5

389 15 3
                                    

Pov Hermiona
Tylko nie tooo. Może i nie postąpiłam najlepiej, ale jednak nie było aż tak straszne żeby dostać dwa dni w towarzystwie najbardziej „oryginalnego" nauczyciela Hogwartu.
- Dobrze dyrektorze - odpowiedziałam, spuszczając głowę.
- Przepraszam - dodałam.
Skinął mi tylko głową, uśmiechnął pokrzepiająco, odwrócił się i wyszedł.
- Ponieważ jest już za późno, pierwszy Pani szlaban odbędzie się jutro o 18.00 - powiedział wyraźnie niezadowolony profesor Snape.
- Oczywiście sir.
- Idź już - powiedział ostro.
- Dobranoc profesorze - powiedziałam i wyszłam.
*********
Pov Severus Snape
- Dobranoc profesorze - powiedziała i wyszła.
- Dobranoc Herm...Panno Granger - odpowiedziałem, teraz już sam do siebie.
Co się ze mną dzieje? Jak ja mogłem nawet spróbować powiedzieć do niej inaczej niż zazwyczaj?
Jutro czeka mnie też coś w stylu przepraszania za to co zrobiłem jej te długie kilkanaście minut temu. Poniosło mnie prawda, ale nie mogą mnie za to winić! Sam siebie nie wysyłam do tego chorego na umyśle szaleńca! Czarny Pan jest zły, wyjątkowo zły. Najwierniejsi słudzy okazują się zdrajcami. Niedługo przyjdzie czas i na mnie, już tracę w jego oczach nie przynosząc potrzebnych, wartościowych informacji.
Wracając, przed incydentem w bibliotece byłem u Czarnego Pana, potraktował mnie wieloma okrutnymi klątwami, a ja nie zdążyłem się jeszcze wtedy całkowicie pozbierać.
Najdziwniejsze, widząc przestraszone, pełne smutku i wyrzutów oczy dziewczyny poczułem się potworem, którym chyba nie chciałem być. Dla niej, tylko i wyłącznie dla niej, czułem to.
Wkurzyłem się za dopuszczenie do siebie jakichkolwiek uczuć.
Nie możesz Severusie, nie możesz czuć do cholery - powtarzałem sobie bez przerwy, tak stanowczym głosem przeznaczonym tylko dla obślizgłego, niezdary Longbottom'a.
    Po powrocie do swoich komnat zrezygnowany, zmęczony + oczywiście wkurzony na tą bandę przygłupów za wszystkie grzechy świata, opadłem na łóżko.
Na całe szczęście nałożyłem na komnaty zaklęcie wyciszające, bo wnet poderwałem się z łóżka, i bezgłośnie zacząłem demolować mieszkanie. Tu zbite szklanki, tam rozwalony regał. Kiedy patrzę na to rozbite szkło myślę czy może by go nie użyć. Było by lepiej i dla mnie i dla innych. Nie jestem tu potrzebny, a nie jednak jestem, aby mnie torturować, i poświęcać mnie w imię dobra.
Szybkim zaklęciem sprzątnąłem bałagan i poszedłem pod prysznic.
Po skończonym prysznicu położyłem się na łóżku, przykrywając się miękką czarną, satynową kołdrą, uprzednio gasząc wszystkie świece.
Zapadłem w sen.
Płytki.
I.
Pełen.
Koszmarów.
Sen.
*********
Obudziłem się o 4.27 rano, cały spocony z dziwnym drganiem ręki posiadającej mroczny znak.
Już nie zasnę - pomyślałem zmęczony.
Ubrałem się więc, wypiłem kawę i zatopiłem w jakimś tanim, mugolskim kryminale.
*********
Pov Hermiona
Wyszłam z biblioteki i wróciłam do wieży Gryffindor'u.
Moi przyjaciele już spali.
Nie chciałam okazać się złą przyjaciółką, usiadłam więc wygodnie na fotelu w pokoju wspólnym i zabrałam się za pisanie eseju dla Rona.
Skończyłam pół godziny później. Padałam już ze zmęczenia. Idąc do dormitorium, gdybym nie przytrzymywała się ściany, potknęłabym się już przy pierwszym kroku.
Doczłapałam w końcu na górę, zdjęłam tylko buty i rzuciłam się na łóżko.
Zapadłam w sen.
Głęboki.
I.
Pełen.
Marzeń.
Sen.
*********
Budzik zadzwonił idealnie o 7.00.
Wyspałam się jak nigdy, chociaż późno poszłam spać.
Słońce przyjemnie grzało moją skórę. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Miałam kilka opcji, na górę albo bluza, albo T-shirt (w lecie top), a na dół ładne obcisłe jeansy albo sięgająca lekko powyżej kolan spódnica.
Po kilku minutach namysłu założyłam T-shirt i spódnicę.
Kiedy już się ubrałam, korzystając z okazji, że moje współlokatorki jeszcze się nie obudziły weszłam szybko do łazienki i zaczęłam poranną toaletę. Najpierw umyłam zęby, następnie specjalną, czarną pianką umyłam twarz.
