4

392 19 0
                                    

Pov Hermiona
~Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że niecały metr ode mnie pęknięcie stało się szeroką na pół metra szczeliną na której w poprzek cała zakrwawiona leży...~ Luna Lovegood!!!! Zaklęciem odesłałam moją książkę na miejsce.
Omijając kałużę krwi podbiegłam do przyjaciółki i zrobiłam jej szybki skan organizmu. Nie miała żadnych obrażeń wewnętrznych, żadnych złamań ani nawet siniaków czy zadrapań. Problem był tylko jeden.
Próbowałam zatamować krwawienie, ale im bardziej próbowałam tym więcej krwi z niej wypływało. Wydaje mi się, że nie ma na co czekać więc pospiesznie wysłałam patronusa z wiadomością do dyrektora. Jeszcze raz próbowałam jej pomóc, nadal z takim samym skutkiem. Chyba pierwszy raz w życiu czułam się całkowicie bezradna. Czego bym nie zrobiła nic to nie daje. Żadne nawet „ponad Hogwart'owe" zaklęcia nie działały. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać.
*********
Teraz też, kiedy tak chodziłam od jednej ściany do drugiej zdałam sobie sprawę, że będą pytać co tu robię i podejrzewać mnie o to cokolwiek tu się stało.
Co mam powiedzieć? Prawdę? Czy może jakieś zwinne kłamstwo? Ale od kiedy ja kłamię? Co się ze mną dzieje?
Spojrzałam jeszcze raz na biedną przyjaciółkę i nagle zrobiło mi się gorąco, obraz przed oczami spowił się czarną mgłą, a kolana zaczęły się pode mną uginać.
W tym samym momencie światło w pomieszczeniu zapaliło się, a ja wyrwałam się z tego jakby „omdlenia". Odwróciłam głowę w stronę wyjścia i zobaczyłam dyrektora wraz z profesorem Snape'm wpatrujących się we mnie pytająco.
- Panno Granger? - zapytał spokojnie Dumbledore.
- Luna!!!!! Szybko!!!! Błagam!!!! - tylko tyle udało mi się powiedzieć.
Pierwszy zareagował młodszy z mężczyzn i w ułamku sekundy znalazł się przy dziewczynie.
O nic nie pytając wyciągnął z szaty fiolkę z eliksirem i wlał Lunie do ust. Rzucił następnie na nią jakieś nieznane mi zaklęcie, usuwając przy tym z podłogi tą wielką czerwoną plamę.
- Albusie, czy raczyłbyś przenieść pannę Lovegood do skrzydła szpitalnego?
- Tak oczywiście, z miłą chęcią - wycelował w Lunę różdżką i podniósł zaklęciem.
- To my idziemy, prawda panno Lovegood? - zagadnął nieprzytomną.
Wyszedł zaraz potem lewitując dziewczynę.
Odetchnęłam głęboko i poczułam narastającą ulgę. Teraz jestem już spokojna o naszą pomylunkę.
*********
Severus Snape wyprostował się nagle, i całkowicie niespodziewanie odwrócił się w moją stronę i swoją wielką, silną, dłonią złapał mnie pod gardło przygważdżając do ściany.
Nie zdążyłam nabrać wystarczającej ilości powietrza i teraz wiszę kilka centymetrów nad ziemią, nie mogąc zaczerpnąć tlenu.
- Co jej zrobiłaś? Mów Granger! - wysyczał.
Desperacko próbowałam się uwolnić, ale silna dłoń mężczyzny uniemożliwiała mi jakikolwiek ruch.
- P-ppproszzę - wydusiłam ostatkiem sił.
Zamknęłam oczy i przycisnęłam głowę do ściany, a kiedy poczułam jej chłód niemalże odpłynęłam.
Profesor w ostatniej chwili puścił mnie, a ja upadłam na kolana i łapczywie rozmasowywałam sobie szyję. Oddychałam niespokojnie patrząc ze strachem w czarne jak zimowa noc oczy mojego nauczyciela.
- To co odpowiesz czy nie? - zapytał.
Słysząc to miałam wrażenie, że w jego głosie było coś na kształt niemego przepraszam lub chociaż delikatnych wyrzutów sumienia.
Nie odpowiedziałam, bałam się.
Wtedy, gdy tak trzymał mnie na ścianie widziałam w nim złość, żal, zmęczenie i ból pomieszany z determinacją. Fizyczny ból!
To jest takie nierealne. Najpierw dowiaduję się, że Hogwart jest chory, następnie w samym środku nocy znajduję przyjaciółkę w krytycznym stanie, najstraszniejszy nauczyciel przypiera mnie do ściany, a w jego zazwyczaj nic nie wyrażających oczach widzę wiele różnych skotłowanych emocji. Chyba wariuję. Może jestem chora? Powinnam iść do skrzydła szpitalnego? Może to wszystko po prostu sobie uroiłam? Na gacie Merlina...
Czarnooki widząc moją reakcję kucnął przy mnie i powiedział:
- Nie utrudniaj, Hermiono.
Podniosłam na niego moje duże brązowe oczy zaskoczona, że nazwał mnie po imieniu.
- Nic nie zro-obiłam.
- Co w takim razie robiłaś w nocy w bibliotece panno Granger? - znikąd pojawił się i zapytał profesor Dumbledore.
- Skąd Pan się tu, ee jak? - zapytałam jakże inteligentnie.
- Ooooh moja droga, raz jest się tu, raz tam - odpowiedział zamyślony.
- Więc jak opowiesz nam co tu się stało, czy mam Ci podać Veritaserum i przy okazji dowiedzieć się paru innych ciekawych rzeczy? - teraz nie widzę w nim ani szczypty uczuć, znów jest sobą. Sarkastycznym, złośliwym sobą.
- Tylko szczerze Granger, wiem kiedy ludzie kłamią. Nawet nie próbuj.
Nie wiem dlaczego, ale wierzę mu. Nie mogę skłamać. Oberwie mi się.
- Przyszłam tu po książkę, następnie zobaczyłam Lunę, wysłałam patronusa i to by było na tyle.
Miałam nadzieję, że moja zdawkowa odpowiedź wystarczy, ale nie - uśmiechnęłam się smutno.
- Lecz co robiłaś w dziale Ksiąg Zakazanych? - drążył dyrektor.
Nie, nie, nie, nie, nie tylko nie to. Nie mogę powiedzieć prawdy. To by mnie zniszczyło.
- Gadaj! - warknął Profesor Snape.
- Zobaczyłam to - mówiąc to wskazałam ręką na znajome mi już pęknięcie w ziemi, zaczynające swój bieg na kilka metrów przed działem.
- Miałam już wychodzić, ale to mnie powstrzymało.
Mężczyźni spojrzeli tylko na pokazywane przeze mnie dziwne zjawisko i popatrzyli po sobie porozumiewawczo.
Starszy z mężczyzn popatrzył na mnie przenikliwie spod swoich okularów połówek, westchnął i powiedział:
- Rozumiem, dobrze Panna zrobiła odrazu mnie powiadamiając. Uratowałaś Pannie Lovegood życie. - uśmiechnął się do mnie.
- Co jednak nie zwalnia Cię od należytej kary - dodał mój „ukochany" profesor.
- Tak oczywiście, masz rację Severusie. W takim razie Panna Granger za włamanie do szkolonej biblioteki jak i wychodzenie z wieży po ciszy nocnej, otrzymuje dwa dni szlabanu z naszym profesorem Snape'em.
******************************************
Jak myślicie, jak potoczy się los Luny?

Miłego ranka/popołudnia/wieczoru🖤

Zostaniesz? - SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz