3

490 18 0
                                    

Pov Hermiona
*********
Patrząc na poharatane ręce przyjaciela nie dowierzałam. Profesor Snape dosłownie kpił z Harrego. Nie dość, że nie ostrzegł go przed Śluzarkami to nawet nie dał rękawiczek do pracy. Totalnie nieprofesjonalne. Nie wierzę, że aż tak go nienawidził. Najchętniej poszłabym teraz do niego i mu wygarnęła.
- Hermiono? - odezwał się Ron.
- Mhmm...?
- Sprawdzisz mój esej na Zielarstwo? - popatrzył błagalnym wzrokiem.
- Ronaldzie! Wiesz jak już późno?
- Prooszę... jest na jutro...
- No dobrze, w porządku, gdzie on jest?
Poderwał się szybko i w mgnieniu oka wręczył mi pergamin.
- Dzięki Hermiono, jesteś najlepsza - powiedział uradowany.
- Miało być o właściwościach skrzeloziela - dopowiedział.
Esej Rona był delikatnie mówiąc kiepski, w poszczególnych wersach całkowicie odbiegał od tematu, a na dodatek napisał o pół rolki pergaminu za mało.
*********
        Mój przyjaciel naprawdę mógłby napisać coś sensownego gdyby tylko chciał i choć raz na jakiś czas zajrzał do biblioteki. Wiedza naprawdę nie boli.
*********
        Pewnie to co teraz zrobię nie spodoba się Ronaldowi, ale pisząc za niego wypracowania on nigdy w życiu niczego się nie nauczy.
Z mojej szafki nocnej przywołałam pióro i poprzekreślałam wszystkie błędy i niezgodności w tekście.
- Harry, mogę pożyczyć pelerynę niewidkę? - zapytałam.
- Co? Tak pewnie.
Podniósł się z fotela i udał się do dormitorium chłopaków.
Wrócił po minucie z peleryną w rękach i podał mi ją.
- Cokolwiek chcesz zrobić, uważaj na siebie - powiedział i uśmiechnął się słabo.
Też się uśmiechnęłam na znak zgody, a następnie nakryłam się peleryną i wyszłam z wieży.
*********
Idąc w głąb zamku patrzyłam ciągle na śpiące w ramach postacie i podziwiałam je.
*********
Byłam już prawie u celu kiedy usłyszałam kilka przyciszonych głosów, prowadzących burzliwą rozmowę. Chociaż byłam niewidzialna, wolałam trzymać się na dystans.
Jednak, po chwili namysłu zrobiłam jeszcze kilka kroków w stronę źródła hałasu.
- Trzeba chwilowo zamknąć szkołę! Nie widzicie zagrożenia?!
- Nie możemy tego zrobić, wywołamy tym niepotrzebne zamieszanie, Minerwo.
- Szkoła choruje! A miałam Cię za dobrego, dbającego o bezpieczeństwo uczniów dyrektora! - odezwał się kolejny głos.
- Pomono, nie dramatyzuj.
- A ty co sądzisz Severusie? - zapytał prawdopodobnie Profesor Dumbledore.
- Nie wierzę, że to mówię ale wyjątkowo zgadzam się z pozostałymi, zamknijmy szkołę i spędzajmy czas z dala od tej śmierdzącej, niedouczonej zarazy jaką są nasi „uczniowie"
- Dobrze rozu...
- A szczególnie zalecam to tobie Albusie, zrób sobie wakacje. Długo już nie pożyjesz, nie torturuj sam siebie.... - dodał z udawaną troską w głosie.
Szkoła choruje?? O co chodzi?? Zamkną Hogwart?? Nigdy nie słyszałam o chorobach budynków, a podobno jestem Panną
Wiem - to - wszystko - i - jeszcze - więcej!!
Aby pomóc Ronaldowi chciałam udać się do biblioteki, a teraz wychodzi na to, że mam ku temu już dwa powody. Chciałam dojść do biblioteki najkrótszą drogą, ale zdecydowałam że pójdę tam nieco inaczej. Cicho żeby nikt nie usłyszał ruszyłam się z miejsca w stronę dyskutujących między sobą nauczycieli.
Ze strachu przed nakryciem zaczęły mi się pocić dłonie, a oddech stał się cięższy i bardziej wyczuwalny. Przeszłam już tyle, że stanęłam twarzą w twarz z ciałem pedagogicznym.
Byli to: Pomona Sprout, Severus Snape, profesor Dumbledore i Minerwa McGonagall.
Wszyscy oprócz profesora Snape'a patrzyli po sobie z wymalowanym na twarzy „co więc robimy?"
Profesor Sprout przestępowała nerwowo nogi na nogę, dyrektor kręcił palcami swoją długą siwą brodę, nauczycielka transmutacji wyprostowała się jeszcze mocniej niż zwykle, a profesor Snape prychnął tylko pod nosem.
- Zamierzacie jeszcze coś dzisiaj ustalić i wreszcie sobie stąd pójść, czy może wolicie podziwiać naszą piękną szkolną lamperię? - zapytał tak samo jadowicie jak zazwyczaj.
