnie zabić? Przecież jestem na nie uczulona.

Dziecię BogówWhere stories live. Discover now