Jeśli nie było żadnej okazji, nie malowałam się prawie wcale. Teraz przypudrowałam się tylko, pomalowałam sobie rzęsy i podkręciłam je zalotką, a usta przejechałam bezbarwną pomadką.
Zadowolona wyszłam z łazienki i pomyślałam, że nic nie będzie w stanie zepsuć mi dzisiejszego dnia.
Pościeliłam łóżko i wytrzepałam porządnie wszystkie poduszki.
Z mojej mini komody wyciągnęłam wszystkie potrzebne mi na dziś książki, oraz dwa pióra, z czego jedno było zapasowe. Spakowałam wszystko do torby i zeszłam na dół do pokoju wspólnego.
- Krzywołap!! - od dawna nie widziałam tego uroczego kociska.
Leżał on sobie spokojnie, rozciągnięty chyba najbardziej jak tylko się da, na mięciutkiej bordowej kanapie.
Kiedy usłyszał jak go wołam, wybudził się ze snu i miauknął mi na przywitanie. Przysiadłam koło niego, drapiąc go delikatnie za uchem.
Widocznie mu się podobało, bo zaczął mruczeć cichutko i wyciągnął się jeeeszcze bardziej, przy czym ziewnął równie potężnie.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Po ok. 20 minutach wszyscy zaczęli się schodzić.
- Hej Hermiona - zawołał Ron, ziewając prawie identycznie co mój kot.
- Dzień dobry, jak się spało? - zapytałam.
- Po co pytasz skoro i tak wiesz, że źle?
- Oj tam, nie przesadzaj. Coś czuję, że dzisiejszy dzień będzie udany jak żaden inny.
- Ja czuję dokładnie na odwrót. Hej Miona - przywitał się Harry.
- Coś się stało?
- Nie, nie, nic poważnego.
Podszedł do mnie i szepnął:
- Tylko blizna boli, i to bardzo. Pół nocy nie spałem. On jest zły, tak porządnie.
- Chodź, zjemy coś i dzień od razu będzie lepszy - powiedziałam, obejmując chłopaka ramieniem.
- Dla Rona napewno - zaraz po tym, jak to powiedział oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Zdecydowanie - potwierdziłam.
- Ronald idziemy! - krzyknęłam do niego.
*********
Pov Severus
Tak samo jak dzień w dzień, siedziałem rano na śniadaniu w Wielkiej Sali jedząc, obserwując, a głównie próbując zatkać uszy na coraz to nowe wróżby psychicznej, wkurzającej, bezmózgiej, zatopionej w kadzidełkach wariatki siedzącej obok mnie.
„Och, Severusie *udawany płacz* nic dobrego Cię już nie spotka. Miałam wizję, oj przykro mi przykro..."
Albo to samo, tylko że wywróżone z fusów po herbacie.
Już bym wolał przyznać Gryffindor'owi całe 2 punkty niż siedzieć z tą kobietą do emerytury. Zbliżająca się wojna i moja pewna śmierć też już jest lepsza.
Moją drugą sąsiadką przy stole jest, już bardziej do zniesienia Rolanda Hooch. Ona w odróżnieniu od tamtej, nie wróży tylko cały czas nawija o Quidditch'u, kto wygra, kto przegra, kogo sławnego poznała, dlaczegóż to sama już nie gra. Jak poznała swojego męża (jest zawodnikiem Quidditch'a, chyba tylko dlatego go wzięła), jak to wiele razy w ostatniej sekundzie to ona zdobywała ten cholerny znicz i tak dalej, i dalej, i dalej, i końca nie widać.
Zmieniam zdanie obie są tak samo irytujące.
     Sięgając po sałatkę odwróciłem głowę, a moje spojrzenie napotkało drugie, brązowe, przepełnione radością z życia. Bleee.
Od razu jednak gdy mnie zobaczyła odwróciła wzrok.
*********
Pov Hermiona
Moje spojrzenie napotkało, to profesora, ale szybko odwróciłam wzrok.
Nie boję się go już, teraz tylko nie chcę sobie już na śniadaniu psuć humoru.
Udając, że słucham przytaknęłam na słowa Harrego i nałożyłam sobie dokładkę jajecznicy.
Pierwsza dzisiaj lekcja tj. Zielarstwo poszła jak po maśle, ostatnie 20 minut lekcji Ron dziękował mi niemalże na kolanach - z eseju, który za niego napisałam dostał Wybitny.
       Jako drugą lekcję mieliśmy, a przynajmniej ja miałam starożytne runy, chłopaki natomiast mieli wróżbiarstwo. Do tej pory śmieję się, z tego jak spektakularne wyjście zrobiłam z naszej pierwszej lekcji wróżbiarstwa i cieszę się, że to zrobiłam.
     Serio nie wiem jak można mieć zły nastrój w taki cudowny dzień. Ojej chyba zapomniałam wspomnieć, dzisiaj piątek. Może to dlatego jest tak świetnie?