- Cytrynowego dropsa chłopcze? - profesor uśmiechnął się dobrotliwie.
- Wsadź sobie te dropsy w d...
- Ja chętnie jeśli można Albusie - wtrąciła Pomona.
- Ależ oczywiście moja droga - mówiąc to skierował w jej stronę niewielkie pudełeczko pełne mugolskich słodyczy.
Widząc to „Naczelny Postrach Hogwartu" wywrócił oczami i ruszył się z miejsca, prawdopodobnie chce wrócić do swoich lochów. Kiedy mnie mijał wstrzymałam oddech. Zatrzymał się na przeciwko mnie i czujnie zlustrował ścianę za mną i jej otoczenie. Podejrzewał coś.
Po kilkunastu okropnie długich i męczących sekundach mogłam wreszcie wypuścić wstrzymywany przez dłuższy czas oddech.
W końcu profesor zrezygnował i oddalił się z miejsca spotkania. Pozostali westchnęli i stwierdzili, że też będą już wracać bo do niczego więcej dzisiaj nie dojdą. Uznałam to za znak, że ja też muszę się stąd zmyć i to w trybie natychmiastowym. Ruszyłam więc cicho w głąb nieskończenie długiego korytarza.
*********
Po ok. 7 minutach doszłam wreszcie pod stare, odrapane drzwi szkolnej biblioteki.
- Alohomora - szepnęłam.
Drzwi otworzyły się ukazując spowite ciemnością wielkie pomieszczenie.
Wchodząc obejrzałam się jeszcze za siebie.
Kiedy niczego ani nikogo szczególnego nie dostrzegłam, przymknęłam drzwi i weszłam w głąb pomieszczenia. Mało kto o tym wiedział ale od dziecka mam nieco wyostrzony wzrok, nie potrzebuję więc rozjaśniać biblioteki zaklęciem aby jako tako coś widzieć, a przynajmniej nie zabić się i nie potknąć o własne nogi.
Pierwszy dział do którego się udam dotyczy zielarstwa. Dobrze wiem po którą konkretnie książkę się udać, sama z niej korzystałam.
Mój plan jest prosty wezmę tą książkę i dam ją Ronowi.
Mogę nawet pozaznaczać najważniejsze i ważniejsze strony byleby tylko potem sam to przejrzał, a potem napisał super (super jak na niego, bo nie przesadzajmy) esej. Jakby jeszcze przynajmniej jedną rzecz z tego zapamiętał to chyba skakałabym z radości.
*********
Podeszłam pod właściwy regał i wyjęłam książkę w pięknej zielonej, delikatnie przypalanej w rogach, skórzanej oprawie. Otworzyłam ją na losowej stronie, przejechałam po niej palcami, a następnie przysunęłam bliżej twarzy wdychając jej zapach.
*********
Przez kilka jeszcze minut stałam w miejscu i czytałam tytuły opasłych ksiąg. W końcu jednak ogarnęłam się i zdałam sobie sprawę, że jest już późno więc muszę się pospieszyć. Wychodząc rzuciłam jeszcze okiem na regały.
Teraz muszę iść do...działu Ksiąg Zakazanych. Informacje na temat tej dziwnej „choroby" mogą być tylko tam, bo z tej biblioteki przeczytałam już chyba wszystkie możliwe pozycje, a na nic nawet podobnego się nie natknęłam.
Kiedy stałam już kilka metrów od magicznej kraty oddzielającej ten dział od innych, ziemia zatrzęsła się lekko. Dojrzałam też wtedy lekkie pęknięcie w podłodze. Ruszyłam jego śladem, który poprowadził mnie pod kratę. Idzie on pewnie jeszcze dalej, ale nie jestem w stanie tego dostrzec, jest tam jeszcze ciemniej niż w całej bibliotece razem wziętej.
Upewniając się, że na kratę nie zostały nałożone zaklęcia alarmujące o wtargnięciu, po omacku wyciągnęłam różdżkę aby otworzyć drzwi.
Okazało się, że nie są one zamknięte tylko przymknięte tak żeby nikt się nie zorientował. Pchnęłam więc je i ostrożnie weszłam do środka.
Było tak ciemno, że nie mogło obyć się bez zaklęcia. Rozświetliłam dział, a moje oczy same powędrowały w dół śledząc bieg pęknięcia podłogi.
Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że niecały metr ode mnie pęknięcie stało się szeroką na pół metra szczeliną na której w poprzek cała zakrwawiona leży...
****************************************
Bardzo dziękuję wszystkim za wyświetlenia i gwiazdki. Trzymajcie się!
Unknown🖤

Zostaniesz? - SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz