Rozdział XV Przekleństwo wróżbiarza

46 2 0
                                    

          Ściskałam w ramionach martwe ciało Bena. To nie miało się tak skończyć. Nie mogłam uwierzyć, że nie ma go już z nami. Hekate nas, raczej mnie, oszukała. Było trzeba zmusić ją, aby przysięgła na rzekę Styks. Popatrzyłam na Bruce'a, który podbiegł do Sky'a, aby wyleczyć rany, które otrzymał w walce z Habdabdą. Obejrzałam się po świątyni i mój wzrok zatrzymał się na posągu bogini. Jak ja jej w tym momencie nienawidzę, zniszczyła wszystko i zapewne złamała serce biednej Daisy. Zerknęłam na dziewczynę, myślałam, że będzie załamana tym, co się stało. Natomiast ona przyglądała się wszystkiemu z marsową miną, brak jakichkolwiek emocji. Nie zrozumiałam, dlaczego tak jest, przecież on jej się podobał, a może to tylko sposób na walkę z żalem? Starłam łzy z policzków i wytarłam nos w rękaw. Niezbyt to przystoi damie, ale co się na to poradzi. Poczułam jak ciężar w moich rękach się zmniejsza. Nie rozumiejąc, co się dzieje skierowałam swój wzrok na ciało Bena, które zaczęło się rozpadać na kawałki i znikać.

– Nie! – Krzyknęłam i starałam się złapać odlatujące skrawki przyjaciela. Bruce odwrócił się i spojrzał na nas. Jego mina świadczyła, że nie wie, co się dzieje. – Nie rozpadaj się. Proszę. – Załkałam, nic innego zrobić nie mogłam.

Kiedy syn Aresa zniknął na dobre z całej siły uderzyłam o posadzkę. To nie miało tak być. Wtem poczułam zimny i silny podmuch wiatru. Chciałam jeszcze raz łupnąć w podłogę, kiedy zobaczyłam, że nie ma na niej wcześniejszych wzorów tylko kamienie. Podniosłam zapłakane oczy do góry i ujrzałam jaskinię, w której kładliśmy się spać.

– Ale jak to? – Rozejrzałam się niezrozumiałym wzrokiem. – Wróciliśmy?

– Jak widać. – Usłyszałam niemrawy głos Sky'a. Bruce pomagał mu się podnieść. – Moje przeczucia się sprawdziły. A jeśli mnie moc nie myli to minęło parę miesięcy od czasu, kiedy tu zasnęliśmy.

Podniosłam się z klęczek i otrzepałam kolana z brudu. Znalazłam swojego kota jak wylegiwał się na moim plecaku. Podeszłam do wejścia groty i zobaczyłam lekki szron na roślinach. Kiedy oddychałam z moich ust wydobywała się para. Jak długo czasu tu straciliśmy?

– Najprawdopodobniej jesteśmy na przełomie lutego i marca. – Chłopak zmrużył oczy i stanął koło mnie. Podpierał się jedną ręką o ściany jaskini, a drugą trzymał za brzuch. Habdabda musiała nieźle go poturbować. – Kronosowi zależy, abyśmy doszli do Kamienia wtedy, kiedy on tego sobie zażyczy.

Nie byłam zadowolona z tego, że misja była uzależniona od humorków jakiegoś boga.

– To, co teraz robimy? – Dosłyszałam głos syna Apolla z tyłu. – Skoro mówisz już „my" to rozumiem, że się z nami wybierasz do St. Louise.

Sky nie odpowiedział tylko czegoś intensywnie wypatrywał. Przez moment zdawało mi się, że jego oczy lśnią. Coś takiego widziałam kiedyś u Apolla, kiedy próbował w moim towarzystwie stosować swoją magię. Chłopak zobaczył, że mu się przyglądam i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się do niego i próbowałam wyjść z tego z klasą. Jakoś tego nie widzę, ale może się uda.

– To, jaka jest twoja decyzja? – Kiedy to mówiłam, starałam się nie patrzeć w jego oczy. Zauważyłam, że ten dziwny błysk zniknął.

– Pojdę z wami, ale będziemy robić, co każę. – Po kolei zaczął patrzeć na nas. Najdłużej swój wzrok zatrzymał na córce Demeter, która w ogóle na to nie zareagowała. Dziwne.

Następnego dnia, po spaleniu rzeczy Bena, aby go upamiętnić, udaliśmy się w stronę miasta Dayton. Według wyliczeń Sky'a do celu został nam niecały tydzień o ile nic po drodze się nie pokiełbasi. Podczas wyprawy zwracałam, co jakiś czas, uwagę na Daisy. Zachowywała się jakoś dziwnie. Z nikim nie chciała rozmawiać, każdemu odpowiadała dosyć lakonicznie, a Soilen stronił od niej i dosyć mocno ją podrapał.

Dziecię BogówWhere stories live. Discover now