Jak zawsze w ostatni dzień tygodnia, lekcji jest tylko kilka, a potem wolnee. Dlatego też właśnie udaję się na ostatnie dzisiaj zajęcia.
- Witajcie - odezwał się profesor.
- Dzieeeeń dooobryyy- odpowiedziałam razem z innymi.
- Tak więc, dzisiaj na lekcji zajmiemy się...
W tym momencie mój mózg się wyłączył, chociaż nie wydaje mi się żeby profesor Binns zbytnio się tym przejmował.
Kiedy wreszcie męczące 1,5 godziny minęło, przyszedł czas na weekend!!
Kurde no nie, jeszcze szlaban!!! Dlaczego ja? Dlaczego w piątek?!
        Z nieco przygaszonym już uśmiechem wróciłam do dormitorium.
Zamyśliłam się zupełnie, aż nagle mnie olśniło.
Muszę iść odwiedzić Lunę w skrzydle szpitalnym.
Zadowolona ze swojego pomysłu, zeskoczyłam radośnie z łóżka, poprawiłam szybko narzutę i wybiegłam z wieży w podskokach.
Po kilku minutach truchtu dotarłam na miejsce. Odczekałam chwilę aby uspokoić oddech i weszłam do sali.
Pielęgniarka dostrzegła mnie z drugiego końca pomieszczenia i nieco zmartwiona podeszła do mnie.
- O panna Granger - powiedziała.
- Tak, dzień dobry. Mam pytanie, jeśli można.
- Można, o co chodzi?
- Chciałam się dowiedzieć jak czuje się Luna Lovegood. Ona została tu wczoraj przyniesiona, taka blondynka.
Pielęgniarka spojrzała po mnie, westchnęła, a następnie machnęła ręką abym poszła za nią.
Poprowadziła mnie do ukrytego, tuż przy jej biurku, za specjalnym parawanem, łóżka na którym leżała dziewczyna.
- Powiedziano mi, że ty ją znalazłaś, więc powiem Ci co nieco o jej stanie.
- Słucham.
- Straciła dużo krwi, ale na ten moment jej stan jest stabilny.
- Wyjdzie z tego? - zapytałam zaniepokojona.
- Nic nie obiecuję, ale robię co w mojej mocy żeby tak było.
- Rozumiem. Mogę przy niej posiedzieć?
- Tak, oczywiście - odpowiedziała i odeszła zająć się innymi pacjentami.
Wyczarowałam sobie krzesło i przysiadłam się do poszkodowanej.
Co Ci się stało? - myślałam.
Otworzyłam oczy i zauważyłam, że ktoś mnie szturcha. Chyba mi się przysnęło.
- Grangerrrrr
To jedno słowo wystarczyło abym całkowicie otrzeźwiała. 18.00 - szlaban, profesor Snape, zaspałam, mam kłopoty!
Pov Severus
      Jest już 17.58, a Granger jeszcze nie ma.
To do niej całkowicie nie podobne. Zawsze była przed czasem. A niech spróbuje nie przyjść! Pokażę jej wtedy co oznacza mój gniew, a ten ich marny dom lwa straci tę resztkę punktów, które pozostały mu po wybuchu kociołka Longbottom'a. Nie podaruję tego.
      20 po 18, czas najwyższy iść znaleźć tą dziewuchę i ukarać ją należycie.
W sumie to nie wiem dlaczego nagle tak się na nią uwziąłem, dlaczego tak zacząłem na nią zwracać uwagę, chociaż nie, mam to w głębokim poważaniu.
Wyszedłem z komnat tak rozwścieczony, że każdy napotkany przeze mnie uczeń wiał byle dalej ode mnie, niektórzy nawet z płaczem.
Nie powiem sprawiło mi to pewnego rodzaju satysfakcję.
Po drodze sam nie wiem dokąd spotkałem Weasley'a.
- Gdzie jest panna Granger? - wysyczałem.
- Ee - ee - eee coś, coś tam mówiła o skrzydle szpit...
Nie dokończył nawet, a ja byłem już prawie u celu.
Tylko i wyłącznie z poszanowania bólu innych, nie trzasnąłem drzwiami. Zamaszystym krokiem przeszedłem całe pomieszczenie, przelatując wzrokiem wszystkie mijane po drodze łóżka. Znalazłem ją śpiącą jakby nigdy nic przy Lovegood. Zanim ją obudziłem dostrzegłem na jej śpiącej, niewinnej twarzy kilka samotnych, ledwie widocznych piegów.
Nie wiem co mnie napadło, ale upewniwszy się, że nie ma Poppy w pobliżu, lekko pocałowałem Hermionę w czoło. To było cudowne uczucie, kiedy na swoich zimnych, suchych ustach poczułem, jej ciepłą, delikatną skórę.
Poczułem, że muszę to zrobić, zacząłem więc szturchać „śpiącą królewnę".
******************************************
Miało wydarzyć się w tym rozdziale o wiele więcej, jednak postanowiłam rozłożyć to na kilka następnych

Dziękuję za wyświetlenia i gwiazdki ⭐️

Mam nadzieję, że rozdział się podobał 😁

Miłego ranka/popołudnia/wieczoru🖤

Zostaniesz? - SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz