Rozdział XII Kiedyś zabiorę Cię do Podziemi

52 1 0
                                    

          Pierwsze co zrobiłam po przebudzeniu to zakrycie oczu przed rażącym światłem słonecznym. Wszystko mnie bolało i nie czułam lewej ręki. Jak przez mgłę zaczęłam sobie przypominać to, co się wczoraj wydarzyło. Nie wierzę, że prawie zginęłam ratując swoich kompanów. Perspektywa tego, że umarłabym na zawsze właśnie do mnie dotarła. Nie miałam już zaklęcia Wielkiej Reinkarnacji, więc bym pewnie była sądzona przez króla Midasa. Udało mi się zarejestrować, że leżę na czymś miękkim i w białym pokoju. Czyżbym wylądowała w szpitalu, ale jakoś kroplówek i wenflonów nie widzę. Starałam się podnieść do pozycji siedzącej, ale mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. Miałam sucho w gardle, a kubek znajdował się za daleko, abym mogła go wziąć. Usłyszałam, że drzwi się otworzyły i rozpoczął się tupot łap o podłogę. Poczułam jak Soilen wskoczył na łóżko i zaczął mnie lizać po ręce. Zaczęło mnie to łaskotać, jak widać chciał mi poprawić humor. Zerknęłam na niego i wszystko mi się nie zgadzało. Zamiast krótkiej czarnej sierści miałam przed sobą wspaniałego jasnego maine coona. Przetarłam oczy i przyjrzałam się zwierzakowi jeszcze raz. Kot popatrzył na mnie i zamiauczał.

– Ty żyjesz! – Usłyszałam i poczułam jak ktoś rzucił się na łóżko i mnie przytulił.

– Ała! – Natychmiast Daisy ode mnie odskoczyła. Poczułam ulgę jak przestała mnie obejmować. Popatrzyłam na nią i delikatnie się uśmiechnęłam, aby pokazać, ze wszytko już w porządku. Za nią w drzwiach pojawił się Ben i Bruce.

– Przepraszam nie chciałam. – Dziewczyna się skruszyła i zeszła z łóżka. Machnęłam zdrową ręką, że nic się przecież nie stało.

– Co się wczoraj wydarzyło? – Popatrzyłam na nich lekko nieprzytomnym wzrokiem. Każde z nie patrzyło na mnie w tej chwili. – Co się stało? – Zaczęłam się niepokoić i rozglądać po pokoju.

– Przespałaś dwa dni, a my w tym czasie rozglądaliśmy się po okolicy. – Ben podrapał się po nosie i poprawił włosy. DWA DNI! To są jakieś żarty!

– Ale, jak to ... – Zaczęłam kaszleć i popatrzyłam na kubek wody. Daisy obeszła łóżko i podała mi go.

Bruce podszedł bliżej mnie i usiadł na moim posłaniu. Widać, że bije się z myślami, ponieważ zacisnął mocno powieki i zaczął powoli oddychać. Z pomocą córki Demeter udało mi się usiąść. Obyło się bez jakiś nudności czy zawrotów głowy. Popatrzyłam na swoją lewą rękę i zobaczyłam, że jest zabandażowana i wycieka z niej jakiś zielony płyn. Jeszcze zakażenia mi tu brakuje!? Nie mam zamiaru mieć jakąś amputację kończyny.

– To jest maść. – Ben postanowił odpowiedzieć na moje nieme pytanie. – Nie mieliśmy jak podać Ci ambrozji, więc zastosowaliśmy maści, które zrobiła Daisy. – Chłopak popatrzył na dziewczynę i się do niej uśmiechnął. Córka Demeter zarumieniła się i spuściła oczy. Czyżby jakieś amory się w grupie szykowały?

– Skoro doszliśmy, że to nie ropa, to może ktoś łaskawie by mi powiedział, co się tu diaska dzieje!? – O w mordę, ale mój głos skrzeczy. Ja piórkuje. Złapałam się za skronie i zaczęłam je masować. Dodatkowo dostałam strasznej migreny. Jak widać ból i cierpienie wpisane jest w życie herosów, a ja nawet nim nie jestem. To trzeba mieć przewalone.

– Zaraz Ci wszystko opowiemy, tylko najpierw chcieliśmy Cię przeprosić. – Bruce popatrzył w moją stronę i wziął moją pokiereszowaną rękę w swoje. Poczułam jak ciepło rozprzestrzenia się po moim ciele, próbował mnie leczyć. – Zachowaliśmy się jak dupki, które były zaślepione nową zabawką. Gdyby nie ty, to marny byłby nasz los.

Ręka przestała mnie już tak boleć, ale dalej jej nie czułam,. Daisy w tym czasie wyszła z pokoju i przyniosła mi jakiś śmierdzący napar. Popatrzyłam na nią z rezygnacją i zaczęłam pić to świństwo.

Dziecię BogówWhere stories live. Discover now